Spis treści
Echa ostatniej Rady Europejskiej jeszcze rezonują, choć dopiero pod jej koniec polityka klimatyczno-energetyczna wskoczyła tam, gdzie wszyscy w Polsce się jej cały czas spodziewali: na stół negocjacyjny. Dyskusje w tym obszarze nie trwały długo, bo szczyt przedłużył się niemiłosiernie, a i tak się nikt zanadto nie spodziewał przesadnie rozbudowanych rozwiązań. Tym dziwniejsze więc, że się w sumie udało przywódcom dogadać: tak w zakresie „nowych środków” odbudowy, jak i wieloletniego budżetu na lata 2021-2027.
Czytaj także: Zupełnie nowy klimat budżetowy w Unii Europejskiej
Ale bez ofiar się nie obyło. Aby zaspokoić „grupę oszczędnych” i umożliwić porozumienie obcięto szereg programów i zwiększono rabaty. W gronie obcinanych wylądował Fundusz Sprawiedliwej Transformacji, (z 40 do 17,5 mld euro) którego największym beneficjentem miała być i nadal w sumie może być Polska.
Niemniej, przypomnijmy: pieniądze na transformację klimatyczno-energetyczną znajdują się nie tylko w Funduszu Sprawiedliwej Transformacji, który w całości jest przeznaczony na niwelowanie negatywnych skutków transformacji regionów węglowych. O wiele istotniejsze jest to, że 30% z wszystkich środków na europejskim stole, a więc zarówno z Funduszu Odbudowy, jak i Wieloletnich Ram Finansowych ma iść na cele klimatyczno-energetyczne. Te pierwsze można zakontraktować tylko do końca 2023 r., te drugie do końca 2027 r. To oznacza, że na przygotowanie projektów zostało w gruncie rzeczy bardzo mało czasu.
Na co pójdą „klimatyczne” fundusze?
Mamy do wyboru inwestycje we wszystko, co emisje obniża (z mniej oczywistych np. niskoemisyjny transport, elektromobilność, koleje, gospodarka obiegu zamkniętego) lub pomaga w ich obniżaniu (np. sieci przesyłowe na potrzeby energii z OZE) lub pozwala np. uodpornić infrastrukturę, także energetyczną, na coraz gwałtowniejsze zjawiska pogodowe. Tych inwestycji, które przynajmniej nie szkodzą klimatowi także jest dużo. Ale trudno do nich zaliczyć dalszy, masowy rozwój dróg czy lotnisk. Najlepszą wskazówką przy doborze projektów jest tu przyjęta niedawno tzw. taksonomia, a więc katalog inwestycji uznanych za spójne z realizacją celów klimatycznych.
Czytaj także: Jak Polska wydaje unijne euro na cele klimatyczne
Warto jednak dodać, że na poziomie unijnym nie ma jeszcze wypracowanej metodologii monitorowania i raportowania „zieloności” celów. Ale ma być – tak to zostało zapisane w paragrafie 18 lipcowych uzgodnień przywódców UE. Tyle, że nie wiadomo kiedy.
Plan odbudowy potrzebny do kwietnia 2021 r.
W czasie, kiedy to na politycznym podwórku będą trwały równolegle dyskusje o ostatecznym kształcie funduszu odbudowy, wieloletnich ram finansowych i podwyższaniu celów na 2030 r. coś innego, o wiele bardziej namacalnego, powinno przykuwać naszą uwagę. Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej (MFiPR) ogłosiło, że zbiera propozycje projektów do Krajowego Planu Odbudowy i że „chce po wakacjach przesłać Komisji Europejskiej pierwszy projekt”, choć formalnie ma na to czas co najmniej do października. Ostateczna wersja planu powinna trafić do Brukseli do kwietnia 2021 r. To właśnie w tym planie Polska ma określić, na co chce wydać te środki w latach 2021-2023 i to właśnie on będzie oceniany pod kątem spójności z celami m.in. cyfryzacji i klimatu zanim pieniądze trafią na polskie konto.
Ministerstwo potwierdza, że zebrało już propozycje z innych ministerstw i obecnie angażuje się w dyskusje z marszałkami województw. Wśród priorytetów wydatkowania wymieniane są sektory „ochrony zdrowia, inwestowanie w czyste powietrze, energetykę i odnawialne źródła energii.
Regiony się „odwęglają”
To samo ministerstwo ma do przygotowania terytorialne plany sprawiedliwej transformacji dla tych regionów, które chcą odejść od węgla. Do tej pory tylko 3 z 6 polskich regionów (śląskie, dolnośląskie i wielkopolskie) były na to zdecydowane i przygotowywały się ze wsparciem UE do sporządzenia harmonogramu działań transformacyjnych. I tak np. śląskie skończyło zbierać pomysły już 24 lipca. Ale już w chwilę po lipcowym szczycie MFiPR poinformowało, że ma zamiar także wesprzeć pozostałe: lubelskie, łódzkie i małopolskie.
Czytaj także: Podlasie ucieka od węgla
Wygląda więc na to, że jednak wszyscy chcą odejść od węgla i tym samym skorzystać z 1,75 mld euro unijnego wsparcia. Widać to zdecydowanie po ruchach ZE PAK, który ostatnio chwali się wyłączaniem bloków i kopalni węgla brunatnego. Jest więc nadzieja, że uda się te środki zaprogramować i rozdystrybuować. A jeśli Polska zgodzi się na wspólne wdrażanie unijnego celu neutralności klimatycznej do 2050 r. to trzeba będzie (szybko) pomyśleć, jak zagospodarować drugą połowę tego wsparcia. Ramy czasowe są ograniczone: aż dwa z 3,5 mld euro, które mogą trafić do Polski pochodzi z nowych środków odbudowy, a one podlegają ograniczeniom czasowym i muszą być uruchomione do 2023 r.
Ale to jeszcze nie koniec, bo Fundusz Sprawiedliwej Transformacji to część szerszego programowania nowej perspektywy finansowej, a tam dla polskiej, największej w skali UE koperty w polityce spójności potrzebna jest umowa partnerstwa. Nadaje ona kierunek wszystkim projektom krajowym w ramach polityki spójności i jest zatwierdzana przez Komisję Europejską. Tę umowę także przygotowuje MFiPR i zapowiada, że zamierza zacząć wdrażać te fundusze już w 2021 roku. Przypomnijmy, w środkach spójności nadal waży się kwestia gazu ziemnego jako paliwa przejściowego do gospodarki zeroemisyjnej.
Czytaj także: Państwowe spółki mogą wejść w kolejną ślepą uliczkę. Tym razem nie czarną, a błękitną
Projekty, projekty, projekty!
Przygotowanie tak wielu istotnych z punktu widzenia przyszłości Polski dokumentów, w tak krótkim czasie, wydaje się być co najmniej trudne. Tym bardziej, że zgodnie z unijnymi wymogami powinny być one skrupulatnie konsultowane społecznie z szeroką grupą reprezentantów społeczeństwa i być spójne m.in. z Krajowym Planem dla Energii i Klimatu. Biorąc pod uwagę tempo przygotowań pojawiają się wątpliwości czy wszystkie wymogi zostaną dochowane. I, przede wszystkim, czy wszystkie zgłoszone projekty będą, kolokwialnie pisząc, miały ręce i nogi. A przecież to właśnie umiejętność absorpcji tych środków przesądzi o tym, czy uda nam się energetycznie (wreszcie!) dogonić Europę. Terminem jest rok 2027 kiedy to skończy się nowa perspektywa finansowa. Nie zapominajmy, że także po tym roku trzeba będzie zacząć spłacać wspólne unijne zadłużenie.
Tymczasem polska energetyka przeżywa coś w rodzaju kreatywnego chaosu, z którego co i rusz wyłaniają się decyzje: głównie te o inwestowaniu w OZE. No i jeszcze w gaz. Trochę słychać o wodorze. Ponadto trwają procesy konsolidacji spółek energetycznych. Ale co zrobić z węglem nadal oficjalnie nie zdecydowano (choć było już blisko) i to pomimo, że odpowiedź niejako nasuwa się sama – także w kontekście wsparcia finansowego, jakie mogłaby dostać Polska. Z pewnością nie pomaga to w formułowaniu konkretnych, spójnych i akceptowalnych w kontekście Europejskiego Zielonego Ładu planów inwestycyjnych. A takie właśnie plany powinny w przeciągu następnych 6 miesięcy stać się podstawą wszystkich wymienionych powyżej dokumentów przesyłanych do Komisji Europejskiej.
Czytaj także: Czy polska energetyka wydzieli „toksyczne” aktywa?
Na jesieni zaś czekają nas nowe emocje, m.in. początek końca negocjacji budżetowych, podnoszenie „zielonych” celów na 2030 r. i prawo klimatyczne. Przecież unijni przywódcy uzgodnili w lipcu, że nowe cele do 2030 r. mają być zaktualizowane, czyli podniesione do końca bieżącego roku (A21). Do tego dochodzi, być może, także druga fala koronawirusa, który dotychczas mocno wpłynął na status finansowy polskiej energetyki i sektora górnictwa.
Czytaj także: Jak pandemia uleczy polską energetykę i górnictwo
Zapowiada się więc dużo politycznego szumu – tak unijnie, jak i krajowo. Najważniejsze jest jednak, żeby nam nie uciekło to, że decyzje podejmowane właśnie w tym roku mają szansę przesądzić o przyszłości polskiej energetyki. I nie tylko.
Lidia Wojtal – pracuje w niemieckim think-tanku Agora Energierwende, wcześniej m.in. zajmowała się polityką klimatyczną w MSZ RP.