Podstawowe źródło wsparcia energetyki odnawialnej – zielne certyfikaty – we wtorek były wyceniane na giełdzie najdrożej od niemal roku. Tylko przez ostatnie dwa miesiące ich cena podskoczyła o 110% – do ponad 47 zł w czwartek. Dzięki czemu „zielona” energia zyskuje na wartości?
We czwartek, 31 sierpnia, świadectwa pochodzenia energii ze źródeł odnawialnych (tzw. zielone certyfikaty) kupowano na warszawskiej Towarowej Giełdzie Energii nawet po 49,90 zł za megawatogodzinę, a indeks wszystkich transakcji zamknął się ceną ponad 47 zł/MWh. A to wszystko przy bardzo wysokich obrotach – ponad 147 GWh w ciągu dnia. To spektakularny wzrost biorąc pod uwagę, że ich notowania zamknęły czerwiec najniższym poziomem w historii – niespełna 22,5 zł.
To jednak nadal daleko od poziomów, jakie certyfikaty notowały jeszcze w 2012 roku, gdy wyceniano je na ponad 280 zł, czy choćby ponad 100 zł/MWh, ile płacono za nie jeszcze w maju 2016 roku. Każde wzrosty pozwalają jednak odetchnąć inwestorom, z których część ma już problemy ze spłatą zobowiązań. Kilka dni temu „Puls Biznesu” poinformował o ogłoszeniu postępowania restrukturyzacyjnego, należącej do austriackiego inwestora, spółki Megawind Polska – właściciela niewielkiej farmy wiatrowej pod Szczecinem.
W ostatnim czasie do wzrostu cen przyczynić mogły się przede wszystkim dwie informacje mające. 11 sierpnia Minister Energii ogłosił wzrost obowiązku zakupu zielonych certyfikatów przez spółki energetyczne dostarczające prąd Polakom. W 2018 roku obowiązek wyniesie 17,5%, a w 2019 roku 18,5% w stosunku do 15,4% w tym roku. To mniej, niż poziom o jaki zabiegali inwestorzy i banki, które kredytują ekoelektrownie, ale najwyraźniej więcej, niż rynek spodziewał się do tej pory po resorcie energii, zwykle mało przychylnym „zielonym” elektrowniom.
Drugą pozytywną dla tego sektora informacją było ogłoszenie tydzień temu tzw. aukcji OZE, a więc postępowania na zakup energii z istniejących odnawialnych źródeł energii (gł. bloków na biomasę). Instalacje, które przejdą do nowego systemu wsparcia przestaną otrzymywać zielone certyfikaty, a więc zmniejszą ich ilość dostępną na rynku.
Z informacji Obserwatora Legislacji Energetycznej portalu WysokieNapiecie.pl wynika, że decyzja Prezesa Urzędu Regulacji Energetyki była sporym zaskoczeniem przynajmniej dla części firm, a także dla urzędników Ministerstwa Energii i Komisji Europejskiej, którzy uzgodnili, że aukcje odbędą się dopiero po kolejnych zmianach w ustawie o odnawialnych źródłach energii i notyfikacji systemu wsparcia. W efekcie rynek spodziewał się ogłoszenia tych aukcji najwcześniej pod koniec roku.
Działania Ministerstwa Energii i Prezesa URE powinny doprowadzić do trochę szybszego, niż do tej pory szacowano, ograniczenia nadmiaru zielonych certyfikatów na rynku. Z symulacji WysokieNapiecie.pl wynika, że nadmiar zielonych certyfikatów powinien zniknąć w trzech i pół roku, o ile rząd nie zdecyduje o przeniesieniu z systemu zielonych certyfikatów kolejnych instalacji. Gdyby to nastąpiło, nadmiar mógłby zniknąć jeszcze wcześniej.
Tegoroczne ceny zielonych certyfikatów będą miały istotne znaczenie dla ich dalszego kształtowania się na rynku. Zgodnie z przyjętą niedawno nowelizacją ustawy o OZE (tzw. Lex Energa), przyszłoroczna opłata zastępcza (którą można zastąpić obowiązek zakupu certyfikatów) będzie tylko o 25% wyższa, niż tegoroczne ceny rynkowe certyfikatów. Im wyżej świadectwa pochodzenia będą więc notowane w tym roku, tym wyższa będzie przyszłoroczna opłata zastępcza i na tym wyższym poziomie może się ukształtować w 2018 roku cena rynkowa.