Spis treści
Na polsko-czeskie porozumienie w sprawie Turowa jeszcze poczekamy. A tymczasem sprawa Turowa może być czubkiem góry lodowej. Na podstawie zakwestionowanych przez Brukselę przepisów wydano kilkanaście koncesji dla kopalń węgla
Rozmowy między Pragą a Warszawą w sprawie warunków wycofania przez Czechów skargi do Trybunału Sprawiedliwości UE ciągnęły się w czwartek i piątek 17 i 18 czerwca. Przewodniczący polskiej delegacji minister klimatu Michał Kurtyka poinformował, że rozmowy były „trudne, ale ze znalezieniem zrozumienia w wielu kwestiach”.
Czeski minister środowiska Richard Brabec powtórzył, że nie jest intencją Pragi dążenie do natychmiastowego zamknięcia Turowa i czeski rząd wycofa skargę, ale umowa polsko-czeska „musi dawać Republice Czeskiej jasne gwarancje, że jakość życia i środowisko naszych obywateli w Kraju Libereckim nie będą zagrożone przez dalsze wydobycie w kopalni”.
Negocjatorzy wrócą do stołu we wtorek 22 czerwca.
Jeden z uczestników rozmów powiedział portalowi WysokieNapiecie.pl, że jego zdaniem uzgodniono jakieś 20 proc. szczegółów umowy. Dodał, że Czesi chcą rozmawiać nie tylko o pieniądzach na nowe inwestycje w infrastrukturę wodną, ale także o przyszłej rekultywacji kopalni – Czesi chcieliby aby były z nimi uzgodnione. Rozmawiano też o normach hałasu generowanego przez kopalnię, które w Polsce są łagodniejsze niż w Czechach oraz kontroli zapylenia.
Polska strona nie sprzeciwia się już zasadniczo sfinansowaniu inwestycji w Czechach, ale do uzgodnienia pozostaje wiele szczegółów technicznych. Czesi chcieliby aby tepieniądze (40-50 mln euro) trafiły na rachunek kraju libereckiego, ale Polska miałaby wgląd w jaki sposób te pieniądze są wydawane.
Czytaj także: Kopalnia (i elektrownia) Turów mają natychmiast stanąć
Kto winien?
W Polsce tymczasem zaczęły się dyskusje na temat odpowiedzialności za porażkę w sprawie Turowa. Wicepremier i minister pracy, rozwoju i technologii Jarosław Gowin w wywiadzie dla onet.pl stwierdził, że „analizujemy sprawę i nie wykluczamy, że zostały popełnione poważne błędy, zwłaszcza po stronie poprzedniego zarządu PGE”. Z kolei PGE odpisała mu na Twitterze – „zadziwiające jest, że wicepremier polskiego rządu trzyma stronę Czech i neguje stanowisko polskiego rządu w sprawie Turowa”.
Sami Czesi byli zaskoczeni swoim sukcesem w unijnym trybunale. Martin Puta, hejtman regionu libereckiego (czyli odpowiednik naszego marszałka województwa) powiedział ani polska, ani czeska storna nie spodziewały się decyzji TSUE, która nakaże natychmiastowe wstrzymanie wydobycia w polskiej kopalni. Kto ponosi odpowiedzialność za przewlekłe lekceważenie czeskich postulatów, a przede wszystkim beznadziejne przygotowanie prawne polskiego stanowiska przed TSUE, łącznie z pomyleniem procedur?
Czytaj także: W sprawie Turowa trwa wyścig z czasem, ale Polska jeszcze nie wystartowała
Kwestia odpowiedzialności powinna zostać wyjaśniona, bo prawdopodobnie istnieje jakiś fundamentalny problem w przepływie informacji pomiędzy spółkami skarbu państwa a rządem. Dotyczy to zresztą nie tylko sprawy Turowa.
Procedura do obejścia
Tymczasem okazuje się, że Turów to czubek góry lodowej. Cała sprawa ma swój początek w opieszałości z jaką kilka spółek zabiegało o odnowienie swoich koncesji na wydobycie węgla. Polska Grupa Górnicza, Polska Grupa Energetyczna i częściowo Jastrzębska Spółka Węglowa miały problem bo kilkanaście koncesji wydanych wiele lat temu wygasało im w 2020 r. Procedury się ślimaczyły, bo dziś, po przystąpieniu Polski do UE, uzyskanie decyzji środowiskowych jest dużo trudniejsze i spółki postanowiły iść na skróty przekonując rząd w 2018 r. (notabene bez sprzeciwu opozycji i praktycznie bez żadnej dyskusji) do zmiany przepisów.
Chodziło o to aby można było wydanym decyzjom nadać rygor natychmiastowej wykonalności. Dotyczyło to wyłącznie węgla i siarki, bez rozszerzania zakresu koncesji. Część kopalń (choć akurat nie Turów), które zostały tak łaskawie potraktowane, nigdy nie miała przeprowadzonej procedury oceny oddziaływania na środowisko!
Rząd, a w ślad za nim parlament zgodził się, nowe koncesje zostały wydane bez ważnych decyzji środowiskowych, mimo, że koncesje te wydano w większości przypadków na ponad 20 lat. Ówczesny minister środowiska Michał Woś w lipcu 2020 r. przyjechał na Śląsk i w blasku fleszy wręczał papiery.
Ta przyspieszona procedura została zakwestionowana przez Komisję Europejską, zaskarżona przez Czechów, a TSUE potwierdził jej prawdopodobną niezgodność z unijną dyrektywą środowiskową. Po postanowieniu TSUE w sprawie Turowa rząd błyskawicznie zdecydował się zaskarżone przepisy usunąć.
Kilka dni temu prawo ochrony środowiska zostało znowelizowane, Sejm wykreślił zaskarżone przepisy z ustawy, w uzasadnieniu znalazło się kuriozalne zdanie, że „obecnie brak ratio legis, aby obrocie prawnym funkcjonowały przepisy pozwalające na jednokrotne wydłużanie terminu obowiązywania koncesji na wydobywanie ww. kopalin bez uzyskania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach”. Wspomina się też półgębkiem o „wyeliminowaniu potencjalnej niezgodności” z unijną dyrektywą.
Na posiedzeniu sejmowej komisji środowiska 15.06 wiceminister klimatu i główny geolog kraju Piotr Dziadzio przyznał rozbrajająco, że wydawanie koncesji bez decyzji środowiskowych „to był warunek konieczny, bo obejmowało tak naprawdę spółki skarbu państwa, czyli te spółki, które przynoszą przychód dla naszych rodzin (sic!) i naszego społeczeństwa tak naprawdę”. Ustawa trafi teraz do Senatu.
Piotr Dziadzio nie odpowiedział na pytanie posłanki Urszuli Zielińskiej (Zieloni) czy Komisja Europejska zna wszystkie decyzje koncesyjne, które zostały wydane na podstawie zaskarżonych przepisów ani na pytanie czy decyzje te budziły protesty lokalnych społeczności.
Kopalnie na gorących krzesłach
A lista kopalni, które przedłużyły swój żywot na skróty jest bardzo długa. Najwięcej należy do PGG – to m.in. Piast i Ziemowit, Halemba, Wujek, Sośnica, Staszic, Murcki i Staszic, Bielszowice. Są tam też dwie jednostki JSW – Budryk i Knurów.
Czy były protesty społeczne? Na ich ślad trafiliśmy tylko w jednej decyzji koncesyjnej, dotyczącej kopalni Sośnica. Przeciw wydłużeniu koncesji protestowało Stowarzyszenie na Rzecz Poszkodowanych przez Zakłady Górnicze, ale jego wnioski, m.in. o dodatkowe ekspertyzy dotyczące osiadania gruntu i wpływu kopalni na cieki powierzchniowe nie zostały uwzględnione przez resort klimatu. Gdyby została zastosowana procedura wydawania decyzji środowiskowej, Stowarzyszenie miałoby znacznie więcej możliwości prawnych.
Według nieoficjalnych informacji portalu WysokieNapiecie.pl jedna z organizacji pozarządowych już szykuje skargę do Brukseli w sprawie koncesji wydanych z naruszeniem unijnej dyrektywy. Konsekwencje trudno sobie wyobrazić – bez ważnej koncesji żadna kopalnia nie może fedrować.