Spis treści
3,5 miliarda z naszych podatków…
W projekcie przyszłorocznego budżetu, który Rada Ministrów przyjęła w zeszłym roku dla górnictwa węgla kamiennego zapisano dokładnie 3,555 miliarda. Kwota ta będzie pochodzić z kilku źródeł. Najwięcej zapisano w dziale „dotacje i subwencje” – niemal 3,322 miliarda złotych.
Przy czym w tej sumie wyszczególniono 2,4 miliarda zł jako tzw. dopłaty do redukcji zdolności produkcyjnych.
Ustawę umożliwiającą te dopłaty uchwalono w 2021 r. żeby ratować zbankrutowane górnictwo. Rząd PiS zgodził się pokrywać w ten sposób straty na wydobyciu węgla w nierentownych kopalniach.
W zamian górnicze związki zgodziły się łaskawie na zamknięcie kopalń w 2049 r. co i tak jest datą kompletnie nierealistyczną, bo węgiel nie będzie tak długo potrzebny.
Ustawa przewiduje, że przedsiębiorstwo górnicze, objęte systemem wsparcia stopniowo wygasza działalność wydobywczą wyznaczonych kopalń, a w zamian dostaję dopłatę – różnicę między kosztami działalności wydobywczej, a przychodami ze sprzedaży węgla.
Dopłata ta może mieć formę dotacji z budżetu państwa albo podwyższenia kapitału zakładowego obligacjami Skarby Państwa.
Ponadto prawie 215 milionów znalazło się w rubryce „dotacje celowe i podmiotowe”. W obu przypadkach adresatami publicznych pieniędzy są „podmioty górnictwa węgla kamiennego”.
Resztę dopełnią pomniejsze transfery, zapisane w kilku innych pozycjach budżetowych. Zatem rząd planuje już „na twardo” przetransferować prosto z budżetu państwa do górniczych spółek ponad 3,5 miliarda. Ale to nie wszystko.
…. a 5,4 mld się pożyczy
Resztę planowanych wydatków znajdziemy w projekcie ustawy okołobudżetowej. Tu znalazło się kolejne 5,4 miliarda dla górnictwa, z zastrzeżeniem że jest to kwota maksymalna. Dodatkowo sposób jej transferu jest nieco inny.
Jak czytamy w uzasadnieniu projektu ustawy okołobudżetowej, przewidywane na rok 2025 dopłaty do redukcji zdolności produkcyjnych podmiotów węgla kamiennego mogą przewyższyć kwoty ujęte w ustawie budżetowej.
Dlatego rząd planuje przekazanie Ministrowi Przemysłu obligacji skarbowych o wartości do 5,4 miliarda złotych, a minister przeznaczy je na podwyższenie kapitału zakładowego przedsiębiorstwa górniczego, korzystającego z dopłat do ograniczania wydobycia, czyli Polskiej Grupy Górniczej, Południowego Koncernu Węglowego ( dawniej Tauron Wydobycie) i Węglokoksu.
Obligacje te oczywiście trzeba będzie spłacić wraz z odsetkami, ale nie zrobią tego spółki górnicze lecz zrzucimy się wszyscy.
Na papierze wydobycie nie spada
Zatem w przyszłym roku rząd może przetransferować do górnictwa nawet 9 miliardów złotych, z których prawie 7 mld zł w zamian za ograniczenie wydobycia.
Przy czym najzabawniejsze jest to, że rząd w ogóle tego ograniczenia wydobycia nie zakłada.
W załączniku „Budżet państwa w układzie zadaniowym” jest tabelka pokazująca planowane wydobycie węgla na najbliższe trzy lata. Okazuje się, że w latach 2025 i 2026 wydobycie węgla ma nie spadać i wynieść 48 mln ton. Dopiero w 2027 spadnie…o 1 milion ton.
Ktoś przytomny dopisał jednak pod tabelką zdanie „Należy mieć na względzie, że wzrost udziału odnawialnych źródeł energii w bilansie paliwowo-energetycznym skutkuje niższym zapotrzebowaniem na energię elektryczną produkowaną z węgla, a w konsekwencji zmniejszenie zapotrzebowania na węgiel”.
W rzeczywistości wydobycie spada samo, bo skoro siada popyt to górnicy nie mają motywacji do zwiększania efektywności, zwłaszcza, że ich pensje i tak są od tej efektywności oderwane.
To wszystko jest dość smutne, rząd jak widać nie ma w ogóle przysłowiowych organów na literę „j” żeby zrobić coś, co powinno być zrobione już dawno. Jedynym racjonalnym działaniem jest szybkie zamknięcie kilku nierentownych kopalń i pozostawienia tylko tych najlepszych, czyli Rybnika i Bogdanki.
Nad każdą zamykaną kopalnią krokodyle łzy ronią jednak lokalni działacze i politycy, którzy oczywiście kosztów jej funkcjonowania nie muszą pokrywać z własnych pieniędzy.