Spis treści
WysokieNapiecie.pl „zapuściło żurawia” do umowy zawartej w 2018 r. pomiędzy spółką Elektrownia Ostrołęka a amerykańskim General Electric, które za 6 mld zł brutto miało budować „ostatnią elektrownię węglową w Polsce”. Dobra wiadomość jest taka, że umowa ta nie przewiduje żadnych kar dla zamawiającego za rozwiązanie umowy, bo do umowy wpisano tzw. klauzulę interesu publicznego. Zgodnie nią zamawiający, czyli wtedy jeszcze Enea i Energa, do której należała spółka Elektrownia Ostrołęka, nie zapłaci kar za zerwanie umowy, musi tylko pokryć wszystkie koszty jakie poniosła amerykańska firma do momentu polecenia zaprzestania prac.
Czytaj także: Nowa Ostrołęka – elektrownia, która się słupkom nie kłania
Teraz jest to już ból głowy Orlenu, który przejął gdańską Energę, głównego inwestora projektu. Orlen od początku mówił, że węgiel nie jest jego ulubionym paliwem. Na razie toczą się negocjacje z General Electric, obie strony nabrały wody w usta. Coś niecoś udało nam się jednak dowiedzieć.
Czytaj także: Energa sprzedana Orlenowi. Czy to koniec fuzji w sektorze?
Kocioł z koronawirusem
Ile dotychczas wydano? Z harmonogramu budowy wynika, że do końca maja 2020 r. powinno być ukończone 17 proc. prac. W sumie pochłonęłyby one ponad miliard zł. Ale ponieważ budowy zaprzestano w marcu, to może suma będzie nieco mniejsza. Najwięcej, bo ponad 400 mln zł kosztowało wykonanie fundamentów pod budynek kotła, turbozespołu i chłodni kominowej. Miało się zakończyć w lipcu.
W listopadzie w elektrowni miał być już zamontowany kocioł, wyprodukowany w fabryce GE w Chinach. Tak się złożyło, że fabryka jest w mateczniku koronawirusa, czyli w mieście Wuhan.
To nie jest jakiś tam zwykły kociołek, tylko najwyższej klasy produkt myśli metalurgicznej z wysokogatunkowej stali, który może kosztować nawet 100 mln dol. Zgodnie z harmonogramem produkcja kotła powinna się już kończyć. Ale ani General Electric, ani Orlen nie chciały nam udzielić dokładnych informacji, co się z nim stało. Wiemy tylko tyle, że raczej nie ma go jeszcze w Polsce. Cała nadzieja w tym, że złośliwy wuhański mikrob choć raz zrobił coś pożytecznego i opóźnił produkcję kotła, dzięki czemu koszty będą mniejsze.
A jeśli kocioł jest już gotowy, to proponujemy mimo wszystko przywieźć go do Polski. Jest transportowany po prostu jako płyty stali, więc można go pociąć i zrobić piękne łuki triumfalne na setną rocznicę bitwy warszawskiej, ze stosowną inskrypcją. Ewentualnie przetopić na ordery i odznaczenia.
Ale żarty na bok. Według naszych informacji przez najbliższy miesiąc GE ma przedstawić szczegółowy kosztorys tego co zostało zrobione. Amerykanie dostali też wcześniej 600 mln zł zaliczki, którą też trzeba będzie rozliczyć.
Czytaj także: Epopeja elektrowni Ostrołęka C zbliża się do nieuchronnego końca
Gaz, ale jaki wielki? A może biomasa?
Rozwiązanie umowy z GE to prawdziwa gratka dla prawników i doradców. Po pierwsze, samo rozliczenie dotychczas wykonanych prac pochłonie sporo czasu. Po drugie, Orlen chce wybudować w Ostrołęce coś w zamian. Co to może być? Według naszych informacji w grę wchodzi elektrownia gazowa nawet o mocy 700 MW. Ale możliwe są też inne rozwiązania.
Wielu ekspertów kwestionuje sens budowy w naszym kraju dużych bloków gazowych produkujących tylko prąd, w sytuacji w której w ponad 300 miastach w kraju trzeba będzie „przestawić” stare ciepłownie węglowe na inne, mniej emisyjne paliwo. Podczas marcowej debaty zorganizowanej przez portal WysokieNapiecie.pl i firmę Frontier Economics w sens budowy dużych bloków gazowych powątpiewał np. dr Paweł Skowroński, wykładowca Politechniki Warszawskiej i były wiceprezes PGE, dziś m.in. kierujący powstającym pod auspicjami NCBR programem „Elektrociepłownia Przyszłości”. – W miejscach gdzie nie ma znaczącego odbioru ciepła, budowa wielkich bloków gazowych jest nieoptymalna. Bloki kogeneracyjne są – niedużo- ale jednak bardziej rentowne. Jeżeli mamy dziś możliwość inwestowania w kogenerację gazową, to róbmy to w pierwszej kolejności.
Czytaj także: Nowy ład polskiej energetyki
Ostrołęka ma 50 tys. mieszkańców, którzy dziś częściowo korzystają z ciepła produkowanego przez starą elektrownię Ostrołęka. Po jej zamknięciu po 2025 r. przydałaby się tam raczej mała elektrociepłownia niż wielki blok gazowy. Pytanie czy jednostka za ok. 200 mln zł zaspokoi „ambicje inwestycyjne” obecnych decydentów? Niestety zdaniem wszystkich inżynierów, z którymi rozmawialiśmy możliwości wykorzystania dotychczas wybudowanej infrastruktury oraz wyprodukowanych urządzeń dla nowej elektrowni na gaz czy biomasę są niewielkie. – To tak jakby części od tira próbować wsadzić do osobówki – podsumował obrazowo jeden z nich.
Jakie są możliwe scenariusze? Orlen w ramach rozliczenia z GE może zaoferować Amerykanom budowę nowej jednostki. To możliwe, bo w przeciwieństwie do Energi i Enei nie musi stosować ustawy o zamówieniach publicznych. W takiej sytuacji wspólnik projektu, czyli poznańska Enea po prostu sprzedałby swoje udziały. Orlen może też rozliczyć się z Amerykanami i ogłosić nowy, niepubliczny przetarg.
„Nauka jest sprawą wielkich. Maluczkim dostają się nauczki”
Mieszkańcom Ostrołęki po budowie nieszczęsnej elektrowni zostanie chociaż most, za który inwestor zapłacił. A nam wszystkim tylko nauczka. Plany budowy tego bloku zostały zaniechane w 2012 r. ale po wyborach w 2015 r. minister energii Krzysztof Tchórzewski reanimował go. Nie był to pierwszy polityk, który za wszelką cenę chciał mieć boom inwestycyjny w swoim regionie. W rządzie PO -PSL pochodzący z Podkarpacia wiceminister skarbu Jan Bury z PSL parł do równie nieprzemyślanej i do dziś nieukończonej elektrociepłowni w Stalowej Woli.
W takiej sytuacji szefowie państwowych spółek zachowują się różnie – nieliczni odmawiają i odchodzą. A inni próbują, wedle powiedzonka pewnego starego energetyka, „sporządzić excela i bardzo mocno w niego uwierzyć”.
Czytaj także: Epopeja elektrowni Ostrołęka C dobiegła końca