W czwartek, 23 czerwca, pobiliśmy historyczny rekord letniego zapotrzebowania na moc, a ceny energii elektrycznej w Polsce poszybowały dużo ponad ceny w jakimkolwiek innym europejskim kraju. Dzisiaj może paść kolejny rekord zużycia. System ma się jednak lepiej, niż rok temu.
Wczoraj o 13:15 zapotrzebowanie na moc wyniosło dokładnie 22633,6 MW i było aż o 448 MW wyższe od ubiegłorocznego rekordu z 7 sierpnia. Przypomnijmy, że ówczesne szczyty zapotrzebowania na energię zmusiły operatora systemu przesyłowego do wprowadzenia ograniczeń w poborze energii. Po raz pierwszy po blisko 30 latach w systemie energetycznym zabrakło rezerw, a import energii nie wystarczył.
W środę i czwartek ceny energii na Towarowej Giełdzie Energii (TGE) w Warszawie poszybowały do poziomu widzianego ostatni raz właśnie w sierpniu 2015 roku. Za dostawę energii wczoraj o godz. 14 płacono ponad 1000 zł/MWh (235 euro/MWh). Pasmo, czyli dostawę o takiej samej mocy przez całą dobę, sprzedawano w cenach od 93 w środę do 86 euro/MWh w czwartek. Za energię z dostawą tylko w szczycie zapotrzebowania (godz. 8-20) trzeba było płacić aż o 50 euro więcej.
Zobacz więcej: Polski system energetyczny znowu na krawędzi
{norelated}Na żadnej europejskiej giełdzie energia nie była wczoraj tak droga, jak w Polsce. W Norwegii, Belgii, Niemczech i Danii płacono poniżej 30 euro. O 2-3 euro więcej zapłacili odbiorcy we Francji, Finlandii i na Węgrzech. Po ok. 38 euro sprzedawano energię w Czechach, Słowacji, Włoszech i Holandii. Blisko 50 euro płacono na Litwie, Łotwie i w Wielkiej Brytanii. Energia w Polsce po 86 euro była blisko dwukrotnie droższa, niż w większości państw Unii Europejskiej. Energia z dostawą w piątek potaniała już do 64 euro, ale nadal jesteśmy najdroższym rynkiem.
Zobacz: Polska energetyka będzie w najtrudniejszej sytuacji w Europie
Podobnie jak przed rokiem mamy wyżową pogodę z niewielkim wiatrem (1-2 m/s), dużym nasłonecznieniem i wysoką temperaturą. W Polsce nadal panuje susza, co ogranicza produkcję w elektrowniach wodnych. Utrzymuje się niski stan Wisły, która służy do chłodzenia kilku ważnych elektrowni i elektrociepłowni konwencjonalnych. Temperatura wody jest jednak niższa, dzięki czemu zrzut rozgrzanej wody z bloków węglowych nadal jest możliwy.
Sytuację w stosunku do poprzedniego roku poprawiają zwiększone możliwości importu. Wczoraj sprowadzaliśmy energię ze Szwecji (600 MW), Litwy (488 MW) i Ukrainy (120 MW). W czwartek i piątek udostępniane były także pierwsze moce importowe z Niemiec. Na razie tylko testowo o godz. 8 rano i w niewielkiej ilości, jednak uruchomione dwa dni temu przesuwniki fazowe na połączeniu z naszym zachodnim sąsiadem zwiększają bezpieczeństwo całego systemu. Pracę rozpoczęła niedawno także gazowa elektrociepłownia Orlenu o mocy 463 MW.
Zobacz także: Tego lata unikniemy ryzyka blackoutu?
Dzięki wszystkim tym elementom w środę całkowita rezerwa mocy w systemie (nie licząc tzw. rezerwy wirującej, potrzebnej non-stop) wyniosła ok. 2200 MW, z czego 1200 MW w elektrowniach szczytowo-pompowych i ok. 1100 MW w blokach węglowych (rezerwie zimnej).
Rynek wycenił jednak koszty uruchomienia najdroższych bloków węglowych i pracujących przy najbardziej napiętym bilansie elektrociepłowni. W zdecydowanie korzystniejszej sytuacji byli nasi sąsiedzi, którzy albo mają znacznie większe rezerwy w elektrowniach konwencjonalnych (jak Niemcy), produkują duże ilości energii w hydroelektrowniach (jak Norwedzy i Szwedzi), są wstanie importować duże ilości energii względem swojego zapotrzebowania (jak kraje Bałtyckie i Finlandia), bądź rozwinęły na szerszą skalę fotowoltaikę (jak Czechy i Słowacja).
Więcej o tym pisaliśmy tutaj: Fotowoltaika zwiększyłaby bezpieczeństwo energetyczne Polski