Spis treści
W kilku ważnych artykułach w portalu WysokieNapiecie.pl opisano rozpad polskiego sektora węgla kamiennego. Mamy tu świetny opis objawów choroby, ale bez analizy gdzie tkwią prawdziwe przyczyny tej sytuacji.
Zobacz więcej: Górnicy wykopali czarną dziurę. Wkrótce będziemy dopłacać 10 mld zł rocznie
Światowy sektor wydobywczy rozwija się w roku 2024 całkiem dobrze. Jeśli otworzy się lokalne gazety w Namibii, Botswanie lub w dziesiątkach innych krajów to tematem są zawsze nowo uruchamiane kopalnie oraz dokumentowane ciekawe złoża kopalin. Coraz więcej krajów na świecie tworzy nowoczesne systemy kontraktowe, otwiera nowe obszary koncesyjne i uzgadnia dziesiątki inwestycji.
Pomimo korupcji, która zawsze towarzyszyła wydobyciu kopalin, mamy sensacyjne spadki cen niklu i kobaltu bo ruszyły nowe kopalnie. Zniszczony wojną domową Irak osiągnął już wydobycie 108 mln baryłek ropy miesięcznie (wartości 8,3 mld USD) co skutecznie zmniejsza przychody Rosji.
Produkcja litu z nowych kopalń wypełniła lukę podażową, a ceny spadły i się ustabilizowały. Nowe złoża gazowe offshore i projekty w skraplanie LNG dały oddech na rynku gazu.
Pięć filarów górniczej mądrości
Zdecydowana większość projektów wydobywczych na świecie uruchamiana jest po dokładnym rozpoznaniu złoża i jego jakości. To rozpoznanie musi dawać dobrą ocenę wartości ekonomicznej złoża.
Drugi element to wiarygodny projekt techniczny realizacji inwestycji autorstwa firmy, która nie jest zależna personalnie czy biznesowo od właściciela kopalni.
Po trzecie powinien zostać zawarty kontrakcie take-or-pay na przynajmniej 50 % wielkości wydobycia zawartym na warunkach rynkowych, z wiarygodnymi finansowo odbiorcami .
Po czwarte – zamknięcie finansowania i skontrolowanie inwestycji przez zewnętrzne firmy finansujące np. podniesienie kapitału czy kredyt na budowę tej kopalni. Nie może też zabraknąć odpowiedniej księgowości zasobów pokazujących ich realną dostępność.
Po piąte gwarancje polityczne wraz z możliwością ścigania kraju, który by naruszył swoje zobowiązania poprzez trybunał arbitrażowy.
Polskie prawo górnicze było w XV i XVI wieku jednym z najnowocześniejszych na świecie i dawało wpływy z kopalń, które pozwalały na niezbieranie wielu innych podatków. Obecnie jednak polski sektor węgla kamiennego narusza wszystkie międzynarodowe zasady prowadzenia takich inwestycji. Można wskazać generalne przyczyny tej choroby a zbierały się one od lat. Tkwią też w ustawie Prawo geologiczne i górnicze.
Gierek dolarów nie liczył
Po fizycznej likwidacji i rozwiązaniu „komunistycznego” Centralnego Urzędu Geologii w roku 1985 zaprzestano prawdziwej ekonomicznej wyceny wartości złóż. Tak to prawda, w czasach „stalinowskich” i w epoce „gomułkowskiej” robiono wyceny projektów, a obliczano je nie tylko w fikcyjnych „złotych” czy „rublach” ale też robiono dla każdej inwestycji bilans w dolarach dla oceny czy pod względem dochodów walutowych inwestycja ma sens. Oceny były robione na podstawie odpowiednio gęstej siatki badań złoża – to jest obecnie uznana metoda na całym świecie.
Zamiast dobrego przygotowywania inwestycji od początku lat 80-tych bonzowie i baronowie śląscy zaczęli forsować teorie jak największego wydobycia węgla za wszelką cenę.
Upadek rozsądnego gospodarowania złożami zaczął się już w czasach Edwarda Gierka, tj. wtedy, gdy dokonano istotnych zmian w kierownictwie CUG – ostatnie lata jego istnienia była to już powolna degradacja merytoryczna.
Plany złóż to makulatura
Nowe projekty zagospodarowania złoża (PZZ) w węglu kamiennym cierpią w Polsce na brak pełnego udokumentowania zasobów. Tajemnicą poliszynela są kilkukrotne sytuacje, iż całe poziomy wydobywcze były źle zaprojektowane i źle przygotowane do wydobycia bo nie zauważono uskoku, który przesunął węgiel w inne położenie. Zatem projekty techniczne rozbudowy kopalń nie mają nic wspólnego z dobrą praktyką międzynarodową. Gdyby naprawdę dokumenty koncesyjne pokazywałyby dokładniejszą sytuację złóż, nie byłoby tak drastycznego spadku wydobycia, o którym mówią autorzy artykułów.
Czytaj: Wydobycie węgla w Polsce w 2023 cofnęło się do 1910 roku. Co dalej?
W szczególności autorzy tych projektów oraz osoby oceniające i weryfikujące są powiązani z właścicielem kopalń (Skarbem Państwa) a to znacząco wpływa na wynik prac. Plan zagospodarowania złoża powinien tak ustawiać projekt wydobycia aby nie wydobywać z deficytem – jest to łatwo przeliczyć i ocenić wyrzucając po prostu te części złoża, które są za daleko, zbyt słabe lub dają zbyt duże szkody na powierzchni.
Sądzę, iż 75 – 80 % obecnie obowiązujących PZZ to makulatura, z której nie dowiemy się o prawdziwej dochodowości tych złóż i nie dowiemy się które części złoża powinny być zaniechane.
Do II wojny światowej przestrzegano ściśle zasady, zgodnie z którą na terenach planowanego wydobycia (bo są dobre pokłady węgla) nie lokuje się nowych inwestycji czy osiedli. Na terenie Katowic – Ligota zezwolono co prawda w latach 20-tych na zabudowę, ale zakładano wejście z wydobyciem dopiero za 230-260 lat.
Po drugiej wojnie światowej zabezpieczano tereny dla przyszłego wydobycia planami miejscowymi. Wskutek ich unieważnienia na początku lat 90-tych praktycznie stracono ekonomicznie nawet 500 mln czy 1 mld ton węgla Dzięki temu nastąpił rozwój gospodarczy Śląska w innych kierunkach bo tysiące działek zostały zabudowane. Nad węglem o wartości X i możliwych zyskach z jego wydobycia wynoszących np. 15 % X znalazły się domy i fabryki oraz autostrady warte 30 % X lub więcej.
Kolejny ukryty cios w sektor wynikał z obłędnego maszerowania w głąb ziemi na jak najgłębsze pokłady. Te pokłady nigdy w życiu nie powinny być uruchomione gdyż są nieekonomiczne. Pomimo tego liczni „konsultanci” i doradcy zarządów pisali dokumenty, iż są one opłacalne. Koszty przygotowania wydobycia z tych głębokich pokładów ukrywano w kosztach wydobycia z pokładów lepszych. Dokonywano po prostu subsydiowania skrośnego po to, aby zamazać prawdziwą wycenę ekonomiczną złóż. To zbyt głębokie wydobycie zwiększyło z powrotem zrzuty soli tak, że z powrotem okresowo Wisła, która miała już poniżej 100 mg/litr miewa okresy gdy jest 180 mg/litr.
Mamy teraz na Śląsku wspaniale rozwijające się tereny gdzie nikt już nie chce węgla, miliony ludzi nie chcą nawet słyszeć o kopalni gdzieś w pobliżu. Mamy setki inwestorów dających pracę społeczeństwu południowej Polski, ale po roku 1993 stracono miliony ton dobrego węgla.
Dołożyła się do tego absurdalna decyzja o trasie autostrady Katowice – Kraków. Gdyby poprowadzono ją po północnej stronie Śląska przy Pyrzowicach, mielibyśmy dodatkowe 240-350 mln ton dość taniego węgla.
Ten poważny cios sektorowi węglowemu zadało lobby, które zablokowało wydobycie z tzw. południowej części wanny węglowej czyli pas od granicy województwa opolskiego aż po Zator i Spytkowice na wschodzie i niektórych terenów obok głównych rejonów wydobycia. Był cały szereg projektów wydobycia węgla z głębokości 300-400 metrów przy użyciu metod upadowych (a więc znacznie taniej), ale te projekty zdecydowane „lobby związkowe” skutecznie zlikwidowało. Również za tym zablokowaniem szły prywatne interesy ludzi, którzy zgromadzili grunty i wybudowali sobie domy w tamtym rejonie, a często byli to ludzi mający bliżej do „grupy trzymającej władzę”.
Pokaż mi kasę
Wszelkie projekty wydobywcze powinny być oparte o wiarygodne kontrakty take-or-pay ze ścieżkę cenową gwarantującą spłatę inwestycji przynajmniej przy wydobyciu na poziomie 70-75 % planowanego. Jeśli uda się więcej wydobyć to zyski z tego wydobycia powinny trafiać także w odpowiedniej proporcji do tego, kto gwarantuje taki kontrakt. Ale tego typu kontrakt pozwalałby też na zmniejszanie wydobycia gdy nagle lepiej jest zapłacić za nieodebranie węgla.
Minimalny procent umów, które powinny być zawarte to umowy na 50 % wydobycia – dopiero wtedy powinna zapadać decyzja o pierwszych pracach inwestycyjnych. Jeśli nie, to po prostu projekt trzeba zamrozić i czekać na inwestora z pieniędzmi.
Rachunkowość z „czarnej dziury”
Brak jest zewnętrznej niezależnej kontroli czy w ogóle dany projekt jest wiarygodny. Obecnie, dzięki „umowie społecznej” to górnicy zmusili rząd do realizowania inwestycji – bo trzeba dotrzymać jego postanowienia.
Już za czasów pierwszego przeglądu sektora węglowego (a było to w roku 1999) wykonywanego przez firmy wybrane za pieniądze Banku Światowego było jasne, że bez nowoczesnej księgowości i rachunkowości kosztów nie da się podejmować rozsądnych decyzji
Niestety ówczesny Departament Rachunkowości Ministerstwa Finansów nie zdecydował się na wdrożenie jednej z rekomendacji, aby wszystkie polskie firmy wydobywcze musiały prowadzić księgowość także według zasad międzynarodowych. Przede wszystkim nie wprowadzono obowiązku regularnego sprawdzania zasobów posiadanych i kontrolowanych według metodologii np. australijskiej czy kanadyjskich wymagań giełdowych.
25 lat temu proponowałem aby powstał specjalny parkiet giełdowy, na którym notowane mogłyby być spółki wydobywcze ale spełniające warunki minimalne w zakresie pokazywania realnie wartości ekonomicznej ich złóż. Oczywiście nasza giełda nigdy by nie dorównała Giełdzie w Toronto (www.sedar.com) czy giełdzie w Johannesburgu, ale byłby to jakiś sprawdzian i trening dla sektora oraz miejsce dla szkolenia nowych kadr.
Prawidłowa księgowość przedsiębiorstw wydobywczych powinna także pokazywać nadmierne zatrudnienie w sektorze bo niekiedy wynika ono wyłącznie z „przechowywania” ludzi, którzy nabyli uprawnienia emerytalne. Czasem jednak wynika z celowych inwestycji w obiekty wymagające dużego zatrudnienia. Od dziesięcioleci preferowano wydobycie szybami a nie próbowano ich zastępować upadowymi. Lobby związkowe naciskało na takie projekty zagospodarowania złóż (PZZ), które maksymalizowały zatrudnienie.
Złoża z science-fiction
Kolejny ukryty problem, który dołożył się do tragedii sektora tkwi w przepisach ustawy Prawo geologiczne i górnicze. Koncesje ustalają minimalny wskaźnik wykorzystania złoża. Celowo jest on w projektach ustawiany za wysoko, po to aby wydobyć także mniej opłacalne części złoża, nie porzucając ich.
To z kolei jest woda na młyn oszołomów, którzy domagają się aby cały węgiel wydobyć bez względu na koszty – przecież tak jest zapisane w koncesji. Co gorsza przepisy ustawy nakazują karanie kierownictwa, które by próbowało naruszyć współczynnik z koncesji. Bez zmiany niektórych przepisów tragedia sektora będzie się pogłębiać.
To co umyka wszystkim diagnostom choroby to fakt, że złożem powinno być tylko takie nagromadzenie kopaliny, które ma wartość ekonomiczną. Publikowany corocznie bilans zasobów kopalin jest typową książką z pogranicza science-fiction. W bibliotece trzymam ją przy książkach Stanisława Lema i innych autorów S-F. Zawiera ona całkowicie nieprawdziwe informacje o „złożach”.
Węglowe pasożyty
Zewnętrzne uwarunkowania polityczne są tak duże, iż ukrywają inne czysto polityczne przyczyny opisanej choroby.
Poważny cios dla sektora węglowego wynikł z niezrozumienia czym jest Unia Europejska. Politycy forsujący wejście do UE nie wytłumaczyli wyborcom, że liczne przepisy jakie są w UE skutecznie utrudnią pozyskiwanie nowych koncesji wydobywczych, także na terenach gdzie jest nieco mniejsza gęstość zabudowy.
Wybitne zasługi w tym zakresie mają ówczesne władze resortu środowiska, które opowiadały, że damy sobie radę z przepisami unijnymi (i jak trzeba to będziemy je trochę omijać czy naciągać). Gdyby kopalnie przed rokiem 2004 rozumiały zagrożenie ze strony przepisów unijnych i gdyby pozyskały długie 35-50 letnie koncesje na wydobycie węgla kamiennego to ich sytuacja w zakresie wywłaszczania jakichś nieruchomości i lepszego zaprojektowania wydobycia byłaby inna. Jednak wtedy przed rokiem 2004 nikt z ówczesnych rządzących tego nie rozumiał a w obawie przed wyborcami nie podjęto tego tematu.
Politycznym czynnikiem czyli pasożytem, który przyczynił się do upadku sektora węglowego są liczne obsiadłe ten sektor instytucje, w których zatrudnienie jest o wiele za duże w stosunku do potrzeb zmniejszającego się wydobycia.
Niedługo wydobywać będziemy 10 mln ton węgla, a instytucji i ludzi nadzorujących, opiniujących i naukowych piszących na ten temat doktoraty będzie trzy a może pięć razy więcej niż w czasach CUG. Niestety te wszystkie grupy gorąco lobbują za utrzymaniem obecnej sytuacji a bez zdecydowanej redukcji personalnej i kosztowej sektor nie utrzyma się długo.
Kolejna ukryta przyczyna silnej pozycji sektora i jego żądań dotacji wynika ze zręczności kierownictwa tego sektora, które szybciej zmniejsza wydobycie niż spada zapotrzebowanie kraju na węgiel. Tzn. sektor celowo powodował spadek wydobycia tak, że okresowo brakowało węgla. Wtedy zaczynały się sięgające wielu lat wprzód żądania wobec polityków.
Pomaga im skuteczne zablokowanie budowy dużego terminala do importu węgla. Gdyby istniała realnie techniczna możliwość importu 30 mln ton węgla rocznie, to można by nie dopuścić do szantażu. Przypominam, iż pewna premier Wlk. Brytanii złamała skutecznie opór górników przed reformami przy użyciu węgla importowanego m.in. z Polski.
Ile mamy węgla tak naprawdę
Zasoby przemysłowe w danych na 31.12.2022 to 4 mld 266 mln 353 tysięcy ton węgla kamiennego. Przy wydobyciu w roku 2022 46,5 mln ton te zasoby (gdyby były prawdziwe) powinny umożliwić wydobycie jeszcze przez 90 – 100 lat. Realnie jednak nie są to zasoby przemysłowe bo są one nieopłacalne przy obecnych cenach i technikach wydobycia. Podejrzewam, że gdyby dokonać czystki, wymienić całkowicie personalnie Komisję Zasobów Kopalin i obsadzić ją międzynarodowymi ekspertami, to po weryfikacji te zasoby węgla kamiennego wyniosłyby może 750 mln ton czy nawet tylko 550 mln ton. Pośrednio potwierdza to program „wygaszania” wydobycia gdyż realnie po cichu potwierdza się nieopłacalność większości złóż wykazanych w ww. dokumencie.
Kolejną skuteczną przyczyną dołowania polskiego sektora węgla kamiennego jest celowa polityczna wrogość wobec międzynarodowych inwestorów lub inwestorów chcących robić ekonomicznie opłacalne kopalnie. Lobby węglowe skutecznie wyrzuciło Australijczyków z inwestycji na Lubelszczyźnie i doprowadziło do tego, że grozi nam zapłata sporych odszkodowań. Ciekaw jestem czy po ostatecznym wyroku z wysokością odszkodowania nie nastąpią jakieś niezwykłe zachorowania na chorobę Alzheimera u osób, które podejmowały te decyzje.
Czy jest lekarstwo na tę chorobę?
Przyczyny choroby są złożone a leczenie objawów nic tutaj nie da. Najlepszym lekarstwem byłby model chilijski czyli zabronienie „państwowym” kopalniom jakichkolwiek nowych inwestycji a zezwolenie tylko na inwestycje prywatnych podmiotów (nawet poprzez odkup od państwowej kopalni jakiejś części jej obszaru koncesyjnego i uprawnień).
To oznacza szybką prywatyzację poszczególnych koncesji czy fragmentów koncesji a wyrzucenie resztek do SRK (wraz z likwidacją dotychczasowych podmiotów z wyjątkiem dającej sobie radę JSW S.A. i Bogdanki). Kopalnie, na które nie znalazłby się nabywca, byłyby zamykanie w pierwszej kolejności.
Do realizacji tego modelu potrzebna byłaby szybka ścieżka negocjowania z nowym prywatnym podmiotem zmian w koncesji i przejmowania całej lub części tej koncesji dla „dokończenia” jej działania. Te negocjacje powinien prowadzić „prywatyzator” siedząc przy jednym stole z Głównym Geologiem Kraju i robiąc to co robiła premier Wlk. Brytanii – albo was prywatyzujemy albo zamykamy całość jak nie chcecie być sprywatyzowani. Przy okazji takiej prywatyzacji należałoby z urzędu skorygować koncesje i obniżyć w nich współczynniki wykorzystania złoża tak, aby zostawić tylko dochodową część zasobów. A zmiana takich warunków koncesji musiałaby wchodzić w życie od razu w dniu wejście w życie danej umowy prywatyzacyjnej.
Model chilijski dałby może dodatkowo 15-22 mln ton węgla rocznie i akurat byłoby to uzupełnienie do wygaszanych „państwowych” kopalń.
Zatruta pigułka w koncesji
Mamy jednak pewien ukryty problem prawny – większość kopalni węgla kamiennego miała ostatnio przedłużone koncesje niezgodnie z prawem unijnym – nie wykonano ocen oddziaływania na środowisko (bo taką zrobiono specustawę). Zatem żaden poważny prywatny inwestor (mający dobrych doradców prawnych) nie będzie chciał kupić takiej koncesji chyba, że Skarb Państwa zagwarantuje mu odszkodowanie na wypadek gdyby niezależny sąd a potem Sąd Najwyższy unieważnił tę koncesję jako niezgodną z prawem.
To kolejny problem gdyby ktokolwiek chciał realizować model chilijski w Polsce. W slangu finansowym nazywa się to „zatruta pigułka”, utrudniająca przejęcie jakiegoś podmiotu.
Sensowne zmiany w kierunku wyleczenia choroby opisanej we wspomnianych na wstępie artykułach wymagałyby zmian ustawowych i to zrobionych wbrew interesom opisanych wcześniej wielu grup nacisku. Drugim rozwiązaniem jest dalsze dopłacanie do tych grup nacisku i interesów. Kontynuowane będzie raczej to drugie rozwiązanie.
W opinii międzynarodowego sektora wydobywczego Polska staje się skansenem, gdzie nie obowiązują typowe reguły światowe a wszyscy poważni inwestorzy z branży węgla kamiennego omijają ją z daleka. Pocieszające jest tylko to, że dzięki opisanej sytuacji setki młodych geologów i inżynierów – górników z Polski, po krótkim okresie pracy w kraju, emigrują do państw gdzie znajdują łatwo zatrudnienie, bo wiedzą doskonale czego należy unikać.