Kilka tygodni temu import prądu urósł nagle do problemu, o którym mówi sam premier Donald Tusk. Ale jest mało prawdopodobne, żeby w ciągu najbliższych 10 lat energia z zagranicy miała szeroką strugą popłynąć do naszego kraju.
Donald Tusk prawdopodobnie zaczerpnął tę myśl od górników i to zupełnie bezkrytycznie. Związkowcy z górniczej „Solidarności”, którzy wszędzie węszą jakiś wchodzący im w szkodę prywatny biznes, oskarżyli też Tauron, że zamiast produkować prąd z węgla wydobywanego w swoich kopalniach, woli kupować go za granicą.
Tauron wydał specjalne oświadczenie w tej sprawie, podkreślając, że prąd kupuje wyłącznie od swoich elektrowni i na polskim rynku hurtowym.
Czy problem istnieje? Jeśli spojrzymy na raporty o pracy Krajowego Systemu Przesyłowego, to nie. W 2013 r. wszystkie polskie elektrownie wyprodukowały 162 terawatogodziny prądu. Tymczasem import wyniósł zaledwie 7 Twh, a eksport – 12 TWh. Od stycznia do maja mamy nadwyżkę importu nad eksportem, ale wynosi zaledwie 0,9 TWh.
Z kim handlujemy, z kim będziemy handlować
Najważniejszym źródłem importu energii jest kabel na prąd stały łączący Słupsk ze Szwecją. Ma on 600 MW mocy. Łączniki ze Słowacją i Czechami mają niewielkie znaczenie. Największe fizyczne przepływy prądu mamy z Niemcami. Prąd płynie przez dwa łączniki: Vierraden-Krajnik na północy i Mikułowa-Hagenwerder na południu. Ale pożytek z nich jest niewielki – to prąd z niemieckich elektrowni wiatrowych, który płynie przez Polskę i Czechy do Austrii. Nasi sieciowcy skarżą się, że prąd ten destabilizuje pracę polskich sieci energetycznych, a ponieważ przepływy są niekontrolowane, nie da się nim handlować.
Jest to tak sytuacja przypominająca stary żart Kabareciku Olgi Lipińskiej o pierogach: „Kto zamawiał ruskie? Nikt. Same przyszły“.
Żeby zapobiec niekontrolowanym rozpływom energii na obu istniejących interkonektorach między Polską a Niemcami, PSE i niemiecki operator 50 Hertz podpisały umowę o instalacji tzw. przesuwników fazowych. Dopiero te urządzenia pozwolą na realny handel energią Polski i Niemiec. Z informacji PSE wynika, że moc „eksportowa” obu istniejących interkonektorów po planowanym na 2020 r. zakończeniu instalacji przesuwników będzie wynosić 1500 MW, importowa – trzykrotnie mniej.
Kogo przydusi import?
500 MW to połowa budowanego właśnie przez Eneę bloku węglowego w Kozienicach i więcej niż połowa planowanego przez Tauron bloku w Jaworznie (900 MW). Ale i tak do 2020 r. będzie trzeba wyłączyć ok. 6 tys. MW starych elektrowni. Nie widać groźby, że import wyprze nasz rodzimy prąd.
Sytuacja może się zmienić jeżeli zostanie wybudowany trzeci łącznik Eisenhuettenstadt-Plewiska, dumnie zwany Ger-Pol Power Bridge. Na jego budowie zależy Niemcom, ale PSE także zgodziły się wpisać go na listę Projektów Wspólnego Interesu (PCI), które mają szansę na dofinansowanie z UE. Lista została zatwierdzona przez Brukselę w grudniu 2013 r.
Po ewentualnym wybudowaniu trzeciego łącznika w 2022 r. moc importowa z Niemiec wzrośnie o dodatkowe 1500 MW czyli w sumie wyniesie 2000 MW. To już może mieć znaczenie dla pracy elektrowni w kraju – jeśli energia z Niemiec będzie tańsza, może „wypierać“ tę produkowaną w kraju.
Niemcy chcą, Polska tak sobie
Ale czy Ger-Pol Power Bridge powstanie? W PSE o jego budowie wypowiadają się bardzo ostrożnie. – Nie mówimy na razie o trzecim łączniku, bardzo stanowczo to podkreślam – powiedział nam jeden z menedżerów PSE.
Budowa łączników to część tak propagowanej przez Tuska unii energetycznej. Bruksela otworzyła już pierwszą szufladkę z pieniędzmi na projekty PCI – jest w niej 750 mln euro. Wnioski trzeba składać do 19 sierpnia 2014 r.
Czy Polska zgłosi trzeci łącznik w pierwszym rzucie projektów? Po słowach Tuska o „niekorzystnym imporcie“ wydaje się to mało prawdopodobne.
Co ciekawe, indagowani przez nas menedżerowie polskich firm energetycznych nie biorą raczej pod uwagę konkurencji z tańszym, bo dotowanym prądem z niemieckich wiatraków i paneli fotowoltaicznych.
– Nie mam powodów żeby o tym myśleć, nie sądzę żeby ten łącznik powstał – mówi jeden z nich.
A jeżeli powstanie? – Kiedy Niemcy po 2020 r. zrezygnują całkowicie z energetyki jądrowej, nie będą mieli jakiejś dużej nadwyżki energii, zwłaszcza taniej – mówi dr hab Paweł Skowroński, z Politechniki Warszawskiej, niegdyś wiceprezes PGE, obecnie szef polskiej spółki niemieckiej firmy SAG – potentata w budowie sieci.
– Energetyka odnawialna musiałaby całkowicie zastąpić atomową, a proszę pamiętać, że np. moc zainstalowana w wiatrakach musi być trzykrotnie większa żeby wyprodukować tę samą ilość energii co atomówki. I nie będzie żadnej gwarancji, że ta energia w danej chwili jest dostępna – podsumowuje Skowroński.
Na wschodzie bez zmian
Pozostałe łączniki nie budzą takich kontrowersji. Lit-Pol czyli projekt budowy łącznika z Litwą już trwa, ale w którą stronę popłynie energia i jak ułoży się relacja jej cen w obu krajach – to zagadka.
Nad Niemnem zafundowali sobie w zeszłym roku prawdziwą huśtawkę cen – operatorzy krajów bałtyckich wiosną 2013 zablokowali import energii z Kaliningradu, w rezultacie ceny na giełdzie wzrosły niemal pięciokrotnie.
Jesienią odtrąbiono odwrót, handel z Rosją przywrócono, ceny wróciły do poprzedniego poziomu. Średnio ceny na Litwie, podłączonej częściowo do skandynawskiego NordPoolu wynosiły w zeszłym roku 46 euro za Mwh. Wraz z oddaniem Nordbaltu – podmorskiego łącznika ze Szwecją powinny jeszcze spaść.
Zupełnie mglista pozostaje budowa większego łącznika z Ukrainą, a ten który jest, choć daje zarobić, to nie ma wpływu na krajową energetykę. Ukraina ma nadwyżkę energii, niektórzy przedsiębiorcy już teraz myślą o perspektywach energetycznej współpracy (patrz Kulczyk wystartował w wyścigu o prąd z Ukrainy). Ale obserwując panujący w tym kraju chaos i bezhołowie oraz chroniczny brak pieniędzy, nie należy się raczej spodziewać, że budowa łącznika ruszy z kopyta.
Związkowcy straszą, premier się boi
Zatem mówienie o „niekorzystnym imporcie“ to kolejny dowód na to, że Tusk bezkrytycznie słucha śląskich związkowców, nie przejmując się zupełnie wartością ich argumentów. W dodatku powtarzając te ludowe klechdy premier dezawuuje własną koncepcję unii energetycznej – unii krajów połączonych interkonektorami, w których energia mogłaby krążyć swobodnie, a wygrywałaby najtańsza.
Żeby polski prąd miał szanse w tej konkurencji, potrzebny jest tani surowiec, czyli węgiel. Ale jak węgiel jest tani (patrz Tani węgiel jest zbyt tani), to górnicy są niezadowoleni, a spokój na Śląsku jest widać ważniejszy od unii energetycznej.