Spis treści
Zaangażowanie się polskich firm w rozbudowę elektrowni atomowej na Ukrainie i import energii elektrycznej ze wschodu to mrzonki. Nikłe nadzieje Ukraińców rozwiewa wicepremier Janusz Piechociński.
W piątek o rozmowach z Polakami w sprawie naszego zaangażowania w rozbudowę elektrowni atomowej Chmielnicka na Ukrainie poinformował minister energetyki tego kraju Wołodymyr Demczyszyn, cytowany przez RMF FM.
Polskie ambicje
{norelated}Polskie Ministerstwo Gospodarki poinformowało natomiast, że żadne formalne rozmowy nie są prowadzone.
Polska otrzymała jednak (najwyraźniej nieformalną) propozycję – przyznał w rozmowie z dziennikarzami wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński. – Mamy takie sugestie ze strony ukraińskiej. Dotyczą zarówno współpracy transgranicznej w zakresie energii elektrycznej, jak i gazu. Jeszcze nie zapoznaliśmy się wnikliwie z tymi propozycjami – powiedział w sobotę w Teheranie.
Wicepremier Piechociński rozwiał jednocześnie nadzieje Ukraińców. – Polska w dalszym ciągu – także w stosunku do tego typu inicjatyw – przypomina, ze chcemy zachować swoją dotychczasową wieloletnią pozycję kraju, który ma nadwyżki w eksporcie energii – powiedział.
– Doświadczenia europejskiego południa pokazały, że kraje z dużym udziałem importu energii, w tym także energii elektrycznej, ponoszą dużo większe straty w czasie wielkich przesileń europejskich, czy światowych – tłumaczył Janusz Piechociński.
Tymczasem i bez importu energii z Ukrainy, w ubiegłym roku Polska stała się importerem energii netto (2,2 TWh). W tym roku sytuacja się powtórzyć, bo do sierpnia zaimportowaliśmy już prawie 0,5 TWh netto. A oddanie pod koniec roku nowych połączeń Polski z Litwą i Litwy ze Szwecją najprawdopodobniej jeszcze wzmocni ten trend. Dodatkowo Polska chce rozbudować swoje połączenie z Niemcami, gdzie energia także jest tańsza.
Czytaj więcej: Przyspieszenie na liniach polsko-niemieckich
Potrzebna odbudowa połączenia
Realizacja ukraińskiego pomysł jest w tej chwili właściwie niemożliwa jeszcze z kilku innych powodów. Jeden z nich to brak sieci. Między oboma krajami jest linia pozwalająca na przesyłanie energii o napięciu 220 kV, ale to zbyt mało, aby przesyłać duże ilości energii z elektrowni atomowej. W tej chwili trafia nią do Polski ok. 1 TWh z dwóch bloków o mocy 125 MW elektrowni w Dobrotworze (pracują tylko na potrzeby polskiego systemu energetycznego).
Natomiast linia energetyczna najwyższych napięć (750 kV) od ponad dwudziestu lat nie pracuje. Jej ponowne uruchomienie wymagałoby przede wszystkim dużych inwestycji w remont po stronie ukraińskiej i tzw. wstawkę prądu stałego. Całość pochłonęłaby ok. 1 mld zł.
Więcej o tym pisaliśmy tutaj: Kulczyk wystartował w wyścigu o prąd z Ukrainy
Szukanie pieniędzy
Jednak kluczowy problem to pieniądze – Ukraińcy zerwali, podpisany w 2010 roku kontrakt na rozbudowę elektrowni Chmielnicki o dwa nowe bloki, z rosyjskim Rosatomem. Kontrakt przewidywał jednak także finansowanie budowy w wysokości 4 mld dol.
W obecnej sytuacji ekonomicznej Ukrainy trudno sobie wyobrazić, aby narodowy operator elektrowni jądrowych Energoatom był wstanie pozyskać finansowanie po niskich kosztach, co jest podstawą opłacalności takiej inwestycji. Co więcej inni dostawcy technologii najprawdopodobniej nie będą wstanie zrealizować inwestycji tak tanio, jak oferowali to Rosjanie. Dlatego Ukraińcy spoglądają na zachód, w tym Polskę.
Nasze narodowe czempiony mogłyby pozyskać finansowanie inwestycji taniej, ale nie są tym zainteresowane. Z wyjątkiem Energi, pozostałe trzy państwowe spółki energetyczne mają razem budować polską elektrownię atomową, która pochłonie przynajmniej 50-60 mld zł.
Odmówiliśmy też Rosji i Litwie
Z tego samego powodu w 2011 roku PGE wycofała się z litewsko-łotewsko-estońskiego projektu budowy elektrowni atomowej Visaginas. Zrezygnowała także z rozmów z rosyjską Inter RAO na temat importu energii z elektrowni jądrowej w Kaliningradzie, co zmusiło Rosjan do zawieszenia tej inwestycji.
Inwestycja na Ukrainie byłaby dodatkowo obciążona dużym ryzkiem ze względu na niestabilność polityczną i gospodarczą naszego sąsiada i prawdopodobnie wzbudziła ostry sprzeciw opozycji, która także wspiera doktrynę pełnej samowystarczalności elektroenergetycznej Polski.
Biznes chce importu
Z rządową doktryną utrzymywania pozycji eksportera energii elektrycznej, czy raczej – jak pokazują ostatnie dane – ograniczania importu taniej energii z zagranicy – nie zgadza się natomiast biznes. Forum Energii Elektrycznej i Gazu od dawna przekonuje, że powinniśmy uruchomić połączenie energetyczne z Ukrainą. W poniedziałek swoje stanowisko w tej sprawie zaprezentował także Gospodarczy Gabinet Cieni Business Centre Club. W ocenie BCC rząd powinien jak najszybciej przyjąć nową strategię dla energetyki, przewidującą m.in. „znaczną prywatyzację elektrowni oraz import taniej energii ze Szwecji, Niemiec i Ukrainy.”
Czytaj także: Czy Polska będzie importerem prądu?