Spis treści
Europejska organizacja operatorów przesyłowych energii elektrycznej ENTSO-E opublikowała właśnie European Resource Adequacy Assessment (ERAA) 2021. To obszerna analiza wystarczalności systemów elektroenergetycznych w latach 2025 i 2030, w miarę ich ewolucji, wyznaczanej obecnymi i przyszłymi regulacjami.
Jak zastrzegają sami autorzy, ERAA nie powinno być interpretowane jako próba przewidzenia stopnia bezpieczeństwa danego systemu. ERAA nie przewiduje przyszłości, ale raczej identyfikuje potencjalne problemy w systemie, dzięki czemu można im zawczasu zapobiec – zastrzegają twórcy raportu.
Algorytmy analizują mnóstwo czynników, z pogodą i najróżniejszymi awariami włącznie. To co z nich wychodzi, to przede wszystkim LOLE danego systemu w zadanych warunkach. Pod tym skrótem, oznaczającym Loss of Load Expectation ukrywa się szeroko stosowany w Europie wskaźnik niezawodności. Oznacza przewidywaną liczbę godzin w roku, w których – przy określonych warunkach – zasoby dostępne w danym systemie są za małe, by pokryć aktualne zapotrzebowanie na energię. Polski standard niezawodności także opiera się o LOLE i wynosi 3 godziny na rok. Trzeba jeszcze pamiętać, że krajowe scenariusze ENTSO-E wzięło z obowiązujących polityk energetycznych, w przypadku Polski – z PEP2040.
Nie jest źle, jeśli tylko zignorujemy ekonomię
Generalnie z ERAA wynika, że dzięki planowaniu, koordynacji, oraz – w razie potrzeby – interwencji operatorów, europejskie systemy mogą działać z odpowiednim marginesem bezpieczeństwa. Ale już w 2025 roku, w razie braku odpowiednich działań, ryzyka braku zasobów znacząco rosną. W dalszej perspektywie – roku 2030 – stają się jeszcze bardziej palące, ze względu na rosnącą ekonomiczną nieopłacalność eksploatacji źródeł konwencjonalnych. Ten ekonomiczny wskaźnik jest jednak brany pod uwagę tylko w niektórych symulowanych scenariuszach.
Zobacz także: Znowu zamieszanie wokół Turowa. Czy wiadomo kiedy elektrownia zostanie zamknięta?
Jeżeli nie brać pod uwagę czynników ekonomicznych konwencjonalnej generacji, w roku 2025 nic specjalnego się nie dzieje. Poza specyficznymi sytuacjami wysp Morza Śródziemnego, największe problemy wiszą nad Litwą (LOLE=7,5h), Finlandią (1,5h), Estonią (1h) i Francją (0,9h). W identycznych warunkach w 2030 r. sytuacja w tych krajach się poprawia, za to na czoło wysuwa się wyspiarska część Danii z LOLE=6,4h. Polsce w tych scenariuszach nic nie grozi.
Mniej przyjemnie się robi przy nieco abstrakcyjnym scenariuszu braku rynków mocy i konwencjonalnej energetyce, kierującej się wyłącznie opłacalnością. Oznaczałoby to wyłączenie wszystkich nierentownych elektrowni konwencjonalnych. W takiej sytuacji w krajach Europy od Litwy po Francję LOLE są już w 2025 roku kilkugodzinne. Na czele są Czechy z 15 godzinami. Lepiej jest, jeżeli weźmie się pod uwagę istniejące mechanizmy mocowe. LOLE spadają, Czechy są nadal na czele z 13 godzinami. Co ciekawe, w obu tych scenariuszach wskaźnik niezawodności w Polsce jest lepszy niż w Niemczech.
Najczarniejszy polski koszmar
Polska zaczyna odstawać od reszty w scenariuszach niskiej generacji konwencjonalnej. Zakłada się w nich dodatkowe ubytki wytwarzania z tych źródeł, większe niż zakładają poszczególne państwa w swoich politykach. Konwencjonalne wytwarzanie kurczy się wtedy wyłącznie z przyczyn ekonomicznych.
Na całym rozważanym obszarze ten dodatkowy ubytek wynosi w 2025 roku prawie 22 GW. Szczególnie ważne jest to w przypadku Polski i jej rynku mocy. Przyjmuje się bowiem – zgodnie z unijnym Rozporządzeniem 2019/943 – że od lipca 2025 r. przestają działać wszystkie elektrownie węglowe bez kontraktów mocowych. Dotyczy to wielu starych bloków węglowych, nowe mają kontrakty zawarte na 15 lat. produkują tylko te, które zawarły je odpowiednio wcześnie, przed końcem 2019 roku.
Zobacz także: Kto dostanie dodatki energetyczne?
Dla Polski LOLE skacze wtedy do ponad 10 godzin.
Katastrofalnie wygląda za to rok 2030. Europejscy operatorzy wskazują na ten rok w swoich planach 36 GW mocy konwencjonalnych jako „niepewne”.
W Polsce LOLE wynosi wtedy 3967 godzin, czyli niemal dokładnie pół roku. Oczywiście nie oznacza to, że połowę 2030 roku spędzimy przy świeczkach, tylko że przez połowę roku oczekuje się występowania niedoboru zasobów dla pokrycia projektowanego zapotrzebowania na prąd.
Węgiel wyłączymy jeśli będzie coś w zamian
Polskie Sieci Elektroenergetyczne, którym oddano głos w samym ERAA uspokajają: ten ostatni najczarniejszy wariant należy traktować jako rodzaj scenariusza stress-testu. W którym wszystko, co pali węglem i nie ma kontraktu mocowego po 2025 r. idzie w odstawkę. Bez weryfikacji, czy jest opłacalne i potrzebne systemowi.
PSE przypomina, że zgodnie z planem do 2025 roku z polskiego systemu wypadnie ok. 6 GW mocy węglowych, a do 2030 – ok. 17 GW.
Zobacz także: W handlu węglem Polska jest najbardziej zacofanym krajem w rozwiniętym świecie
Operator przyznaje, że wskaźnik LOLE w ostatnim scenariuszu jest nieakceptowalny, a wynik symulacji wskazuje, że potrzebujemy w Polsce modelu, zapewniającego ekonomiczne uzasadnienie funkcjonowania dużych mocy konwencjonalnych. Powinny się one składać z dalej działających jednostek węglowych i nowych wysoce dyspozycyjnych źródeł, na przykład gazowych. Skasowanie dziś działających wysokoemisyjnych źródeł będzie wykonalne tylko w przypadku uruchomienia adekwatnej mocy w zero- i niskoemisyjnych jednostkach – podkreśla PSE.
Przypomnijmy, że poprzedni minister klimatu Michał Kurtyka wraz z PSE zaczęli negocjacje z Komisją Europejską w sprawie mechanizmu wsparcia dla elektrowni węglowych po 2025 r. wzorowanego na niemieckim Early Decommissioning Mechanism. Poszczególne elektrownie rywalizowałyby w aukcjach o dopłatę do marży, ale musiałyby mieć wyznaczoną datę zamknięcia. Negocjacje były już bardzo zaawansowane, ale potem Ministerstwo Aktywów Państwowych wyskoczyło z pomysłem Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego. Zdziwiona Bruksela poprosiła polski rząd aby zdecydował się, czego właściwie chce. Bruksela poprosiła o model finansowy NABE, którego Polska nie ma i nie wiadomo kiedy będzie miała.