Spis treści
Przedstawiamy tematy, które zainteresowały naszą redakcję w minionym tygodniu w zagranicznych mediach opiniotwórczych.
Niemieckie cele klimatyczne pod finansową presją
– Niemcy mają duże trudności z realizacją swoich celów klimatycznych, a teraz to zadanie będzie jeszcze trudniejsze – komentował Bloomberg w reakcji na ubiegłotygodniową decyzję Federalnego Trybunału Konstytucyjnego.
FTK zakwestionował możliwość wykorzystania na transformację energetyczną 60 mld euro z długu, który rząd pierwotnie zaciągnął w celu łagodzenia gospodarczych skutków pandemii COVID-19.
Wydane przez Trybunał orzeczenie stanowi kolejny cios dla planów dekarbonizacji największej europejskiej gospodarki. W pandemicznym 2020 r. wyemitowała ona 731 mln ton CO2, a w kolejnych dwóch latach emisje były wyższe i wyniosły kolejno 760 mln oraz 746 mln ton CO2.
Z powodu kryzysu energetycznego, związanego z agresją Rosji na Ukrainę, wzrosło wykorzystanie węgla w energetyce. Rząd już przyznał wcześniej, że cel na 2030 r., przewidujący obniżenie emisji do 440 mln ton CO2, jest zagrożony.
Uzależnienie od importu paliw kopalnych uderzyło w Niemcy, a zmiana nie jest możliwa bez przeznaczenia dużych środków publicznych na wsparcie dekarbobnzacji. Transformacji nie sprzyja też narastająca frustracja wyborców i słaba koniunktura gospodarcza.
Bloomberg wskazuje, że wśród urzędników nie brakuje obaw o pewność finansowania innych planów rządu. Christian Lindner, minister finansów, stwierdził, że orzeczenie Trybunału stanowi punkt zwrotny w polityce państwa i zmusza rząd do bardziej rygorystycznego planowania wydatków. To natomiast oznacza, że Fundusz Klimatu i Transformacji będzie musiał pozyskać środki w inny niż dotychczas planowano sposób.
Robert Habeck, wicekanclerz oraz szef resortu gospodarki i klimatu, zapowiada, że przyjęte już zobowiązania związane z programami wsparcia transformacji zostaną podtrzymane. Jednak kolejne będą mogły zostać uruchomione dopiero po wypracowaniu nowego planu finansowego.
Problemy niemieckiego rządu narastają na niedługo przed szczytem klimatycznym COP28 w Dubaju. Berlin ma tam reprezentować właśnie Robert Habeck, któremu w tej sytuacji trudniej będzie pokazywać Niemcy jako przykład do naśladowania innym państwom.
Zobacz też: Nawet Zielonym trudno jest dekarbonizować Niemcy
Klienci potrzebują tańszych samochodów elektrycznych
– Po latach rosnącej dynamiki sprzedaży samochodów elektrycznych w Europie rynek wydaje się wchodzić w okres spowolnienia. Kierowcy czekają na lepsze i tańsze modele, które mogą pojawić się za 2-3 lata – analizuje Reuters.
Po dziewięciu miesiącach 2023 r. sprzedaż w pełni elektrycznych samochodów w Europie wzrosła o 47 proc. w stosunku do analogicznego okresu ubiegłego roku. Niemniej tacy producenci jak Tesla, Volkswagen czy Mercedes-Benz wskazują, że zamówienia na kolejne miesiące spadają i są nawet o połowę niższe niż rok temu.
Wpływ na to mają m.in. wysokie stopy procentowe i niepewność gospodarcza, które nie zachęcają konsumentów do dużych wydatków. Niemniej – według ekspertów – poza tymi czynnikami wpływ na wielu klientów może mieć przekonanie, że rozwój elektromobilności jest na tyle szybki, że warto poczekać 2-3 lata na lepszy model niż kupować obecnie taki samochód, który szybko straci na wartości.
Większość nowych, tańszych elektryków, które mają trafić w gusta początkujących użytkowników zachodnich marek pojazdów elektrycznych, będzie wprowadzana na rynek najwcześniej w 2025 r. Do tego czasu alternatywę będą stanowić mniej popularne w Europie chińskie marki, m.in. takie jak BYD czy Nio.
Reuters wskazuje, że już stosunkowo dawno pojawiały się krytyczne głosy, według których brak dostępnych cenowo pojazdów elektrycznych doprowadzi do gwałtownego zahamowania rozwoju rynku.
Ten wzrost dotychczas napędzali przede wszystkim entuzjaści elektromobilności oraz duże firmy inwestujące w nową flotę samochodów. Ponadto pod uwagę trzeba też brać zawirowania związane z zakłóceniem łańcuchów dostaw w czasie pandemii COVID-19, które spowodowały, że producenci z opóźnieniem odpowiadali na popyt ze strony klientów.
Zobacz również: Wycena używanych elektryków musi być łatwiejsza
Czy przemysł i klimat muszą iść w parze
– Celem polityki przemysłowej jest pobudzanie wzrostu gospodarczego i tworzenie nowych miejsc pracy, a polityka klimatyczna ma ograniczać emisje CO2 i zapobiegać zmianom klimatycznym. Łączenie tych dwóch polityk może sprawić, że żadna z nich nie zostanie skutecznie zrealizowana – ocenia „The Economist”.
Jak dodaje, liderzy świata zachodniego zazwyczaj łączą kwestie klimatyczne z rozwojem gospodarczym.
Joe Biden, prezydent USA, gdy „myśli o klimacie, to myśli o miejscach pracy”. Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej, przekonuje, że „Zielony Ład zadba o planetę dla przyszłych pokoleń i atrakcyjne miejsca pracy”. Z kolei Keir Starmer, typowany na przyszłego premiera Wielkiej Brytanii, zapowiada, że „czysta energia będzie napędzać przedsiębiorstwa oferujące dobre miejsca pracy”.
Ostatnie lata przyniosły powrót do aktywnego kreowania polityki przemysłowej przez rządy. Zazwyczaj tym działaniom towarzyszą również cele klimatyczne. Przed rządzącymi stoi więc wyzwanie, jak połączyć te dwie dziedziny, aby przyniosły jak najlepsze efekty.
„The Economist” wskazuje, że strategie najbardziej zorientowane na klimat mogą nie stwarzać wystarczającej liczby nowych miejsc pracy, aby zastąpić dotychczasowe przemysły.
Z kolei polityka przemysłowa, która jest „zielonkawa” pozwoli lepiej zaspokoić rynek pracy, a jednocześnie pokaże społeczeństwu, że polityka klimatyczna nie szkodzi gospodarce. Akceptacja wyborców jest natomiast kluczowa, aby do władzy nie dochodziły siły, które będą odrzucać działania związane z transformacją energetyczną.
Ekonomiści tradycyjnie krytykują politykę przemysłową, a jako argument wskazują, że często opiera się ona na subsydiowaniu przedsiębiorstw. Dostęp do środków publicznych sprawia, że na rynku często utrzymują się mniej konkurencyjne podmioty, które bez wsparcia by sobie nie poradziły.
Wiele rządów, w tym amerykański, chce też, aby polityka przemysłowa wzmacniała bezpieczeństwo narodowe. Łączenie tych dziedzin z ochroną klimatu stwarza więc ryzyko coraz większego rozmywania poszczególnych celów i braku kontroli nad wydatkami.
Zobacz także: Dlaczego morskie wiatraki nie chcą się kręcić w USA?
Finansowanie paliw kopalnych ma się dobrze
– Koncerny naftowe i gazowe nie ponoszą praktycznie żadnych dodatkowych kosztów związanych z pozyskaniem zewnętrznego finansowania. Generowane przez nie wyniki sprawiają, że banki oraz inwestorzy przymykają oko na kryteria ESG – donosi „Financial Times”, powołując się na raport agencji ratingowej S&P.
Dzieje się tak niezależnie od tego, że ropa i gaz odpowiadają za ponad połowę globalnych emisji CO2, a wiele europejskich i amerykańskich banków zadeklarowało działania na rzecz dekarbonizacji i ochrony klimatu.
Wiele zmienił jednak gwałtowny wzrost cen paliw kopalnych, który nastąpił po zaatakowaniu Ukrainy przez Rosję. Bezpieczeństwo energetyczne stało się priorytetem dla polityków, a rekordowe zyski ze sprzedaży ropy i gazu napompowały wyniki finansowe koncernów paliwowych oraz pozwoliło im spłacić zadłużenie i wyśrubować giełdową kapitalizację.
Choć transformacja energetyczna postępuję, to ropa i gaz szybko nie znikną. „Financial Times” przypomina, że według prognoz Międzynarodowej Agencji Energetycznej światowe zapotrzebowanie na ropę, gaz i węgiel osiągnie szczyt do 2030 r., a następnie zacznie spadać dzięki rozwojowi odnawialnych źródeł energii oraz elektromobilności.
S&P spodziewa się, że pozyskiwanie finansowania przez sektor ropy i gazu będzie z czasem stanowił coraz większe wyzwanie dla mniejszych graczy na tym rynku. Duże koncerny, dzięki skali działalności, z tymi trudnościami będą zmagać się dopiero w dalszej przyszłości.
Zobacz też: Naftowe koncerny ładują elektryki