Spis treści
Przedstawiamy tematy, które zainteresowały naszą redakcję w minionym tygodniu w zagranicznych mediach opiniotwórczych.
Im więcej OZE, tym więcej problemów mają elektrownie jądrowe
– Dynamicznie rosnąca produkcja energii ze źródeł odnawialnych stanowi coraz większe wyzwanie dla europejskich elektrowni jądrowych. Dotyczy to zarówno eksploatacji istniejących jednostek, jak i ambitnych planów budowy nowych siłowni – wskazuje Bloomberg.
Agencja podkreśla, że rosnącej produkcji OZE towarzyszy jednocześnie mniejsze zapotrzebowanie na energię. Nie odbudowało się ono dotychczas po kryzysie energetycznym, a nie sprzyja temu również spowolnienie gospodarcze w Europie.
Stąd presja na ograniczanie czasu pracy elektrowni zasilanych paliwami kopalnymi, a także jednostek jądrowych. Dochodzi do tego zwłaszcza w weekendy, gdy spada aktywność przemysłu, a duża dostępność taniej energii słonecznej i wiatrowej obniża hurtowe ceny energii do poziomów, przy których eksploatacja klasycznych elektrowni staje się nieopłacalna.
Tymczasem wiele krajów ma plany budowy nowych reaktorów, a przodują w tym Francja oraz Wielka Brytania, które wskazują na kluczowe znaczenie tej technologii w kontekście osiągnięcia neutralności klimatycznej. Również podczas ostatniego szczytu klimatycznego ONZ w Dubaju ponad 20 państw wezwało do potrojenia globalnej produkcji energii jądrowej do 2050 r.
Z ograniczaniem pracy jądrówek zmagają się operatorzy elektrowni od Hiszpanii po kraje nordyckie. Największy z nich, czyli francuski EDF, w ostatnim czasie mocno koncentrował się na przeglądach i remontach swojej floty, aby móc eksploatować jak najwięcej bloków.
Jednak z uwagi na sytuację na rynku spółka musiała wydłużyć przestoje niektórych jednostek lub ograniczać ich pracę. Cedric Lewandowski, dyrektor wykonawczy EDF, informował w ostatnich dniach, że choć reaktory koncernu zaprojektowano do pracy z pewną elastycznością, to grupa z wyjątkową ostrożnością śledzi obecny rozwój rynku. Jednocześnie przyznał, że najwięcej obaw budzą przestoje bloków.
Sigurd Pedersen Lie, cytowany przez Bloomberga analityk firmy StormGeo Nena, ocenia, że jeśli ceny energii będą utrzymywać się na niskich poziomach, to elektrownie dotychczas pracujące w podstawie systemów elektroenergetycznych będą zmagały się z dużymi trudnościami. Lepszych perspektyw mogą oczekiwać w dłuższych okresach pogody niekorzystnej dla wiatraków i fotowoltaiki, a także suszy czy fal upałów.
Zobacz też: Francuzi chcą mieć dużo atomu i mało OZE. Ale skąd wziąć pieniądze?
Niemiecki przemysł po kryzysie już się nie odbuduje
– Jest mało prawdopodobne, aby przemysł energochłonny w Niemczech wrócił do skali sprzed agresji Rosji na Ukrainę – ocenił na łamach „Financial Times” Markus Krebber, szef RWE, największej niemieckiej grupy energetycznej. Podobne opinie płyną od tamtejszych przemysłowców, a także od analityków.
Krebber argumentuje, że uzależnienie od cen importowanego LNG stawia przemysł w Niemczech w niekorzystnym położeniu. Skroplony gaz stał się alternatywą dla dostaw surowca z Rosji, które największa europejska gospodarka musiała porzucić po wybuchu wojny.
Choć giełdowe ceny gazu są aktualnie o 90 proc. niższe od tych w czasie apogeum kryzysu latem 2022 r., to i tak znajdują się one znacząco powyżej poziomów notowanych przed wojną. Z danych firmy analitycznej Argus wynika, że ceny błękitnego paliwa są o 2/3 wyższe niż w poprzedzającym pandemię roku 2019. Natomiast w USA bieżące ceny są kilkukrotnie niższe od tych europejskich.
Według S&P Global Commodity Insights zapotrzebowanie na gaz w europejskim przemyśle spadło w ubiegłym roku o 24 proc. względem 2019 r. S&P spodziewa się, że trwale zniknie z Europy zapotrzebowanie na 6-10 proc. gazu.
Szef RWE krytycznie ocenia również wpływ na aktualne położenie Niemiec polityki byłej kanclerz Angeli Merkel, która w 2011 r. podjęła decyzje o stopniowym wyłączeniu z eksploatacji elektrowni jądrowych. Krebber zaznacza, że tej decyzji nie towarzyszyło stworzenie alternatywy dla importu rurociągami rosyjskiego gazu.
„Financial Times” przypomina, że według prognoz tegoroczny wzrost niemieckiego PKB wyniesie zaledwie 0,1 proc., a negatywnie będzie na niego oddziaływał przede wszystkim spadek eksportu, który zawsze był gospodarczą lokomotywą Niemiec.
Rząd w Berlinie uspokaja, że dzięki transformacji energetycznej krajowy przemysł będzie odzyskiwał konkurencyjność. Jednak branżowe organizacje, na czele z wpływowym BDI, krytykuje władze za „dogmatyczne” podejście do zielonej transformacji, które dodatkowo uderza w przemysł.
W efekcie coraz więcej firm spogląda za druga stronę Atlantyku, gdyż w USA poza tanim gazem można liczyć też na hojne subsydia na inwestycje w zielone technologie. Według danych fDi Markets, niemieckie firmy ogłosiły w ubiegłym roku projekty w USA o wartości blisko 16 mld euro, co oznaczało niemal dwukrotny wzrost względem roku 2022.
Zobacz także: Polski przemysł lepiej zniósł kryzys energetyczny niż niemiecki
Chińczycy mówią, że Zachód przegrywa technologiczny wyścig
– Amerykańskie władze zarzucają Chinom, że te poprzez nadpodaż mocy produkcyjnych w nieuczciwy sposób zalewają światowe rynki produktami związanymi z transformacją energetyczną. Państwo Środka uważa natomiast, że jego przemysł jest po prostu bardziej konkurencyjny – analizuje Reuters.
Temat był obecny również w ostatnich dniach, gdy Janet Yellen, sekretarz skarbu w gabinecie Joe Bidena, odwiedziła Chiny.
Amerykanie stoją na stanowisku, że nadwyżka chińskich mocy produkcyjnych w takich sektorach jak samochody elektryczne, fotowoltaika oraz baterie szkodzi tym sektorom przemysłu w USA. Osłabiony popyt wewnętrzny w Chinach powoduje, że tamtejsi producenci wypychają nadpodaż na globalne rynki, co powoduje spadek cen. Podobne argumenty płyną również z Europy.
W odpowiedzi na te zarzuty chiński minister handlu Wang Wentao stwierdził, że są one bezpodstawne, a rozwój Chin w tych branżach wynika z innowacji oraz rozwiniętych łańcuchów dostaw. Pekin wskazuje również na rządowe programy wsparcia w USA i UE, które mają pomagać w rozwoju tamtejszego przemysłu.
Zachód odpowiada jednak, że wsparcie to nie ma tak szerokiego zakresu jak za Wielkim Murem, gdzie władze przekierowują ogromne środki do branż, które uważają za kluczowe dla wzrostu gospodarczego. Po tym, jak w ostatnich latach w stagnację wpadł rynek nieruchomości, takim sektorem stały się właśnie zielone technologie.
Chińczycy podkreślają natomiast, że nadwyżka mocy produkcyjnych nie jest cechą charakterystyczną tylko ich przemysłu. Wiceminister finansów Liao Min przedstawiał niedawno pogląd, w którym dowodził, że takie zjawisko jest standardowym mechanizmem rynkowym, gdy dochodzi do braku równowagi między podażą a popytem.
Co prawda Chiny postrzegają pojazdy elektryczne, fotowoltaikę i baterie jako kluczowe dla swojego rozwoju gospodarczego, ale udział tych trzech branż w całkowitym eksporcie wciąż pozostaje stosunkowo niewielki. W 2023 r. wyniósł on 4,5 proc. i miał wartość blisko 147 mld dolarów – o prawie 30 proc. więcej niż rok wcześniej.
– Nie mogą wygrać wyścigu, więc próbują go spowolnić. My po prostu robimy swoje, a Zachód również może robić, co chce – skomentował Li Yong, główny analityk badacz w chińskiej firmie doradczej D&C Think, cytowany przez Reutersa.
Zobacz również: Taniej fotowoltaiki jest tak dużo, że można już z niej stawiać płoty
Elektrykom trzeba ładowarek, a nie ceł na chińskie samochody
– Rządy muszą współpracować z koncernami motoryzacyjnymi, aby usuwać bariery dla rozwoju elektromobilości – pisze w komentarzu redakcyjnym „Financial Times”, zwracając uwagę na zadyszkę, w którą wpadł rynek samochodów elektrycznych.
Dla wielu potencjalnych nabywców przeszkodą są ceny elektryków w porównaniu z hybrydami czy autami spalinowymi. Zwłaszcza, że w ostatnich latach domowe budżety uszczuplała wysoka inflacja. Spore obawy dotyczą też dostępu do szybkich stacji ładowania.
Międzynarodowe badanie przeprowadzone przez S&P Global Mobility wykazało, że ok. 45 proc. konsumentów jako powód wstrzymywania się z zakupem samochodów elektrycznych podaje obawy dotyczące braku wystarczającej liczby ładowarek, a także czasu potrzebnego na ładowanie pojazdu.
Z drugiej strony są producenci samochodów, na których mocno wpływa zastój na rynku. Kapitalizacja giełdowa Tesli spadła w tym roku o ok. 30 proc. – do ok. 540 mld dolarów. Natomiast w szczytowym okresie, pod koniec 2021 r., koncern Elona Muska był wyceniany na ponad 1 bln dolarów. Inni producenci, tacy jak Ford, w reakcji na słabszy popyt opóźnili rozszerzenie oferty pojazdów elektrycznych.
Jednocześnie zachodni producenci, zwłaszcza europejscy, obawiają się rosnącej pozycji dostawców z Chin, którzy dysponują dużymi przewagami kosztowymi pod względem produkcji baterii oraz innych technologii związanych z elektromobilnością. Według prognoz 1/4 elektryków sprzedanych w Unii Europejskiej w 2024 r. będą stanowić chińskie marki, takie jak BYD, czyli największy rywal Tesli.
Wolniejsze upowszechnienie samochodów może zagrażać celom transformacji energetycznej, a przypadku UE postawić pod znakiem zapytania zakaz rejestracji od 2035 r. nowych samochodów napędzanych paliwami kopalnymi.
„Financial Times” wskazuje, że UE może nałożyć wysokie cła na chińskie elektryki, jeśli uzna, że są one nieuczciwie subsydiowanie. Jednak to może jeszcze bardziej ograniczyć wdrażanie pojazdów elektrycznych. Dlatego potrzeba więcej współpracy pomiędzy państwami a sektorem elektromobilności, aby usuwać bariery rozwoju tego rynku. Priorytetem, również pod kątem wsparcia finansowego, powinny być natomiast inwestycje w ładowarki.
Zobacz także: Auta wodorowe vs elektryczne. Co wygra?