Spis treści
Każdemu kto miał w ręku fakturę za energię elektryczną zdarzyło się zakląć nie tylko ze względu na jej wysokość, ale też liczbę kosztów składowych i niezrozumiałego sposobu ich kalkulacji. Największy producent energii elektrycznej w Polsce – PGE – postanowił w ten sam sposób rozliczać kierowców samochodów elektrycznych ładujących się na jego stacjach.
Od piątku, 31 lipca, za ładowanie samochodów elektrycznych na stacjach PGE w Warszawie (3 stacje), Lublinie (3) i Siedlcach (5) trzeba będzie płacić. W sumie chodzi o 11 stacji spośród 40 jakie do tej pory uruchomiła spółka.
To zrozumiały krok, bowiem PGE Nowa Energia jest już jedną z ostatnich sieci ładowania, która tych opłat jeszcze nie wprowadziła (choć planowała to już w 2018 roku). Dużo trudniej zrozumieć jednak cennik jaki zaproponowała.
Cennik ładowarek PGE: trzy taryfy po trzy stawki w każdej
Każda sesja ładowania auta elektrycznego będzie liczona według trzech, sumujących się, stawek: za rozpoczęcie ładowania, ilość pobranej energii i czas ładowania auta. Ceny te będą różnić się w zależności od mocy jaką oferuje ładowarka. Najtaniej będzie (tradycyjnie) na półszybkich złączach AC – 1 zł na start, 59 gr/kWh i 7 gr/min. Drożej na szybkich złączach DC, ale spółka rozróżniła tu stacje ładujące z mocą do 30 kW (program MAX 30) gdzie zapłacimy 1 zł na start, 1,45 zł/kWh i 24 gr/min oraz ładujące z mocą do 50 kW (program MAX 50) gdzie zapłacimy 1 zł na start, 1,45 zł/kWh i 29 gr/min.
Taniej za ładowanie droższych aut
Ze względu na opłaty za czas ładowania taniej naładują się właściciele droższych samochodów, umożliwiających szybkie ładowanie AC (np. 7-11 kW) i utrzymujące długo wysoką moc ładowania DC – np. właściciele wszystkich modeli tesli, audi e-tron, czy jaguara I-pace. Drożej wyjdzie właścicielom najtańszych aut na rynku z ładowarkami AC niewielkiej mocy (np. 3,6 kW) i mocą ładowania DC ograniczoną do 40 kW lub z niedużymi bateriami, gdzie moc ładowania DC szybko spada – np. właściciele skod citigo-e, volkswagenów e-up, czy starszych nissanów leaf.
Przeczytaj także: Ceny ładowania samochodów elektrycznych w Innogy: tanio nie będzie
Najlepszą cenę uzyskają natomiast właściciele renault ZOE, wyposażonego w ładowarkę pokładową AC o najwyższej dostępnej dziś mocy – 22 kW. Korzystając ze złącza AC będą w stanie naładować auto za ok. 80 gr/kWh, co jest bardzo dobrą stawką w przypadku ładowania auta „na mieście”.
Ile kosztuje ładowanie na PGE?
Aby policzyć koszty ładowania przyjrzyjmy się dwóm dość typowym scenariuszom. Pierwszy to ładowanie popularnego nissana leaf (z ładowarką pokładową o mocy 6,6 kW) przez dwie godziny na stacji AC. W tym czasie auto pobierze ok. 13 kWh energii, co wystarczy na blisko 100 km spokojnej jazdy po mieście. Za takie ładowanie zapłacimy na stacji PGE ok. 17 zł brutto (1 zł na start, 8 zł za czas i 8 zł za pobraną energię). Koszt w przeliczeniu na pobraną energię wyniesie 1,30 zł/kWh.
Dziś drożej w Polsce za takie ładowanie zapłacimy jedynie na stacjach Innogy w Warszawie (1,49 zł/kWh), sieci Revnet (1,35 zł/kWh) i na lotosach (choć tam taniej zacznie się robić po trzech godzinach ładowania, bo gdański koncern pobiera tylko opłatę za rozpoczęcie ładowania).
W przypadku szybkiego ładowania na stacji DC o mocy do 50 kW bardziej typowym scenariuszem będzie ładowania auta przez godzinę (moc ładowania spada wraz z „napełnianiem” baterii, więc średni pobór wyniesie ok. 35 kW), co powinno wystarczyć na ok. 200 km jazdy w trasie. W takim przypadku na stacji PGE zapłacimy 69 zł (1 zł na start, 17 zł za czas ładowania i 51 zł za pobraną energię). W przeliczeniu wyjdzie 1,98 zł/kWh. To będzie dziś trzecia najdroższa stawka na rynku, po sieci GreenWay (choć tam można obniżyć tę cenę wykupując abonament) i stacjach Tauronu.
Tanie ładowanie w domu, drogie w trasie
Koszt szybkiego ładowania auta elektrycznego na stacjach PGE (złączem DC) podczas podróży wyjdzie więc porównywalnie do kosztów pokonania takiej samej trasy autem benzynowym, drożej od kosztów przejechania tego dystansu autem z silnikiem wysokoprężnym i nawet o połowę drożej od pokonania takiej trasy autem na LPG.
Przeczytaj także: Dopłaty do samochodów elektrycznych „Zielony samochód” – PRZEWODNIK
Dużo taniej kierowcy elektryków zapłacą dopiero ładując swoje auto w domu (nawet kilka razy taniej od auta na LPG). Jednak i tutaj PGE nie daje im ostatnio powodów do zadowolenia. Z oferty spółki dostępnej na stronie internetowej wycofana została bowiem taryfa antysmogowa, pozwalająca kierowcom elektryków na jazdę za mniej niż 3 zł/100 km. Wciąż mogą skorzystać jednak z taryfy G12 i ładując się w nocy jeździć za mniej niż 6 zł/100 km.
Bez karty, bez aplikacji, bez płatności na miejscu
Niestety, pomimo wielu miesięcy prac nad uruchomieniem płatności, PGE zaoferowała swoim klientom słabe rozwiązanie – na razie za ładowanie auta elektrycznego nie zapłacą oni kartami RFID, bezpośrednio w stacji ładowania kartami płatniczymi, ani nawet przez aplikację na telefon. Uruchomić ładowanie będzie można jedynie poprzez stronę www, gdzie przed sesją ładowania trzeba podać dane karty płatniczej.
Przeczytaj także: Dopłaty do samochodów elektrycznych: więcej pieniędzy niż chętnych
To rozwiązanie, które dwa lata temu zaoferował swoim klientom startup GreenWay (dziś największa sieć ładowarek w Polsce i na Słowacji), gdy jako pierwszy zaczął pobierać opłaty za ładowanie. Firma szybko jednak nadrobiła zaległości i oddała swoim klientom aplikacje na smartfony. Od razu na aplikacje zdecydowała się już większość sieci, która zaczęła pobierać opłaty za swoje usługi – zarówno tych mniejszych, jak GO+, Elocity czy Revnet, jak i dużych: Orlen, Tauron i Innogy (Nexity). Energa z kolei zdecydowała się na wysyłanie swoim klientom jedynie kart RFID, natomiast zielonogórska Ekoenergetyka na swojej pokazowej stacji Ekoen umożliwia klientom płatności zbliżeniowe kartami. Rozwiązanie takie jak PGE stosuje dziś bodaj jedynie sieć Zepto, zbudowana, zarządzania i prowadzona przez… jedną osobę.
Co dalej ze stacjami PGE?
Chociaż PGE uruchomiła płatności za korzystanie z jej stacji ładowania, to niekoniecznie musi to oznaczać kolejny krok w rozwoju jej sieci. Nowy prezes koncernu – Wojciech Dąbrowski – dał niedawno do zrozumienia, że projekty rozwojowe (np. magazynowanie energii, technologie wodorowe czy elektromobilność), które nie przynoszą koncernowi pieniędzy, zejdą na dalszy plan. Spółka ma się skupić na swojej podstawowej działalności i dochodowych projektach. Sieć stacji ładowania nie jest dzisiaj ani jej podstawową działalnością, ani nie przynosi i jeszcze przez wiele lat nie będzie przynosić, dochodów.
Przeczytaj także: Czy polski samochód elektryczny Izera ma szansę powodzenia?
W ramach optymalizacji i programów cięcia kosztów, PGE może więc uciąć i elektromobilne plany. W takim wypadku istniejące stacje zostaną sprzedane lub – co bardziej prawdopodobne − będą egzystować w oparciu o dzisiejsze rozwiązania techniczne i cenniki.