We wtorek, 1 maja, Niemcy mogą osiągnąć największy w historii udział w produkcji energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych – aż 74%, co pozwoli pokryć niemal całe zapotrzebowanie na energię kraju i zmusi naszych sąsiadów do dopłacania do eksportu ogromnych ilości energii. Panele słoneczne i farmy wiatrowe w środku dnia mają dostarczać odbiorcom prawie 50 GW mocy. To trzy razy więcej, niż wyniesie dzisiejsze zapotrzebowanie w całej Polsce.
Z kolei niemieckie elektrownie węglowe i atomowe będą musiały zejść z produkcją do minimalnego poziomu, jaki są w stanie osiągnąć ze względów technicznych i bezpieczeństwa. Będą dostarczać klientom niespełna 13 GW i w dodatku dopłacą klientom po niemal 300 zł/MWh aby ktoś zużył nadmiar generowanej przez nie energii. Niemal cały wytwarzanie przez nie prąd popłynie za granicę, obniżając ceny do ujemnych także w innych krajach – m.in. Czechach i Szwajcarii.
Ogromny udział „zielonych” elektrowni będzie efektem obniżonego zapotrzebowania odbiorców w związku z długim weekendem i stosunkowo dobrych warunków pogodowych. Jednak potencjalne zdolności produkcyjne zarówno paneli fotowoltaicznych jak i farm wiatrowych są dużo większe, niż zostaną dzisiaj wykorzystane.
Tak wysoka produkcja energii ze źródeł odnawialnych w połączeniu z niewielkim popytem odbiorców stawia w trudnej sytuacji elektrownie węglowe i atomowe. Zwykle łącznie dostarczają one do systemu energetycznego od 25 do 45 GW mocy. Dzisiaj powinny właściwie wyłączyć się całkowicie, ale ze względów technicznych nie są w stanie tego zrobić. W efekcie będą dostarczać do sieci zaledwie 13 GW i dopłacać odbiorcom w kraju i za granicą aby odbierali nadmiar energii.
To pokazuje, ze bez pomocy sąsiadów Niemcy nie byliby w stanie produkować aż takich ilości „zielonej” energii. Podobnie jest z resztą np. z Danią czy Szkocją, które często produkują dużo więcej energii z farm wiatrowych, niż same zużywają.
Na niemieckiej nadprodukcji energii z OZE w umiarkowanym stopniu skorzysta dzisiaj Polska, bo energia od naszego sąsiada przepływa przez nasz system głównie tranzytem. Z tego względu Polskie Sieci Elektroenergetyczne nie udostępniają zbyt wielu zdolności importu krajowym odbiorcom. Po drugie obowiązuje u nas minimalna cena energii na tzw. Rynku Bilansującym w wysokości 70 zł/MWh. Wobec tego nawet prąd importowany z Niemiec po ujemnych cenach, w Polsce będzie sprzedawany za co najmniej 70 zł/MWh. Zarobek na różnicy cen podzielą między sobą operatorzy systemów przesyłowych z Polski i Niemiec.
A jak sytuacja wygląda w Polsce? Zobacz dane dzienne i godzinowe dot. produkcji energii w Polsce.