Spis treści
Prezentujemy energetyczne tematy, który w minionym tygodniu zainteresowały nas podczas lektury zachodnich mediów opiniotwórczych.
Niemcy będą subsydiować fotowoltaiczne fabryki
Kiedyś Niemcy były domem dla tętniącego życiem przemysłu energetyki słonecznej, który jeszcze kilkanaście lat temu zatrudniał 130 tys. pracowników. Dziś jest ich tylko ok. 30 tys., a rząd w Berlinie poprzez dotacje chce zachęcić do budowy nowych fabryk, aby zmniejszyć uzależnienie od chińskiego importu – donosi brukselski portal Euractiv.
– Potrzebujemy własnych mocy produkcyjnych w Niemczech i Europie dla technologii niezbędnych dla transformacji. To kluczowa kwestia dla gospodarki, która wzmacnia nie tylko suwerenność technologiczną, ale także energetyczną – podkreślił Robert Habeck, niemiecki wicekanclerz oraz minister gospodarki i klimatu.
Subsydia mają zostać wygospodarowane dzięki poluzowanym przez UE w marcu tego roku zasadom pomocy publicznej. Preferowanymi lokalizacjami do umiejscawiania inwestycji są landy byłej NRD, co ma wesprzeć słabsze ekonomicznie regiony kraju. Według założeń docelowo program wsparcia ma pozwolić na osiągnięcie zdolności produkcyjnej 2 GW modułów PV rocznie.
To jednak – jak zaznacza Euractiv – wciąż znacznie mniej niż obecne i przyszłe zapotrzebowanie niemieckiej Energiewende. W ubiegłym roku nasi zachodni sąsiedzi zainstalowali ponad 7 GW nowych mocy w fotowoltaice. Łącznie mają ich już ok. 60 GW, przy czym celem na 2030 r. jest 200 GW.
Dlatego import wciąż pozostanie bardzo wysoki. W 2022 r. Niemcy zaimportowały panele PV o wartości 3,6 mld euro, w tym z Chin za 3,1 mld euro. Ponadto panele o wartości 1,4 mld euro zostały ponownie wyeksportowane do innych krajów UE.
W kontekście działań niemieckiego rządu warto wskazać też na dane Międzynarodowej Agencji Energetycznej (MAE), które w ostatnich dniach przytoczył „Financial Times”. Według jej prognoz w 2023 r. globalne nakłady na energetykę słoneczną wyniosą ok. 380 mld dolarów po raz pierwszy w historii przewyższą inwestycje w produkcję ropy (370 mld dolarów).
Tymczasem za ponad 80 proc. globalnej produkcji paneli fotowoltaicznych odpowiadają Chiny. Ich dominacja jest jeszcze większa, gdy spojrzy się na poszczególne elementy łańcucha dostaw. Państwo Środka wytwarza 85 proc. ogniw słonecznych, 88 proc. polikrzemu oraz 97 proc. wlewek i płytek krzemowych.
Zobacz także: Metale mogą wykoleić unijną transformację energetyczną
Jeszcze w 2005 r. Europa była liderem przemysłu fotowoltaicznego, a 20 proc. udziału w globalnym rynku miały Niemcy. Jednak już pięć lat później tylko 10 proc. europejskiego zapotrzebowania zapewniała rodzima produkcja.
Dostęp do taniego kapitału, szybkie procedury, ochrona przed zagraniczną konkurencją, niskie koszty pracy, rozbudowana sieć dostawców i duży popyt wewnętrzny – to czynniki, które napędziły chińską dominację w energetyce słonecznej.
Czytaj także: Wejście energetycznego smoka czyli transformacja po chińsku
Kosztowna walka Siemensa z awariami turbin wiatrowych
Problemy z turbinami wiatrowymi wciąż prześladują natomiast energetyczne ramię flagowego niemieckiego koncernu, czyli grupy Siemens. Notowania akcji jego zależnej spółki Siemens Energy zaliczyły w miniony piątek (23 czerwca) przecenę o ponad 37 proc.
Giełda zareagowała tak na informację o odwołaniu tegorocznych prognoz finansowych, co jest spowodowane awariami turbin, które produkuje Siemens Gamesa. Temat ten nabrzmiewa od ubiegłego roku, a teraz okazało się, że problemy mogą dotyczyć nawet 15-30 proc. z ponad 130 GW turbin zainstalowanych na całym świecie (w tym 108 GW lądowych i 22 GW morskich).
Agencja Reutera przypomniała, że styczniu tego roku koncern odpisał już z tego tytułu blisko pół miliarda euro straty, ale na tym się nie skończy. Teraz okazuje się, że będzie trzeba wydać na usunięcie usterek w wadliwych urządzeniach jeszcze ponad 1 mld euro, ale bardziej precyzyjne szacunki mają zostać podane w sierpniu przy okazji prezentacji kwartalnych wyników.
W lądowych elektrowniach kłopoty są związane z łopatami wirnika i łożyskami, dotyczą także kilku ważnych poddostawców, a niewykluczone są też ogólne wady projektowe.
Christian Baruch, szef Siemens Energy, stwierdził nawet, że „zbyt wiele zostało zamiecione pod dywan”, a problemy wykraczają poza wcześniejsze przewidywania. Obwinił też poziom kultury korporacyjnej, która panowała po połączeniu w przeszłości działu turbin wiatrowych Siemensa z hiszpańską spółką Gamesa. W ostatnich miesiącach, gdy Siemens Gamesa miał coraz większe kłopoty, Siemens Energy stopniowo przejął całkowitą kontrolę nad tą firmą.
Reuters zwrócił uwagę, że przez piętrzące się problemy techniczne z turbinami Siemens jeszcze bardziej nadszarpnął zaufanie rynku do branży wiatrowej, która w ostatnich latach została już uderzona przez rosnące koszty surowców oraz nasilającą się konkurencję.
Zobacz też: Europa kontra Chiny. Kto wygra wojnę o wiatraki
Cytowany przez agencję Felix Schroeder z Union Investment za szokujące uznał to, że władze Siemensa same przyznają, iż nie są w stanie dokładnie określić, ile te kłopoty będą kosztować grupę. To natomiast oznacza, że będzie ona musiała bardziej skoncentrować się na rozwiązywaniu istniejących problemów niż na rozwoju.
Ubiegły rok podatkowy (od października 2021 r. do września 2022 r.) Siemens Gamesa zamknęła przychodami blisko 10 mld euro i stratą netto wysokości 940 mln euro. Portfel zamówień spółki opiewa na ok. 35 mld euro. Przypomnijmy, że w kwietniu PGE i Orsted zamówiły u firmy 107 turbin na potrzeby morskiej farmy wiatrowej Baltica 2 o mocy 1,5 GW.
Gaz i ropa wbrew oczekiwaniom nie chcą drożeć
„The Economist” analizuje niskie poziomy cen ropy naftowej i gazu ziemnego, którym bardzo daleko od ubiegłorocznych rekordów, napędzanych kryzysem energetycznym po agresji Rosji na Ukrainę. Cena ropy Brent ostatnio kształtuje się wokół 75 dolarów za baryłkę wobec 120 dolarów przed rokiem. Natomiast za gaz w Europie płaci się w holenderskim hubie TTF w okolicach 35 euro za MWh, czyli blisko 90 proc. mniej od ubiegłorocznego szczytu w sierpniu.
W przypadku ropy ceny nie idą w górę, mimo że wydobycie redukują państwa należące do OPEC oraz ich sojusznicy. W Ameryce liczba czynnych platform naftowych i gazowych spadała przez siedem tygodni z rzędu, a kilka norweskich instalacji gazowych – obecnie kluczowych dla Europy – przechodzi prace remontowe. Do tego Holandia ogłosiła, że 1 października, po 60 latach eksploatacji, zamknie największe w Europie złoże gazu Groningen.
Zobacz też: Jak może wyglądać gazowy system przyszłości
Dlaczego więc ceny zaliczają co najwyżej krótkie wahnięcia w górę,a potem wracają na niższe poziomy? Powodów – jak tłumaczy „The Economist” – jest kilka.
Częściowo odpowiedzią może być rozczarowujący popyt w odpowiedzi na spadek oczekiwań co do globalnego tempa wzrostu gospodarczego. Upadek kilku banków tej wiosny wywołał obawy przed recesją w USA, a inflacja i wysokie stopy procentowe uderzają w konsumentów w Europie – podobnie jak i po drugiej stronie Atlantyku. Także Chiny, mimo rezygnacji z antycovidowych restrykcji, notują koniunkturę słabszą od oczekiwań.
Wśród czynników, które mogą oddziaływać na wzrost cen paliw w najbliższych miesiącach jest oczywiście sezon wakacyjny i nieskrępowania pandemicznymi zasadami mobilność. Jednocześnie wysokie temperatury przekładają się na wzrost zapotrzebowania na energię elektryczną zużywaną przez klimatyzatory, co przełoży się na większa produkcję w elektrowniach gazowych.
Jednak znów te czynniki potencjalnie napędzające ceny surowców energetycznych są łagodzone przez to, że ostatnie dwa lata wysokich cen ropy zachęciły kraje spoza OPEC do inwestycji, które teraz dobiegają końca. Więcej ropy płynie więc m.in. z konwencjonalnych odwiertów w Brazylii i Gujanie oraz z łupków i piasków roponośnych w USA, Kanadzie czy Argentynie.
Z kolei na ceny gazu stabilizująco działa choćby to, że kluczowy dla eksportu amerykańskiego LNG terminal Freeport wrócił do pracy. Ponadto wciąż do części europejskich krajów płynie gaz z Rosji, a magazyny gazu w UE są wypełnione w ponad 75 proc. Również bogate kraje azjatyckie, takie jak Japonia i Korea Południowa, mają pod dostatkiem błękitnego paliwa.
Za klimatyczne grzechy nie ma pobłażania
W poprzedniej tygodniówce pisaliśmy już o tym, że Shell zmienił swoją strategię co do paliw kopalnych, a dla gazu oczekuje bardzo dobrych perspektyw.
Zobacz również: Shell brata się z ropą i gazem, a OZE mają problem z niewolnictwem
Do tego tematu wrócił w ostatnich dniach Bloomberg. Agencja wskazuje, że również tacy wielcy gracze jak Chevron, Exxon Mobil czy Eni sygnalizują inwestycje w gaz ziemny, gdyż będzie on jeszcze długo odgrywał kluczową rolę jako paliwo przejściowe w procesie dekarbonizacji miksu energetycznego.
Jednak nie wszystkim taka postawa się podoba. Piętnują ją nie tylko organizacje ekologiczne, ale też wspólnoty religijne. „Financial Times” poinformował, że Kościół Anglii – najstarszy i największy z kościołów anglikańskich – podjął decyzję o sprzedaży do końca 2023 r. akcji naftowych i gazowych spółek, które nadal należą do kościelnego funduszu kapitałowego oraz emerytalnego.
Wśród tych podmiotów znajdują się m.in. takie koncerny jak Shell, BP, Exxon i Total, a powodem jest to, że nie podejmują one wystarczających wysiłków na rzecz ograniczania zmian klimatu. Takich, które byłyby zgodne z celami wyznaczonymi w porozumieniu paryskim.
Już w 2018 r. Kościół Anglii podjął decyzję, że pozbędzie się akcji spółek paliwowych, które do 2023 r. nie podejmą odpowiednich działań na rzecz klimatu. Jednak już w 2021 r. z kościelnych funduszy postanowiono wykluczyć 20 firm. Teraz ma to spotkać pozostałe 11 przedsiębiorstw.
– Poczyniono pewne postępy, ale niewystarczające. Kościół będzie podążał nie tylko za nauką, ale także za naszą wiarą – obie wzywają nas do pracy na rzecz sprawiedliwości klimatycznej – wskazał Justin Welby, arcybiskup Canterbury i prymas całej Anglii. Co ciekawe, w przeszłości przez 11 lat pracował on jako dyrektor finansowy w branży naftowej.
Kościelny fundusz kapitałowy jest warty 10,3 mld funtów, a emerytalny 3,2 mld funtów. Choć akcje paliwowych spółek odpowiadają w nich już tylko za niewielki ułamek aktywów, to symboliczne znaczenie tego wydarzenia jest istotne. „Jezus kontra Big Oil” – podsumował to portal Politico.