W piątek 15.11 nastąpi zaprzysiężenie nowych ministrów, a do resortu energii wkroczy minister zasobów narodowych Jacek Sasin jako oficjalny gospodarz działu administracji rządowej pod nazwą „energia”. Jeszcze w piątek prezentując nowych ministrów premier Mateusz Morawiecki mówił, że to on przejmie odpowiedzialność za energetykę i górnictwo. Ale według naszych informacji z dwóch dobrze poinformowanych źródeł tak będzie tylko przez kilka tygodni, do czasu zmiany ustawy o działach administracji rządowej. Zmiana jest potrzebna aby utworzyć nowe działy, m.in. „klimat” i „zasoby narodowe” (nazwa tego drugiego nie jest jeszcze przesądzona).
Nasz stan wiedzy na ranek 15.11 jest następujący: po zmianie ustawy o działach resort kierowany przez Michała Kurtykę docelowo jednak weźmie pod swe skrzydła większość departamentów obecnego Ministerstwa Energii. W ten sposób będzie miał pod sobą departamenty „klimatyczne” Ministerstwa Środowiska, departamenty „energetyczne” resortu energii a także podległe resortowi środowiska instytucje, m.in. dysponujący olbrzymimi środkami Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska, a także Krajowy Ośrodek Bilansowania i Zarządzania Emisjami odpowiadający za całą „analitykę” emisji szkodliwych substancji w Polsce.
Nadzór właścicielski nad spółkami czyli nominacje personalne a także regulacja górnictwa ma pozostać przy Jacku Sasinie. W czwartek taki wariant potwierdził ustępujący minister środowiska Henryk Kowalczyk. – Połączenie polityki klimatycznej z polityką energetyczną w jednym ministerstwie jest absolutnie zasadne – podkreślił.
Plan pilnie poszukiwany
Jeżeli tak się stanie, to będzie w dużej części odtworzenie rozwiązań funkcjonujących w Polsce od połowy lat 90. Resort skarbu miał wtedy nadzór właścicielski nad energetyką, a resort gospodarki kreował politykę regulacyjną. Miało to swoje zalety i wady – resort skarbu zwykle występował w obronie państwowych spółek zagrożonych przez jakieś przepisy, resort gospodarki miał obowiązek myśleć także o interesach konsumentów czy funkcjonowaniu rynku energii, a także wpływie unijnych regulacji. Dochodziło do permanentnych spięć. W praktyce nie miałoby to wielkiego znaczenia, gdyby tylko rząd miał jasną wizję rozwoju energetyki. Niestety, praktycznie przez dwie kadencje rządów PO-PSL żadnej wizji nie było, wszystko było nastawione na trwanie. Ale trwanie w niezmienionym kształcie okazało się niemożliwe.
Utworzenie resortu energii miało sprawić, że wizja powstanie, a nawet będzie realizowana. Ale tak się nie stało, głównie dlatego, że znajdujący się w centrum kłębowiska sprzecznych interesów gospodarczych i politycznych resort reagował bardzo wolno. Wydawał się też bez przerwy zaskakiwany przez wydarzenia, takie jak np. wzrost cen praw do emisji CO2, który przecież wcale nie był nieoczekiwany. Co nie znaczy, że pewnych rzeczy nie dało się załatwić.
Czytaj także: Podsumowanie 4 lat PiS w energetyce i górnictwie
Połączenie energetyki z klimatem ma tę zaletę, że nowy minister dostanie –oprócz regulacji – mnóstwo narzędzi finansowych, którymi będzie mógł bezpośrednio oddziaływać na energetykę. To zwłaszcza NFOŚiGW, który już od 2020 r. dostanie dodatkowe kilka mld zł unijnych pieniędzy z tzw. Funduszu Modernizacyjnego. Będzie mógł też występować w Komisji Europejskiej w imieniu całego sektora.
Czytaj także: Rząd dzieli unijne pieniądze na transformację energetyczną
Wada jest taka, że prawdopodobnie nie dostanie odpowiedzialności za górnictwo – a bez mądrej restrukturyzacji tego sektora transformacja polskiej energetyki będzie dużo trudniejsza. Resort energii i klimatu oraz resort zasobów narodowych mogą być skazane na ostry konflikt w sprawie górnictwa.
Czytaj także: Na zwałach zalega już 13,5 mln ton węgla
Niewykluczone zresztą, że w przyszłym tygodniu dowiemy się o jeszcze nowych pomysłach na podział kompetencji. Krążą plotki o tym, że Michał Kurtyka mógłby wziąć z dawnego resortu energii tylko departamenty odpowiedzialne za atom i OZE, zaś reszta zostałaby przy Jacku Sasinie. Taki podział byłby kompletnie bezsensowny, prowadziłby do permanentnego paraliżu decyzyjnego.
Prawdopodobnie dopóki nowelizacja ustawy o działach administracji rządowej nie zostanie ostatecznie uchwalona, to obaj ministrowie nie będą pewni swego poletka. Według jednego z naszych rozmówców „nadal wszystko się kotłuje”.