Spis treści
Już jesienią konsumenci powinni zobaczyć na swoich rachunkach za prąd nową pozycję – opłatę mocową. To efekt uchwalonej dwa lata temu ustawy o rynku mocy, która miała stymulować inwestycje w nowe źródła energii oraz umożliwić bezpieczne przetrwanie starszym elektrowniom, które wciąż są potrzebne w systemie. O ile w przypadku gospodarstw domowych opłata wyniesie ok. 10 zł miesięcznie, o tyle już dla przemysłu będzie już dużym obciążeniem. Sam tylko przemysł energochłonny czyli kilkadziesiąt hut, fabryk chemicznych, cementowni i papierni pokryje kilkaset mln zł z 5 mld rocznie, które w sumie pochłonie rynek mocy. Np. dla huty zużywającej 1 TWh prądu rocznie będą to koszty rzędu 50 mln zł. Mniejsze firmy uiszczą niższą opłatę mocową, ale i tak będzie to znacząca pozycja, zwłaszcza w obliczu kryzysu gospodarczego po ataku wirusa.
Szansą dla przemysłu na choć częściową rekompensatę ma być DSR (demand side response) czyli zarządzanie popytem.
Podpisz, że się wyłączysz, a zarobisz
W dużym uproszczeniu działa to tak – krajowe zapotrzebowanie na prąd nie jest stałe, ma swoje doliny (np. w nocy) i szczyty.
Można budować elektrownie, które przez większą część roku będą stały bezczynnie i spełnią swoją rolę tylko kilkadziesiąt dni czy nawet godzin gdy zapotrzebowanie będzie najwyższe, czyli właśnie w szczycie. Ale to drogie rozwiązanie. Można też w trakcie szczytu zachęcić zakłady przemysłowe, aby wyłączyły prądożerne urządzenia na jakiś czas. Zachęta musi być oczywiście finansowa, jednak i tak to znacznie tańsze rozwiązanie niż nowe elektrownie.
Zobacz także: Nowy ład polskiej energetyki
Choć w wielu krajach DSR funkcjonuje już od kilkunastu lat, w Polsce na dobre ruszył dopiero po bolesnej nauczce z 10 sierpnia 2015 r. kiedy z powodu awarii jednej z elektrowni oraz suszy wprowadzono tzw. 20 stopień zasilania i wezwano tysiące firm do przymusowego wyłączenia urządzeń.
Polskie Sieci Elektroenergetyczne uruchomiło specjalne przetargi na DSR, poza tym technologia ta uczestniczy na równych prawach w rynku mocy. Tam jednak startują głównie tzw. agregatorzy czyli firmy, które gromadzą odbiorców prądu.
Obecne programy DSR niestety wygasną w związku z wejściem w życie rynku mocy. DSR startuje w nim na równych prawach w organizowanych przez PSE aukcjach. Na razie agregatorzy zakontraktowali w latach 2021 -24 ponad 3 tys. MW, ale muszą teraz znaleźć firmy przemysłowe, które będą gotowe się wyłączać od 2021 r. Na podstawie doświadczeń innych krajów można ocenić, że łączny potencjał DSR sięga nawet 10 proc. zapotrzebowania na moc.
Ale przez ile dni maszyny będą stać?
Jednak przez znaczną część przedsiębiorców udział w rynku mocy postrzegany jest zbędne ryzyko. Dlaczego? Nie wiadomo ile razy w roku PSE wezwie firmy do redukcji zapotrzebowania na moc, a przecież muszą one zaplanować sobie produkcję. Zaś niezależnie od tego ile razy firma zostanie wezwana do zredukowania zapotrzebowania, wynagrodzenie jest takie samo. – Dla nas to wciąż jest atrakcyjne, rynek mocy gwarantuje większe pieniądze, a bezpieczeństwo zapewniają agregaty – Ale jeśli PSE wezwie nas częściej niż 80 godzin w roku, to DSR przestaje się opłacać, w najlepszym razie wychodzi na zero – tak kilka miesięcy temu tłumaczył portalowi WysokieNapiecie.pl Bartłomiej Chmielewski, odpowiedzialny za energetykę w sieci Makro.
Zobacz także: „Siada” gospodarka, spada zużycie prądu. Gdzie najbardziej?
Kluczowe pytanie dla firm zainteresowanych DSR brzmi więc – czy da się wyliczyć ile razy w roku Polskie Sieci Energetyczne wezwą nas do obligatoryjnego zredukowania zapotrzebowania czyli wyłączenia urządzeń? To ważne zwłaszcza dla firm, które pracują non –stop, a przerwy w produkcji powodują gigantyczne straty.
Na zlecenie największego agregatora DSR w Polsce czyli firmy Enel X (spółki córki włoskiego potentata energetycznego Enel) firma doradcza KMPG przeanalizowała ile razy w roku wystąpią tzw. okresy zagrożenia, w których przedsiębiorcy uczestniczący w DSR będą musieli zredukować zapotrzebowanie. Przypomnijmy, że PSE może je ogłaszać między 7 rano a 22, z ośmiogodzinnym wyprzedzeniem.
Najwyżej przez parę godzin w roku, a najpewniej w ogóle
KPMG brała pod uwagę plany PSE, zapotrzebowanie na moc oraz rezerwy w systemie energetycznym przez kolejne lata, począwszy od 2017 r.
Zdaniem autorów raportu ryzyko wystąpienia zagrożenia nie będzie duże. KPMG przeanalizowała trzy warianty rozwoju sytuacji – bardzo ostrożny, ostrożny i realistyczny. We wszystkich wariantach widać, że sytuacja się poprawia z roku na rok.
W wariancie najostrożniejszym, nie uwzględniającym m.in. możliwości uruchomienia elektrowni szczytowo-pompowych liczba dni, w których pojawiłby się deficyt mocy wynosiła w 2017 r. 23, ale rok później już tylko 10, a w 2019 – 4.
Zobacz także: Tarcza 2.0. Nowe antykryzysowe propozycje dla energetyki
W kolejnych dwóch wariantach ryzyko jest minimalne – liczba dni waha się od jednego do dwóch w 2017 i 2018 r. a w 2019 wynosi zero.
Jeśli przełożymy to na liczbę godzin, to w ub. r. w wariancie najostrożniejszym byłoby ich zaledwie 11, a pozostałych oczywiście w ogóle by nie wystąpiły.
Upały coraz gorsze, wody coraz mniej, ale system się uodpornił
Dlaczego tak się dzieje? Autorzy raportu zwracają uwagę, że w porównaniu z latem 2015 r. w którym wystąpił problem z mocą i trzeba było ogłaszać niesławny 20 stopień zasilania, sytuacja znacznie się poprawiła. Wzmocniono połączenia transgraniczne z Niemcami, uruchamiając tzw. przesuwniki fazowe, działa nowy interkonektor z Litwą, nowe, bardziej elastyczne elektrownie w Płocku, Włocławku, Kozienicach i Opolu, a także inwestycje w starych blokach, które umożliwiają lepsze działanie w warunkach suszy. System będzie stabilizować latem także coraz większy udział fotowoltaiki – mamy jej już ponad 1 GW.
KPMG podkreśla, o czym mało zresztą się mówi, że w latach 2018 i 2019 upały i susza hydrologiczna była gorsza niż w 2015 r. a mimo to system energetyczny przeszedł to bez problemów, pomimo, że w 2019 r. padł historyczny rekord letniego zapotrzebowania na moc.
Raport może być odpowiedzią na dylematy przedsiębiorców, którzy rozważają, czy warto włączać się do programów DSR na rynku mocy. Ale większość z nich nie powinna mieć złudzeń, że wyrówna im to koszty nałożone na nich przez opłaty mocowe oraz rosnące w przyszłości ceny prądu. Być może sytuacja poprawi się za jakiś czas, kiedy oprócz udziału DSR w rynku mocy PSE wprowadzi inne instrumenty, które zastąpią te funkcjonujące dziś.
Zobacz także: Dlaczego importujemy węgiel z całego świata?
Kwestia przyjaznych dla przedsiębiorców przepisów dotyczących DSR pojawiła się nawet w ub.r. w postulatach pracowników i pracodawców Rady Dialogu Społecznego, uwzględniających głównie problemy hut. Rada domaga się „wykorzystania potencjału przemysłu do stabilizowania Krajowego Systemu Energetycznego poprzez wprowadzenie rozwiązań umożliwiającym zarządzanie popytem w ramach regulacyjnych usług systemowych w sposób technicznie i ekonomicznie uzasadniony ”.