Menu
Patronat honorowy Patronage
  1. Główna
  2. >
  3. Rynek
  4. >
  5. Polscy dżentelmeni od atomu o pieniądzach nie mówią

Polscy dżentelmeni od atomu o pieniądzach nie mówią

Cały czas nie znamy modelu finansowego, w jakim ma powstać pierwsza polska elektrownia jądrowa. A to sposób finansowania i koszty przesądzają o sensie jej budowy. Dyskusja o tym toczy się w Holandii, a w naszym kraju rząd robi wszystko, żeby jej uniknąć.
od atomu

Minął już ponad miesiąc od przyjęcia przez rząd uchwały w sprawie finansowania elektrowni jądrowej. Rada Ministrów zobowiązała samą siebie do opracowania projektu na podstawie którego „możliwe będzie udzielenie poręczeń lub gwarancji w imieniu i na rachunek Skarbu Państwa dla zapewnienia uzyskania finansowania dłużnego niezbędnego do pokrycia kosztów inwestycji”. Spółka Polskie Elektrownie Jądrowe, która ma budować elektrownię, ma w porozumieniu z ministrem finansów „podjąć działania służące realizacji inwestycji”.

Dodatkowo minister klimatu, razem z ministrem finansów i PEJ ma stworzyć analizę w sprawie „niezbędności stworzenia mechanizmu wsparcia” dla inwestycji w elektrownię jądrową, a jeśli okaże się on niezbędny, to powyższe trio ma wypracować taki mechanizm „w zakresie koniecznym i w sposób proporcjonalny do ryzyk i potrzeb”. Taki system ma zostać zatwierdzony przez Komisję Europejską, uchwala stwierdza wprost, że jeśli będzie to pomoc publiczna, nawet złotówka nie może zostać wydana.

Cytaty pochodzą z dokumentu, który udało nam się przeczytać pokątnie. Uchwała nie została opublikowana w Monitorze Polskim i zapewne nie będzie. Ale nie ma się co dziwić, chodzi tylko o ponad 70 mld zł, bo tyle ma kosztować elektrownia jądrowa.

Model powinien być, ale nikt go nie widział

Ministrowie, prezesi, ale i reklamy w mediach przekonują nas, że energia z elektrowni jądrowych będzie czysta i tania. Co do jej czystości, rzecz jest poza dyskusją, atom jest bezemisyjny. Co jednak z tą „taniością”? Otóż wszystko zależy od kosztów budowy, a także od tego w jaki sposób zostaną one „rozsmarowane”, czyli od tzw. modelu finansowego.

W jakim modelu, który zapewni ową „taniość” miałaby powstać elektrownia na Pomorzu? Zgodnie z ustawą Prawo atomowe, we wniosku o tzw. decyzję zasadniczą, który PEJ złożyła do Ministra Klimatu 13 kwietnia powinien być zawarty model finansowy. Nie wiemy czy i jaki jaki model PEJ zawarła we wniosku.

Decyzja zasadnicza – czyli de facto politycznej zgody na dany projekt – jest opisana w ustawie jako decyzja administracyjna, a w procesie wydawania takich decyzji nie przewiduje się dostępu do wniosku stron trzecich.

Polska spółka konsultuje… ale w Brukseli

Pewne wskazówki jednak są. Spółka Polskie Elektrownie Jądrowe wysłała do Komisji Europejskiej stanowisko w sprawie nowego modelu rynku energii, nad którym trwają prace. Przypomnijmy, że Bruksela zaproponowała aby wszystkie elektrownie, które korzystają z publicznego wsparcia, musiały stosować jeden, optymalny, zdaniem Brukseli model – kontrakt różnicowy.

Czytaj też: Ostry bój o nowy model europejskiego rynku energii

W piśmie wysłanym przez PEJ znajdziemy kilka uwag o potrzebie uwzględnienia wszystkich modeli finansowania, które wchodzą w grę , ale najwięcej miejsca poświęcono dwustronnemu kontraktowi różnicowego. Taki kontrakt jest coraz powszechniejszą formą wsparcia nowych elektrowni (także OZE), a Komisja Europejska w projekcie  nowego rozporządzenia o rynku energii chciałaby aby była to preferowana forma wsparcia.

cfd kpmg

Schemat atomowego kontraktu różnicowego w raporcie KPMG dla holenderskiego rządu

kontrakt roznicowy

A tu jeszcze jeden prosty schemat kontraktu różnicowego, zaczerpnięty z internetu

Kontrakt zawierany z państwową jednostką (w Polsce z URE) daje inwestorowi pewność, że sprzeda prąd po stałej cenie. Jeśli cena rynkowa będzie wyższa, inwestor musi zwrócić różnicę, a państwo może przeznaczyć te kwoty na wsparcie odbiorców. Jeśli cena rynkowa będzie niższa – inwestorowi dopłaci państwo, ale koszty są „rozsmarowane” na odbiorców, w postaci dodatkowej opłaty dopisywanej do rachunków.

PEJ napisał, że sytuacja, w której cena z kontraktu jest niższa niż rynkowa jest jasna i oczywista. Ale nie jest zadowolony z mechanizmu, w którym cena z kontraktu jest wyższa niż rynkowa i odbiorcy muszą dopłacić. PEJ twierdzi, że to naraża odbiorców na wahania cen i dlatego państwa UE powinny mieć swobodę w tworzeniu funduszów, które płaciłyby wytwórcom. W ten sposób – czego już PEJ nie pisze – koszty kontraktu różnicowego zapłacą podatnicy, a nie tylko odbiorcy prądu.

Sam pomysł to powrót do modelu, w którym budowano elektrownie w całej Europie aż do końca lat 80. gdy nie istniał rynek energii. Można o takim pomyśle dyskutować, ale z jakichś powodów spółka PEJ na krajowym podwórku nie pochwaliła się swoim udziałem w europejskich konsultacjach.

W Holandii jednak debatują

Nowe elektrownie atomowe chcą budować nie tylko Polacy, także Czesi i Holendrzy.

Zwłaszcza tym ostatnim warto się przyglądać, bo to  pragmatyczne i oszczędne społeczeństwo stroni od chucpy, która (niezależnie od układów politycznych) towarzyszy w Polsce planom inwestycji w wielką infrastrukturę.

Holenderski rząd opublikował dwa raporty, które przygotowano żeby ocenić sensowność tej inwestycji.

Jakie są główne wnioski z tych raportów? Pierwszy z nich, przygotowany przez firmę doradczą KPMG na podstawie ankiet wśród branży oraz instytucji finansowych nie odpowiadał na pytanie „czy budować”, ale jak to zrobić aby miało to sens ekonomiczny. Raport jest tym cenniejszy, że uczestnicy ankiety wypowiadali się anonimowo, więc mieli swobodę wypowiedzi.

KPMG opisuje m.in. główny dylemat inwestorów w „atomówkę” – jak sprawić aby zarabiała na siebie w sytuacji w której coraz więcej miejsca w systemie energetycznym będą zajmowały źródła odnawialne. W raporcie czytamy m.in. że najbardziej efektywnym sposobem wykorzystania elektrowni atomowych jest ich praca w podstawie, czyli jak najdłużej.

Elektrownia atomowa powinna zatem pracować ok. 8000 godzin (tzw. współczynnik wykorzystania mocy bliski 90 proc.). To zmniejsza koszty produkcji energii elektrycznej – elektrownia zarabia na produkcji, rosną zatem możliwości spłaty olbrzymiego kredytu zaciągniętego na budowę.

Kłopot zaczyna się wtedy gdy „atomówka” musi pracować krócej, bo przez większą część dnia zastępują ją elektrownie słoneczne i wiatrowe.

Problemem nie jest nawet to czy elektrownia atomowa jest elastyczna (czy można ją często włączać i wyłączać w zależności od tego czy wieje i świeci), bo to kwestia techniczna, która można rozwiązać. Ale wpływ na ekonomikę jest fatalny.

W raporcie KPMG czytamy, że  jeśli współczynnik wykorzystania mocy atomówki spadnie z 90 do 30 proc. (czyli z 8 tys. godzin do poniżej 3 tys. godzin) to koszt produkcji prądu (LCOE) rośnie o 56 proc.

holandia kmpg  lcoe

Dziś hurtowa cena prądu w Polsce oscyluje wokół 500 zł za MWh. Raport KMPG podaje, że  nowa elektrownia atomowa pracująca w podstawie może produkować prąd za 70 euro za MWh. Ale zmniejszymy jej czas pracy do 30 proc. to koszt prądu rośnie do 120 euro. Koszt prądu z wiatraków czy PV mieści się pomiędzy 70 a 90 euro.

Tymczasem udział OZE będzie tylko rosnąć. W raporcie czytamy, że tania energia z wiatru i słońca będzie „wypychać”  prąd z atomu (i paliw kopalnych). W 2030 r. udział  prądu z OZE W Holandii ma wzrosnąć do 75 proc. Holenderski operator sieci przesyłowej przewiduje, że już w 2030 r. istniejąca elektrownia atomowa będzie pracować tylko 68 proc. czasu. Inna prognoza mówi o 50 proc. czasu pracy atomówek w 2040 r.

Konkluzja jest więc jedna – rząd musi zagwarantować jakoś dochody atomówki, poprzez mechanizm kontraktu różnicowego lub w innym modelu.

Jak atom nie może, wodór pomoże

 Innym sposobem, o którym wspomina raport KMPG jest produkcja wodoru – w czasie kiedy nie byłoby popytu na prąd, elektrownia jądrowa mogłaby produkować wodór, który ma być paliwem przyszłości. Podobną receptę na „urentownienie” polskiej atomówki sufluje także renomowana firma doradcza Aurora w swoim modelu miksu energetycznego dla Polski. „Elektrolizery (produkujące wodór) poprawiają współczynnik wykorzystania mocy elektrowni jądrowych w czasie wysokiej produkcji źródeł odnawialnych, zwiększając jej przychody nawet o 46 proc.”.  

W raporcie KMPG cytowani są zwolennicy takiego rozwiązania, ale w Holandii nie brakuje też sceptyków – jeden z uczestników ankiety stwierdził, że tak produkowany wodór będzie zbyt drogi w porównaniu z wodorem z OZE.

W każdym razie widać, że kluczowe pytanie o koszty bardzo zajmuje  Holendrów. W kolejnym raporcie sporządzonym dla holenderskiego rządu przez firmę inżynierską Witteveen+Bos, który nota bene jest raczej „proatomowy”, wprost czytamy, że budowa elektrowni atomowej przy cenie powyżej 4,6 mln euro za MW i koszcie kapitału WACC (zwanym popularnie „Wackiem”) powyżej 7 proc. jest „nieoptymalna”.

Tymczasem w  projekcie Polityki Energetycznej Państwa do 2040 r. założono, że koszty jądrówki na megawat wyniosą ok. 26 mln zł. Po dzisiejszym kursie euro wychodzi 5,8 mln. Ile powinien wynosić „Wacek” w Polsce, żeby inwestycja miała sens ekonomiczny – któż to może wiedzieć…

Czy w takich warunkach budowa atomówki jest opłacalna, nad tym nikt się nie zastanawiał, bo Polska to nie Holandia. Na tego typu wyliczenia mogą sobie pozwolić liczykrupy z Amsterdamu czy Hagi, w naszym kraju nie są potrzebne.

Zaś premier Mateusz Morawiecki kilkakrotnie powtarzał, że nasz przyszły miks energetyczny będzie oparty o atom i OZE, jakby nie dostrzegając dylematów, nad którymi głowią się Holendrzy.

Jak się model popieści, to jądrówka się zmieści…

Na domiar złego, w projekcie Polityki Energetycznej Państwa do 2040 r.  zrobiono wszystko aby te dylematy ukryć.

Otóż w modelu „zapuszczonym” do pracy nad PEP 2040 są prognozy współczynnika wykorzystania mocy atomówki, która ma być oddana w 2035 r. Oczywiście nie wprost, trzeba sobie ją wyliczyć. Po podstawieniu prognozowanych TWh, które elektrownia wyprodukuje do liczby godzin w roku (8760) okazuje się, że może pracować 5769 godzin czyli 66 proc. czasu. To bardzo mało, jak na elektrownię, która powinna pracować w podstawie.

Wprawdzie w 2040 r. ten wskaźnik rośnie do 6956 godzin czyli 79 proc., ale żeby to osiągnąć, autorzy modelu musieli się uciec do ciekawego zabiegu – otóż po 2035 r. moc odnawialnych źródeł energii dalej rośnie (PV z 36 do 45 GW, wiatr na lądzie z 16 do 19 GW), ale produkcja już przestaje rosnąć. Dlaczego? Tego nie wiadomo, prawdopodobnie model został „zgwałcony” aby poprawić sytuację elektrowni atomowej.

pep 40 produkcja

Na brak logiki takiego wyliczenia zwróciło ostatnio uwagę think tank Forum Energii. „Można mieć zatem wrażenie, że produkcja energii elektrycznej z OZE, a zwłaszcza z farm wiatrowych na lądzie i z fotowoltaiki jest w analizie „ręcznie” ograniczana po 2030 r. w celu zrobienia miejsca w KSE na planowane na lata 30-te nowe bloki jądrowe” – czytamy w niedawnej opinii Forum Energii do PEP 2040.

Wyliczenia z PEP 2040 uzasadniające budowę elektrowni jądrowej można zatem potraktować zgodnie ze starą, niestety nieprzetłumaczalną, zasadą informatyków: garbage in – garbage out.

Co oczywiście nie oznacza, że budowa elektrowni nie ma sensu – tyle tylko, że polski rząd powinien odrobić pracę domową, którą wykonują właśnie Holendrzy – określić warunki brzegowe, które sprawiają, że budowa jest opłacalna. Potem trzeba „tylko” pilnować ich wykonania.

Jutro: Czy Amerykanie pomogą nam sfinansować budowę elektrowni atomowej

Technologie wspiera:
Rynek energii rozwija:
Technologie wspiera:
Fotowoltaikę wspiera:
Zielone technologie rozwijają:
Zagraniczna prasówka energetyczna: Europejski Zielony Ład targany przez narodowe interesy; Bogate kraje skąpią na dekarbonizację Afryki; Elektrownie gazowe źle znoszą ekstrema pogodowe w USA; Trudne dla Gazpromu rozstanie z Europą.
ADLER, RUSSIA – JUNE 26, 2013: Gazprom company logo on the roof of thermal power plant.
W 2023 r. po raz pierwszy od 24 lat Gazprom zanotował stratę netto. Fot. Depositphotos
Partner działu Klimat:
Zielone technologie rozwijają:
Rynek energii rozwija:
Tydzień Energetyka: Resort klimatu twierdzi, że podatek musi zostać; Niemcy i Austriacy skredytują polską elektrownię; Siemens ma problem za miliard dolarów; Niemcy dogadali się w sprawie zakazu kotłów gazowych.
podatek od firm energetycznych
podatek od firm energetycznych
Fotowoltaikę wspiera:
Rynek energii rozwija:
Polenergia ukończyła hub ładowania o mocy 0,6 MW na warszawskiej Białołęce. Obsłuży 8 aut jednocześnie, oferując do 175 kW mocy na punkt. Rusza też z testem taryfy skorelowanej z produkcją energii słonecznej. W środku dnia, nawet na superszybkich stacjach, kierowcy zapłacą 1 zł/kWh. To równowartość ok. 15 zł/100 km kosztów podróży.
polenergia stacja ev hub annopol