Spis treści
W 223 odcinku serialu „ W węglowym kręgu” bohaterowie są wyraźnie zmęczeni. Negocjacje rząd- związki zawodowe ciągną się bez widocznych rozstrzygnięć w kluczowych sprawach. Rząd rozmawia ze związkami zawodowymi, nie mając uzgodnionego harmonogramu zamykania kopalń z Komisją Europejską. Harmonogram przewidujący zamknięcie pierwszej dużej kopalni w 2029 r. a ostatniej w 2049 r., nie ma też nic wspólnego z prognozami spadku popytu na węgiel.
Tymczasem Polska Grupa Górnicza nie przetrwa najbliższych miesięcy bez zastrzyku finansowego z zewnątrz. Od ponad pół roku mówi się o pożyczce z Polskiego Funduszu Rozwoju. Miliard zł z PFR dostała już Jastrzębska Spółka Węglowa, ale ta wydobywająca głównie znacznie droższy węgiel koksujący spółka ma jakieś widoki na spłatę. PGG wpadła już w spiralę śmierci. Spada popyt na węgiel, w związku z tym i przychody, a większość kosztów to pensje górników.
Czytaj także: Polską Grupę Górniczą od bankructwa dzielą miesiące
Spółka odroczyła lub rozłożyła na raty wpłaty na ZUS dla pracowników na marzec, kwiecień i maj. W sumie to ok. 300 mln zł. To mniej więcej tyle samo, ile kosztowały wypłacone niedawno 14-ki.
Kto weźmie odpowiedzialmość?
Jedynym ratunkiem dla PGG ma byćTarcza Antykryzysową dla dużych firm obsługiwana przez Polski Fundusz Rozwoju. Ale prezes PFR Paweł Borys nie chciał podpisać się pod umową pożyczki nie mając żadnych widoków na jej spłatę. Trudno mu się dziwić – w przyszłości grozi to wieloma godzinami spędzonymi na tłumaczeniach w prokuraturze.
Powstał więc pomysł rozszerzonej, lub, jak ktoś woli, rozmytej odpowiedzialności. Notyfikowano Komisji Europejskiej zmianę w programie pomocy „covidowej” dla dużych firm. Znalazł się tam również zapis zgodnie z którym prezes PFR może, ale nie musi, poprosić o zgodę na pożyczkę w kwocie większej niż 500 mln zł dla firm o istotnym znaczeniu dla gospodarki.
Kilkanaście dni temu Komisja zaakceptowała tę zmianę, w tym tygodniu prawdopodobnie zatwierdzi ją oficjalnie polska Rada Ministrów. Wtedy prezes PFR oficjalnie wystąpi o zgodę na pożyczkę dla PGG. Nietrudno się domyślić, że ją dostanie. Czy członkowie rządu będą mieli świadomość, że te pieniądze nigdy do PFR (czyli de facto do państwa) nie wrócą, to już pozostanie ich słodką tajemnicą.
Na kilka miesięcy starczy
Podratowana w ten sposób Polska Grupa Górnicza będzie miała spokój….mniej więcej do sierpnia. Tak przynajmniej mówią nam ludzie znający sytuację spółki. Potem trzeba będzie pomyśleć o kolejnym kole ratunkowym. Strata PGG za 2020 r. wyniosła ok miliard zł.
Czytaj także: Źródła energii w Polsce w 2020: mniej węgla, więcej gazu i OZE
Pożyczka z PFR ma zostać spłacona w przyszłym roku, co oznacza że zbiegnie się to z wykupem dużej części obligacji, które mają główni wierzyciele PGG – banki. Spółka jest winna konsorcjum prywatnych i państwowych banków ok. 2 mld zł, które powinna oddać w 2023 r. Wejście PFR oznacza, że dług zwiększy się o miliard. Banki nie miały wyjścia i zgodziły się na dopisanie PFR do zastawów ustanowionych na kontraktach i nieruchomościach PGG.
Wydaje się, że rząd przyjął taktykę na podmęczenie i podział wśród związkowców negocjujących tzw. umowę społeczną. Ślimaczące się od pół roku negocjacje nie zmierzają do finału, a nwet gdy ten nastąpi, to przecież trzeba będzie uzyskać zgodę Komisji Europejskiej, co potrwa również wiele miesięcy. Część działaczy związkowych już zaczyna się zastanawiać jak uniknąć firmowania negocjacji Według części mediów w ostatniej rundzie rozmów nie uczestniczył szef śląsko-dąbrowskiej „Solidarności” Dominik Kolorz. Szef związku w PGG, Bogusław Hutek stwierdził, że działacze muszą teraz porozumieć się ze sobą i z samymi górnikami, po czym wrócą do negocjacji.
Ile można czekać?
Ktoś mógłby zapytać- a cóż w tym złego, że rząd gra na zwłokę próbując rozmiękczyć i podzielić związkowców, tak aby uniknąć podziemnych strajków i protestów? Jeżeli efektem końcowym będzie porozumienie, które da realną perspektywę zamykania kopalń i zapewni osłony socjalne górnikom bez strajków i protestów, to może wielomiesięczny negocjacyjny maraton się opłaci?
Czytaj także: Koniec kopalni Adamów. Co w jej miejsce?
Ale spójrzmy na to z perspektywy przeciętnego górnika, a nie działacza związkowego. Pracownicy PGG wciąż nie wiedzą, które kopalnie będą zamykane i kiedy. Nie wiedzą czy i jakie odprawy dostaną. Nie wiedzą, czy będą mogli przejść do pracy na innych kopalniach. I nie dowiedzą się pewnie jeszcze do przyszłego roku. A przecież muszą każdego dnia podejmować życiowe decyzje finansowe – czy brać kredyt, kupić nowy samochód lub mieszkanie itd. itp. Może by tak zanim rząd i związkowcy podpiszą jakiekolwiek porozumienie rozpisać ankietę wśród pracowników PGG, z której dowiedzielibyśmy się, czego naprawdę oczekują? Bo pamiętajmy, że w jesiennych protestach pod ziemią wzięło udział zaledwie ok. 20o spośród 50 tys. pracowników spółki. A może wielu z nich wcale nie ma ochoty czekać na śmierć ich kopalń i wolałoby odejść z roboty już teraz, kiedy są młodsi i mają większe szanse znalezienia pracy? Bardziej sensownej, niż wydobywanie węgla, którego nikt nie chce kupić.