Odbiorcy przemysłowi w Polsce płacą za energię elektryczną i subsydia do energetyki odnawialnej łącznie mniej, niż do niedawna płacili za samą energię. Przemysł energochłonny stał się właśnie jednym z głównym beneficjentów rozwoju OZE. Tracą na tym jednak elektrownie konwencjonalne.
Od lat cena energii na giełdzie u naszych zachodnich sąsiadów jest znacznie niższa, niż w Polsce. Aktualnie o blisko połowę. Tymczasem przemysł kupuje prąd po stawkach zbliżonych do ceny giełdowej. Bezpośrednie koszty wsparcia rozwoju energetyki odnawialnej (w postaci dopłat na rachunkach za energię) ponoszą głównie sektor usług i gospodarstwa domowe, spośród których cześć jest jednocześnie beneficjentami np. taryf gwarantowanych za produkcję „zielonego” prądu”.
{norelated}Znacznie potaniały także zielone certyfikaty, wspierając energetykę odnawialną. Dziś można je kupić za niewiele ponad 100 zł/MWh, podczas gdy jeszcze na początku 2012 roku kosztowały 280 zł/MWh. W dodatku od roku przemysł energochłonny może korzystać ze zwolnień od tych kosztów, sięgających od 20% do 85%. Nawet pomimo tego, że obowiązek zakupu zielonych certyfikatów wzrósł w ciągu pięciu lat 10,4% do 14% zużycia energii, to realne obciążenie każdej megawatogodziny tym para-podatkiem spadło z ok. 26 zł do zaledwie 2 zł w przypadku np. hut stali, ok. 7 zł dla przemysłu chemicznego i niespełna 15 zł dla pozostałych dużych odbiorców.
Na rozwoju energetyki odnawialnej tracą przede wszystkim dwie branże przemysłowe: energetyka i górnictwo.
Paradoksalnie nowe bloki energetyczne oparte na węglu kamiennym (Kozienice, Opole, Ostrołęka) także będą wymuszały dalsze spadki cen hurtowych energii. Nowe instalacje o dużej sprawności będą wypierać z tzw. merit order (rankingu cenowego elektrowni opartego o koszty zmienne, decydującego o tym które bloki pracują w danym momencie) najmniej efektywne, a więc najdroższe w eksploatacji elektrownie węglowe. W obecnym modelu rynku, przy bardzo małej elastyczności cenowej popytu, trudno o inny obrót spraw. Spadki cen oznaczają jednak, że z samej sprzedaży energii na rynku inwestorzy nie będą wstanie odzyskać kosztów budowy nowych elektrowni. Dlatego rząd planuje wprowadzenie tzw. rynku mocy, który jest jednym z możliwych rozwiązań tego problemu.