Plan ustawienia gdzieś na polskim wybrzeżu pływającego terminala LNG tworzony jest przez operatora przesyłowego gazu – Gaz-System na wypadek jakichś przeszkód w budowie połączenia gazowego z szelfem norweskim oraz w rozbudowie terminala w Świnoujściu.
Ze słów pełnomocnika rządu ds. infrastruktury strategicznej, Piotra Naimskiego, jasno wynika, że importu gazu z kierunku norweskiego jest obecnie priorytetem absolutnym.
Gaz-System ogłosił jednak właśnie, że rozstrzygnął w przetargu, kto ma zrobić studium wykonalności dla projektu pływającego terminala, określanego inaczej FSRU (Floating Storage Regasification Unit). Wkrótce podpisana zostanie umowa na wykonanie studium i powinno być ono gotowe w listopadzie. Jako miejsce na pływający terminal powszechnie wskazuje się, co prawda, Zatokę Gdańską, ale dyrektor pionu rozwoju Gaz-Systemu Paweł Jakubowski zastrzega, że optymalna lokalizacja będzie wynikać właśnie ze studium wykonalności.
Operator przesyłowy szacuje, że uruchomienie drugiego gazoportu – wraz z budową koniecznych gazociągów – pochłonęłoby ok. 3 mld zł, a gdyby zapadły odpowiednie decyzje inwestycyjne, to FSRU mógłby ruszyć w 2021 r. Tylko, że to ciągle plan B, „awaryjny”, czy jak kto woli „alternatywny” w stosunku do zasadniczych zamierzeń.
A te przewidują rozbudowę terminala w Świnoujściu. Z obecnej przepustowości 5 mld m sześc. rocznie, ma ona wzrosnąć do co najmniej 7,5 mld, a może nawet i 10 mld, co jednak wymagałoby budowy trzeciego zbiornika na skroplony gaz. Zasadniczą jednak częścią jest uruchomienie fizycznego połączenia ze złożami gazu na szelfie norweskim poprzez Danię. Ostatnią częścią tego korytarza byłby gazociąg Baltic Pipe, wiodący dnem Bałtyku od brzegów Danii do Niechorza w Zachodniopomorskiem. Techniczną przepustowość tego połączenia w kierunku Polski zakłada się na poziomie 10 mld m sześc. rocznie. Dodatkowo możliwy ma być przepływ w kierunku przeciwnym, ale około trzykrotnie mniejszy.
Czyli teoretycznie rozbudowany terminal w Świnoujściu oraz rura z Danii powinny dać możliwość importu nawet 17-20 mld m sześc. gazu rocznie, co prawie dwukrotnie przekracza dzisiejszy polski import. Według dyrektora Jakubowskiego, budowa Baltic Pipe jest wykonalna do 2022 r. Co prawda ogłoszenie przez Gaz-System oraz duńskiego operatora przesyłowego Energienet.dk procedury Open Season nieco się opóźni, jednak – jak tłumaczy Jakubowski – jesienią Gaz-System planuje mieć w jej efekcie podpisane wiążące umowy na przesył gazu Baltic Pipe.
Według ministra Piotra Naimskiego sama faza konstrukcyjna gazociągu nie powinna być dla operatora przesyłowego większym problemem, a Gaz-System samodzielnie jest w stanie udźwignąć koszt budowy. W ocenie Naimskiego, dzisiejsze zaangażowanie Gaz-Systemu w różne projekty, związane z rozbudową krajowego systemu gazowego i interkonektorów jest znacznie większe, niż to, które będzie wymagane w momencie budowy bałtyckiej rury. Dopiero gdyby któryś z elementów tego planu byłby zagrożony, do gry ma wejść projekt drugiego terminala LNG.
Naimski dodaje, że cały projekt ma poparcie rządów Norwegii i Danii, a przedstawiciele polskiego rządu są w stałym kontakcie z władzami tych państw. Tak aby całe połączenie było gotowe w 2022 r., kiedy to będzie się kończyć obecny kontrakt PGNiG na dostawy gazu z Rosji.
O kosztach całej imprezy strona polska na razie nie chce mówić. – Żadne cyfry, nawet szacunkowe na razie nie padną, bo jesteśmy ciągle przed rozstrzygnięciami typu przetargi czy umowy, które koszty te dopiero ustalą – zastrzega Naimski.