Energetyka to krwiobieg gospodarki, gwarancja jej rozwoju. To też poligon walki o czyste powietrze, do którego prawo ma każdy z nas. Wydawać by się mogło, że sprzedaż uprawnień do emisji CO2 i cały system handlu uprawnieniami to element egzekwowania prawa do czystego powietrza. W rzeczywistości jednak środki te zamiast wspierać inwestycje w zmianę miksu, sieci czy efektywność energetyczną trafiają do budżetu państwa. Chętnych do skorzystania z tych pieniędzy nie brakuje, a bieżące potrzeby biorą górę nad dużymi, długoterminowymi inwestycjami. W efekcie rosnące koszty emisji CO2 podwyższają koszty funkcjonowania całego systemu opartego na węglu, a Polacy ponoszą coraz wyższe koszty zdrowotne i społeczne. Wszystko po cichu, w cieniu, w kuluarach i małym drukiem. Gdzie są środki na transformację i o jakich pieniądzach mówimy?
Jest emisja, są pieniądze
Rząd otrzymuje uprawnienia do emisji CO2, sprzedaje je wprowadzając na rynek; przedsiębiorstwa, które emitują CO2 muszą je kupić. Z systemu handlu uprawnieniami do emisji w okresie od 2021 do 2030 r. popłynie kilkoma strumieniami dużo pieniędzy. Zakładając cenę CO2 na poziomie 30 EUR/tonę (i kurs 4,4 zł/EUR) Polska będzie miała do dyspozycji:
- Środki z wprowadzania do obrotu uprawnień CO2 – 984 mln uprawnień, czyli ok. 130 mld zł (czytaj[1])
- Fundusz Modernizacyjny – 135 mln uprawnień, czyli co najmniej 17 mld zł (czytaj[2])
- Nowy fundusz celowy utworzony po rezygnacji z przydziału bezpłatnych – 275 mln uprawnień, czyli co najmniej 36 mld zł. (czytaj[3])
Łącznie w polskim budżecie do 2030 r. znajdzie się ponad 41 mld EUR, czyli ponad 180 mld zł. Do tego dochodzi jeszcze Fundusz Innowacji – również finansowany z ETS, stworzony dla najbardziej innowacyjnych projektów we wszystkich państwach członkowskich.
Do tej pory pieniądze z systemu ETS trafiały do budżetu państwa lub (w przypadku derogacji) na konto spółek energetycznych. Było ich znacznie mniej, bo ceny uprawnień CO2 były niskie (przez lata kształtowały się na poziomie 5 EUR za tonę). Nie było więc o co walczyć. Teraz, gdy ceny uprawnień wzrosły o 400% i końca podwyżek nie widać, priorytetem powinna być redystrybucja środków na dekarbonizację polskiej gospodarki. Poniżej wyjaśniamy specyfikę trzech źródeł finansowych ETS.
Fundusz celowy, ale jaki?
W sierpniu rząd zapowiedział rezygnację z bezpłatnego przydziału uprawnień dla spółek energetycznych na rzecz utworzenia funduszu celowego. Rezygnacja z mechanizmu derogacji nie jest zaskoczeniem. Darmowe uprawnienia nie przyczyniły się do inwestycji w sektorze, choć taki był cel ich wprowadzania wiele lat temu. Komisja Europejska zaproponowała więc zastąpienie przydziału bezpłatnych uprawnień aukcjami, w których spółki mogłyby zgłaszać projekty prowadzące do redukcji emisji CO2. Tym rozwiązaniem nie był jednak zainteresowany nasz sektor energetyczny. Dlatego po 2021 r. uprawnienia do emisji CO2 zostaną sprzedane na aukcjach ogólnych, a środki zasilą na razie nieokreślony fundusz celowy, którym zarządzać będzie Minister Energii. Zasady jego funkcjonowania powinny być ustalone w kolejnych miesiącach w formie ustawy.
Fundusz Modernizacyjny- czas na decyzje!
Po 2021 r. powstanie Fundusz Modernizacyjny. Wiadomo już jak będzie działał. W jego obsługę zaangażuje się Europejski Bank Inwestycyjny, a operatorem w Polsce ma zostać Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Na Fundusz Modernizacyjny „zrzucają się” bogatsze kraje UE i pula środków jest tym większa, im więcej dany kraj emituje. Polska jest więc największym jego beneficjentem. Ogólne zasady funkcjonowania tego funduszu zostały określone już 5 lat temu w konkluzjach Rady Europejskiej[4]. Środki można przeznaczyć głównie na efektywność energetyczną, sieci elektroenergetyczne i ciepłownicze oraz redukowanie emisji. Nie można z tych pieniędzy wspierać inwestycji węglowych. Fundusz idealnie pasuje do działań antysmogowych. Za programowanie Funduszu Modernizacyjnego odpowiada Minister Środowiska, który nie prowadzi jeszcze żadnych szerokich, publicznych konsultacji w tym zakresie. Pilnie trzeba ustalić priorytety i podział środków.
Co zrobić ze 130 mld zł
Największa pula pieniędzy pochodzi z wprowadzania do obrotu uprawnień do emisji CO2. To temat całkowicie pomijany w dyskusjach o przyszłości energetyki, a dotyczy ogromnej sumy – ponad 130 mld zł do 2030 r. Regulacje dyrektywy ETS co do tego jak zagospodarować fundusze nie są do końca precyzyjne. Państwa powinny przeznaczyć środki na niskoemisyjną transformację, ale… nie muszą. W rezultacie, od lat giną one w budżecie państwa. Jednocześnie brakuje pieniędzy na niskoemisyjne inwestycje. Najwyższy czas by pula tych środków została przekierowana na modernizację energetyki. Inaczej Polska będzie ponosić coraz wyższe koszty zakupu uprawnień, a polskiej, niedoinwestowanej energetyce, która już teraz jest na równi pochyłej, będzie trudno się podnieść. Skutkiem kolejnych lat zaniechań będzie rosnący import energii – elektrycznej i surowców. Oraz najbardziej zanieczyszczone w Unii Europejskiej powietrze.
Energetyka może być nowoczesna
Dla Polski priorytetem powinno być ograniczenie kosztów transformacji energetyki i utrzymanie cen ciepła i energii elektrycznej na racjonalnym poziomie. Polska potrzebuje nowoczesnego i niskoemisyjnego sektora energetycznego. Musimy pozbyć się węgla z ciepłownictwa, bo inaczej jego import będzie rósł. Wraz z nim będą też rosły koszty ciepła i poziom smogu. Kluczowa jest też efektywność energetyczna, szczególnie w budynkach. Ne termomodernizacji skorzystają wszyscy, głównie najmniej zamożna część społeczeństwa. Ważne jest również pokonanie emisji z transportu. Potrzebny jest rozwój sieci przesyłowych i dystrybucyjnych, magazynowanie energii, paliw wodorowych, rozbudowy połączeń międzysystemowych. Trzeba inwestować w integrację OZE w systemie energetycznym i poprawę elastyczności.
Budżet vs energetyka
System handlu emisjami ETS mógłby stać się nowym mechanizmem finansowania inwestycji energetycznych, działającego na zasadach tzw. „dźwigni”. Im wyższa cena uprawnienia do emisji tym więcej środków na inwestycje. Choć nie sfinansuje całej transformacji, to nie jest to już tylko kropla w morzu potrzeb. Jednak chętnych do skorzystania z rosnących wpływów ze sprzedaży CO2 nie brakuje. Jeżeli Minister Energii i Minister Środowiska nie zawalczą skutecznie o te środki, będzie to oznaczało, że niskoemisyjne inwestycje znów będą musiały poczekać. Sieci będą się starzeć, „kopciuchy” będą kopcić i miliony ton węgla będą „zasilać” gospodarkę i jednocześnie truć Polaków. Czy naprawdę nas na to stać?