Spis treści
Polska i Niemcy uzgodniły nowe zasady przesyłu energii elektrycznej między oboma krajami. To zmniejszy ryzyko powtórki 20 stopnia zasilania w Polsce. Częściowo przywróci także możliwości handlu energią na wspólnej granicy. Potrzebne są jednak dalsze zmiany.
Problem tzw. przepływów kołowych to jeden z efektów ubocznych Energiewende, czyli niemieckiej transformacji energetycznej. Nasi zachodni sąsiedzi bardzo szybko rozwijają odnawialne źródła energii, a przede wszystkim energetykę wiatrową, zastępując nimi wycofywane elektrownie atomowe i węglowe. Jednak turbiny wiatrowe powstają przede wszystkim tam, gdzie najlepiej wieje – czyli na północy kraju i na Morzu Północnym. Z kolei najwięksi odbiorcy znajdują się na południu kraju oraz w Austrii i Włoszech. W Niemczech brakuje linii energetycznych, które pozwoliłyby na przesłanie na południe całej energii produkowanej na północy, a sprzeciw lokalnych społeczności – przede wszystkim w Bawarii – utrudnia ich budowę. W efekcie część energii z północy Niemiec przepływa tranzytem przez sieci energetyczne sąsiadów – przede wszystkim Polski i Czech, a częściowo także Słowacji, Węgier, Francji i krajów Beneluksu.
Dlatego Polskie Sieci Elektroenergetyczne realizują plan, który WysokieNapiecie.pl opisywało w styczniu – wspólnie z niemieckim odpowiednikiem, 50 Hertz, czasowo odcinają północne połączenie między oboma krajami. Linia Krajnik-Vierraden zostanie wyłączona na początku czerwca na blisko dwa lata – do czasu dokończenia inwestycji po stronie niemieckiej (rozbudowy tamtejszych linii energetycznych i budowy tzw. przesuwników fazowych, które pozwolą na kontrolowanie przepływów energii).
Większe bezpieczeństwo
Dzięki zamknięciu północnego połączenia, odblokowane zostaną zdolności sterowania i handlu energią z wykorzystaniem południowej linii Mikułowa-Hagenwerder. W maju powinny bowiem wejść do pracy wybudowane tam przez PSE pierwsze przesuwniki fazowe.
Przesuwniki to swoiste zawory, którymi można kontrolować nieplanowany przepływ energii z Niemiec, przez Polskę, a dalej Czechy, Słowację i Węgry do Austrii, Włoch i innych krajów na południu. Energia przepływająca tranzytem z północy na południe kontynentu jest coraz większym problemem całej Europy Środkowej, ponieważ uniemożliwia wykorzystanie linii energetycznych do normalnego handlu lub choćby na wypadek sytuacji awaryjnej. Jak tłumaczy PSE, uniemożliwiły nam także awaryjny import energii z Niemiec w sierpniu 2015 roku, przyczyniając się do podjęciu decyzji o wprowadzeniu 20 stopnia zasilania w Polsce.
Zdolności handlowe
Uruchomienie przesuwników na południu i czasowe zamknięcie połączenia na północy jest pierwszym krokiem do ograniczenia przepływów. Umożliwi Polsce także import energii z Niemiec w wybranych godzinach, w zależności od sytuacji w sieciach po obu stronach granicy. PSE nie mówi jakie zdolności handlowe mogą być udostępniane, bo modele, które zamówiła spółka, nie są wstanie uwzględnić wszystkich czynników. Nieznacznie więcej jest wstanie powiedzieć niemiecki operator.
– Po oddaniu przesuwników fazowych [na południu – red.] i wyłączeniu linii [na północy – red.] będziemy mogli dopiero porównać rzeczywiste rozpływy energii z prognozowanymi. Oczekujemy, że na rynku spot (w kontraktach na dzień dostawy lub na następny dzień) będziemy wstanie oferować od 100 MW do kilkuset MW – mówi w rozmowie z WysokieNapiecie.pl Volker Kamm, rzecznik prasowy 50 Hertz.
Kolejne kroki na granicy
Aby w pełni wykorzystać zdolności handlowe potrzebne są kolejne zmiany. W 2018 roku powinny ruszyć przesuwników fazowe także na północnym połączeniu, które po rozbudowie sieci po niemieckiej stronie, będą wstanie w pełni funkcjonować od 2020 roku. To powinno umożliwić nam import z mocą 500 MW i eksport 1500 MW.
W styczniu Urząd Regulacji Energetyki zatwierdził plan rozbudowy sieci także po polskiej stronie. Dzięki nowej linii Baczyna-Plewiska biegnącej spod Gorzowa Wielkopolskiego pod Poznań, możliwe będzie dodatkowe zwiększenie zdolności importowych o 1500 MW i eksportowych o 500 MW od 2022 roku.
Kolejny etap, przewidziany na lata 30., to budowa trzeciego łącznika pomiędzy Gubinem i Eisenhüttenstadt, który umożliwiłby import dodatkowych 1500 MW.
Rozłączenie rynków Niemiec i Austrii
Rozbudowa sieci, a nawet stawianie przesuwników fazowych niewiele jednak pomogą, jeżeli nie zmieni się sposób handlu energią między Niemcami i Austrią. Nasi zachodni sąsiedzi produkują ogromne ilości energii z farm wiatrowych na północy, a dodatkowo importują kolejne megawatogodziny taniej energii z Norwegii i Szwecji. Najwięksi odbiorcy taniego prądu znajdują się z kolei w Bawarii, Szwajcarii i Austrii (wliczając w to kilka tysięcy megawatów w alpejskich elektrowniach szczytowo-pompowych). Austria i Szwajcaria dodatkowo zarabiają na handlu z Włochami, które są największym importerem energii elektrycznej w Europie.
Handel między Niemcami i Austrią odbywa się jednak bez uwzględnienia fizycznej możliwości przesyłu energii, często znacznie je przekraczając. Dlatego energia przepływa na południe wszystkimi możliwymi drogami – także przez sieci energetyczne sąsiadów. Więcej o problemie pisaliśmy niedawno na WysokieNapiecie.pl w artykule: Przepływy kołowe – o co tyle hałasu?
Sukces polskiej dyplomacji
Kraje Grupy Wyszehradzkiej od kilku lat zabiegają o rozłączenie rynków obu krajów, dzięki czemu handel między nimi będzie odbywać się tylko w takim zakresie, na jaki pozwalają niemieckie sieci energetyczne. Na to nie chcą się jednak zgodzić Austriacy. Jak wyliczają, po odłączeniu od niemieckiego rynku energia na giełdzie podrożeje u nich o 15%. Zmiana oznaczać będzie także, że w Niemczech zwiększą się jej wahania (ograniczane do tej pory przez 3 GW elektrowni szczytowo-pompowych w Austrii), a średnia cena pójdzie w dół (co rykoszetem odczujemy także na polskim rynku).
Polska osiągnęła w końcu sukces w postaci opinii agencji zrzeszającej europejskich regulatorów rynków energetycznych. ACER nakazała podział Niemiec i Austrii na dwie strefy cenowe, co Austriacy od razu zaskarżyli do Trybunału Sprawiedliwości UE.
Długo zabiegaliśmy także o poparcie Komisji Europejskiej. Jak relacjonują nasze źródła w Brukseli, po kilku miesiącach intensywnych rozmów z polskim rządem do urzędników Komisji trafił jednak argument, że dzięki ograniczeniu przepływów kołowych uda się odblokować możliwości handlowe na połączeniach między Niemcami a Europą Środkową, która jest przecież znacznie większym rynkiem niż Austria. Powołano specjalny zespół złożony z przedstawicieli KE oraz rządów, operatorów i regulatorów zainteresowanych państw. Zespół pracuje nad rozwiązaniem problemu. Ma jednak silne wsparcie. Jak tłumaczył nam kilka dni temu wiceminister energii Michał Kurtyka, Polskę oficjalnie poparł na ostatnim posiedzeniu Rady Unii Europejskiej w Amsterdamie komisarz ds. energii Miguel Arias Cañete.
Lekcja dla Niemiec i Polski
Długofalowe rozwiązania to przede wszystkim lokalizowanie odnawialnych źródeł energii bliżej odbiorców, czy wdrożenie mechanizmów zarządzania popytem na energię
Długofalowe rozwiązania to przede wszystkim lokalizowanie odnawialnych źródeł energii bliżej odbiorców, wdrożenie mechanizmów zarządzania popytem na energię i najprawdopodobniej budowa przynajmniej części z planowanych autostrad energetycznych. Podział Niemiec na strefy cenowe w długim horyzoncie czasowym mógłby doprowadzić nawet do tego, że to przemysł lokowałby się bliżej morskich farm wiatrowych, bo miałby tam tańszą energię. To także ograniczałoby problemy. W jeszcze odleglejszym horyzoncie czasowym pomoże także rozwój magazynowania energii. Jednak na razie Niemcy i Austria muszą wziąć swój problem w swoje ręce i zaproponować realne rozwiązania.
Sytuacja u naszego zachodniego sąsiada to także lekcja dla Polski. U nas także energetyka wiatrowa lokalizowana jest przede wszystkim na północy kraju, a odbiorcy są przede wszystkim na południu. Na razie moce farm wiatrowych nie są na tyle duże, aby stanowiły problem. Wręcz wspierają pracę sieci w rejonach, gdzie nie ma większych konwencjonalnych źródeł energii. Częściowo pomagają także odpychać nadmiar energii z Niemiec. Prawdziwym dylematem będzie jednak budowa morskich farm wiatrowych na Bałtyku i elektrowni atomowej – wszystkie mają przesyłać energię do krajowego systemu elektroenergetycznego mniej więcej w tym samym miejscu. Gdybyśmy rozwijali oba źródła, pociągnie to za sobą także kosztowny rozwój sieci przesyłowych i zapewne sprzeciwy lokalnych społeczności jak w Niemczech.