Spis treści
Chińczycy powoli wchodzą na europejski rynek wiatrowy
– Chińczycy zdobyli pierwszy kontrakt na dostawę turbin wiatrowych w Niemczech. W Unii Europejskiej narastają obawy, że sektor może powtórzyć scenariusz, który wcześniej dotknął producentów fotowoltaiki – informuje Reuters.
Chodzi o zamówienie spółki Luxcara na turbiny firmy Mingyang o łącznej mocy 296 MW. Niemiecki rząd już zapowiedział, że będzie monitorować tę umowę. Jednocześnie w toku jest już dochodzenie Komisji Europejskiej ws. podejrzeń o nielegalne subsydiowanie chińskich producentów.
Turbiny z Państwa Środka, m.in. od takich dostawców jak Goldwind czy Windey, mają wciąż niewielki udział w mocach zainstalowanych w europejskiej energetyce wiatrowej, szacowany na mniej niż 1 proc. Jednocześnie, jak podaje branżowe stowarzyszenie WindEurope, w 2023 r. pozyskali nowe zamówienia na urządzenia o mocy 1,2 GW.
Dla porównania wcześniej potrzebna była dekada, aby tyle chińskich wiatraków zainstalować w Europie. Natomiast w tym roku zawarli już umowy na ponad 500 MW. Obawy zwiększają też chociażby takie wydarzenia, jak niedawna wizyta Svena Utermoehlena, szefa RWE ds. morskiej energetyki wiatrowej, w zakładach Mingyang.
Przedstawiciele europejskiego przemysłu wiatrowego twierdzą, że chińscy producenci oferują swoim klientom bardzo atrakcyjne zachęty, m.in. odroczone płatności, a jednocześnie ich ceny bywają niższe nawet o połowę w stosunku do europejskiej konkurencji.
Według Global Wind Energy Council aktualnie Chiny dysponują mocami produkcyjnymi w fabrykach turbin na poziomie ok. 82 GW rocznie, co przewyższa krajowe zapotrzebowanie. Jednocześnie są one blisko czterokrotnie większe niż w Europie.
W reakcji na wszczęcie dochodzenia przez KE chińskie stowarzyszenie energetyki wiatrowej zaprzeczyło, że tamtejsi producenci są dotowani i stwierdziło, że konkurencyjność Chin wynika z wielkości rynku, co pozwoliło tamtejszym producentom na obniżenie kosztów. Ponadto podkreśliło, że śledztwo wszczęte przez KE „nie sprzyja realizacji celów rozwoju energetyki wiatrowej w Europie, ani osiągnięciu globalnych celów w zakresie zmian klimatu”.
Jak wskazują eksperci, jeśli chińscy producenci będą chcieli na większą skalę zwiększyć obecność na rynkach europejskich, to będą musieli zacząć inwestować w moce produkcyjne w Europie. Również po to, aby zwiększyć możliwości szybkiego serwisowania wybudowanych już wiatraków.
Jak na razie zapowiedzi inwestycji pojawiły się ze strony Zhenshi Holding Group oraz Sany. Większy przyczółek do ekspansji ma natomiast Goldwind, który od kilkunastu lat jest głównym udziałowcem niemieckiej spółki Vensys.
Zobacz także: Gigawaty wiatraków wypłyną ze Świnoujścia, ale nie ten pierwszy
Susze wysysają energię z energetyki wodnej
– Energetyka wodna, największe źródło energii odnawialnej na świecie, zmaga się z suszami, które nasilają się z powodu zmian klimatycznych. Przyszłość będzie stawiać duże wyzwania przed hydroenergetyką – analizuje David Fickling, publicysta Bloomberga.
Wskazuje przy tym na dane, które pokazują, że w ostatnich latach generacja energii elektrycznej z wiatru i słońca rośnie znacznie szybciej niż z wody. W latach 2018-2023 produkcja energii w farmach fotowoltaicznych wzrosła trzykrotnie, a wiatrowych prawie dwukrotnie. Ten wzrost mógłby pokryć łączne zapotrzebowanie na energię Japonii i Rosji. Natomiast energetyka wodna zaliczyła w tym czasie wzrost mogący zasilić jedynie Grecję.
Fickling stwierdza, że problemy hydroenergetyki przypominają te, z którymi zmaga się inna z ugruntowanych od wielu dekad czystych technologii, czyli energetyka jądrowa. W obu technologiach inwestycje są bardzo czasochłonne i kapitałochłonne, a jednocześnie nie wykazują tendencji do obniża kosztów.
Negatywnie na produktywność energetyki wodnej w ostatnich dwóch latach wpłynęły też susze, związane z cyklem klimatycznym La Niña. Szczególnie było to widoczne w Chinach, które posiadają około jednej trzeciej globalnego potencjału hydroenergetyki.
Dane pokazują jednak, że współczynniki wykorzystania mocy elektrowni wodnych spadają też m.in. w USA. Publicysta Bloomberga tłumaczy, że hydroenergetyka musi coraz bardziej konkurować o wodę z innymi sektorami gospodarki. Coraz istotniejsze jest też zabezpieczenie zapasów wody pitnej. Z kolei w szybko rozwijającej się Azji Południowo-Wschodniej ogromne zapotrzebowanie na wodę generuje rolnictwo.
W Europie, Ameryce Północnej i regionie Pacyfiku niemal wszystkie nowe projekty dotyczą budowy elektrowni szczytowo-pompowych, które mają zwiększyć potencjał magazynowania energii i bilansowania systemów elektroenergetycznych, w których szybko przybywa mocy w fotowoltaice i wiatrakach. Najpewniej również przepływowe elektrownie wodne coraz bardziej będą służyć do bilansowania wiatru i słońca.
Podsumowując David Fickling podkreśla, że prognozy związane z transformacją energetyczną wskazują na potrzebę nawet dwukrotnego podwojenia obecnych mocy zainstalowanych w energetyce wodnej. Dlatego choć ten sektor energetyki jest trudny pod kątem rozwoju, to nie powinien być zaniedbywany.
Zobacz też: Dzięki OZE prąd na Bornholmie będzie za darmo
Ukraińską energetykę czeka trudna zima
– Ukraina pilnie potrzebuje działań, które pozwolą zabezpieczyć jak największe dostawy energii elektrycznej zimą. Czasu i pieniędzy na odbudowę zniszczonych i stawianie nowych elektrowni jest za mało, więc ciągłe przerwy w dostawach energii będą rutyną – pisze „The Economist”.
Brytyjski tygodnik przypomina, że od marca Rosja kolejnymi falami ataków rakietowych niszczyła ukraińskie elektrownie węglowe i wodne. Po raz pierwszy większym celem ataków stały się też farmy fotowoltaiczne. W ten sposób Rosjanie, którzy nie osiągają obecnie postępów na linii frontu, pozbawili ukraiński system elektroenergetyczny ok. 9 GW mocy.
W ruchu pozostały przede wszystkim elektrownie jądrowe, które nie są atakowane. Na ulice Kijowa powróciły generatory, a mieszkańcom w różnych częściach kraju doskwierają przerwy w dostawach energii. Kolejne ataki nie ustają, a obrona przeciwlotnicza nie dysponuje wystarczającymi zasobami, aby niszczyć wszystkie nadlatujące rakiety.
Przed rosyjską inwazją Ukraina miała do dyspozycji 36 GW mocy, z czego do końcówki 2022 r. utraciła połowę – z powodu zniszczenia, uszkodzenia lub przejęcia przez agresora. Dzięki wytężonej pracy energetyków udało się przetrzymać pierwszą wojenną zimę. Nadchodząca może być znacznie trudniejsza.
Z Unii Europejskiej obecnie Ukraina importuje 1,7 GW, a według optymistycznych założeń udałoby się w nadchodzących miesiącach zwiększyć import do ok. 2 GW. Na więcej nie pozwoli brak wystarczającej infrastruktury przesyłowej.
Większe nadzieje pokładane jest w przywróceniu do pracy 2-3 GW mocy w uszkodzonych siłowniach, ale problemem – poza czasem – jest brak odpowiednich urządzeń. Dlatego ukraińscy energetycy przeczesują Europę w poszukiwaniu podzespołów z wycofanych z eksploatacji elektrowni – zwłaszcza takich, które były budowane według „radzieckiej myśli technicznej”.
Nawet jeśli te działania zakończą się sukcesem, to nie zmienia to jednak faktu, że ten wysiłek może zostać szybko zniweczony poprzez kolejne ataki rakietowe. Dlatego innym wyjściem jest budowa mniejszych i bardziej zdecentralizowanych elektrowni o mocach od 5 do 70 MW, które będą oparte o turbiny gazowe. Jest jednak mało prawdopodobne, aby przed zimą powstało ich wystarczająco dużo, aby rozwiązać problemy z deficytem mocy.
Bardziej odporna na zniszczenia jest też energetyka odnawialna – wiatrowa i fotowoltaiczna. Zwłaszcza w przypadku tej drugiej o wiele łatwiej i szybciej można dokonać napraw niż w starych elektrowniach węglowych.
Zobacz również: „Nie” dla nowego łącznika Polska-Ukraina. Bruksela nie wpisała go na strategiczną listę
Klimatyczne balansowanie Ursuli von der Leyen
– Ursula von der Leyen zapewniła sobie drugą kadencję na stanowisku przewodniczącej Komisji Europejskiej dzięki starannie opracowanemu programowi politycznemu. Takiemu, który uwiedzie zarówno konserwatystów, jak i zielonych – komentuje Politico.
Portal wskazuje, że von der Leyen przemyciła do swojego programu politykę klimatyczną, obudowując ją argumentami dotyczącymi rozwoju gospodarczego, a także poprawą bezpieczeństwa. Zrobiła więc to, co wcześniej w USA prezydent Joe Biden, który swoją politykę klimatyczną zaszył w programie gospodarczym wspierającym inwestycje w zielone technologie, a mianowicie w ustawie Inflation Reduction Act.
Idąc tym śladem niemiecka polityk opakowała dekarbonizację w zapowiedź przygotowania Planu na rzecz Czystego Przemysłu, a odchodzenie od paliw kopalnych w energetyce jako sposób na obniżanie cen energii.
Podobnie ochrona mórz i oceanów ma służyć tworzeniu „niebieskiej gospodarki”, a przystosowanie do zmian klimatycznych stanowić element strategii bezpieczeństwa. Natomiast gospodarka obiegu zamkniętego ma służyć zabezpieczaniu cennych surowców, zamiast być kojarzona z uciążliwą segregacją odpadów.
W ten sposób przewodnicząca KE zmieniła swoją retorykę względem minionej kadencji, gdy działania na rzecz klimatu były akcentowane bardziej jako słuszne postępowanie oraz odzwierciedlenie rzeczywistości politycznej w Europie, niż jako konieczność dla gospodarki.
Politico podkreśla, że po ostatnich wyborach Parlament Europejski jest najbardziej rozdrobniony i konserwatywny niż kiedykolwiek w historii. Strategia Zielonego Ładu znalazła się pod dużą presją, bo troskę o klimat przyćmiły obawy związane rosnącymi kosztami życia. Chcąc utrzymać władzę von der Leyen miała do wyboru pozyskanie głosów populistycznej prawicy lub zielonych.
Wybrała tych drugich, próbując obiecać im wystarczająco dużo działań na rzecz klimatu, nie odstraszając jednocześnie własnej, centroprawicowej rodziny politycznej. Stąd również obietnice wsparcia inwestycji w zielone technologie, m.in. pompy ciepła, troska o zachowanie konkurencyjności rolnictwa, czy też podkreślanie dbałości o sprawiedliwą transformację.
Do tego dochodzi deklaracja, że zakaz rejestracji emisyjnych samochodów od 2035 r. będzie neutralny technologicznie. To otwiera pole do szukania sposobów na dalsze wykorzystanie silników spalinowych, ale napędzanych neutralnymi dla klimatu, tzw. e-paliwami. Można je wytwarzać m.in. przy pomocy CO2 wychwyconego z obiektów przemysłowych lub bezpośrednio z powietrza.
Von der Leyen – jak podsumowuje Politico – przebiegle nie podała szczegółów złożonych obietnic mając świadomość, że to może doprowadzić do sporów politycznych. Natomiast okrągłe zdania pozwoliły na razie ogłosić sukces wszystkim partiom, które poparły Niemkę na kolejną kadencję w fotelu szefowej KE.
Zobacz też: Nowy plan energetyczny resortu klimatu: przyspieszony koniec węgla