Spis treści
Prądu z Ukrainy na razie nie będzie – tak brzmiał tytuł artykułu, w którym w listopadzie ubiegłego roku opisywaliśmy temat linii 750 kV Rzeszów – Chmielnicka. Szansa na uruchomienie nieczynnego od blisko 30 lat połączenia powróciła w trudnych realiach związanych z rosyjską agresją na Ukrainę.
Po wybuchu wojny z taką inicjatywą jako pierwszy wyszedł Zygmunt Solorz poprzez spółkę ZE PAK. Niedługo potem podobną deklarację złożyła spółka Orlen Synthos Green Energy, czyli joint venture chemicznego Synthosu, należącego do Michała Sołowowa, oraz państwowego Orlenu, zawiązane w celu budowy mikro i małych reaktorów jądrowych.
Finalnie to jednak Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE), jako operator systemu przesyłowego, wzięły się za to zadanie – po zawarciu odpowiednich uzgodnień przez rządy Polski i Ukrainy w czerwcu 2022 r. Ustalono, że PSE oraz Ukrenergo „przekują” linię z 750 na 400 kV i zostanie ona uruchomiona do końca ubiegłego roku.
Linia Rzeszów – Chmielnicki ruszy w drugim kwartale
Ten termin, jak wiadomo, nie został dotrzymany. Od października Rosja rozpoczęła systematyczne i zmasowane ataki na ukraińską infrastrukturę krytyczną, w tym przede wszystkim na elektrownie, elektrociepłownie oraz stacje i sieci elektroenergetyczne.
Przywracanie uszkodzonych obiektów do pracy i „sklejanie” poszatkowanego systemu stało się codziennością dla ukraińskich energetyków – tak jak przerwy w dostawach energii dla naszych wschodnich sąsiadów. W ciemnościach tonęły również największe miasta z Kijowem na czele.
Niemniej wydaje się, że projekt Rzeszów – Chmielnicka będzie powoli zmierzał do szczęśliwego finału. W ubiegłym tygodniu (6 lutego) w Kancelarii Premiera odbyła się Konferencja Warszawska – Stała Robocza Konferencja Przeglądowa Wsparcia dla Ukrainy, w której udział brali też m.in. Herman Hałuszczenko, ukraiński minister energii, a także Tomasz Sikorski, prezes PSE.
Jak informował Sikorski, w styczniu odbyły się pierwsze testy. Po polskiej stronie wszystko jest już gotowe, a po ukraińskiej trwają jeszcze ostanie prace. PSE spodziewa się, że w drugim kwartale linia zostanie ostatecznie oddana do użytku.
Będzie ona mogła służyć do przesyłu energii w obie strony, czyli obecnie najpewniej wspierać Ukrainę w pokryciu deficytu mocy, a w przyszłości do importu czystej energii jądrowej do Polski. Zadowolenie z tej inwestycji wyrażał również minister Herman Hałuszczenko, który zwracał uwagę w niektórych dniach Ukrainie brakowało w godzinach szczytowego zapotrzebowania nawet 4 GW mocy.
Orlen i Synthos chcą energii z Ukrainy
W wypowiedzi Hałuszczenki pojawił się jednak jeszcze jeden bardzo ciekawy wątek, który praktycznie przeszedł bez echa. Minister stwierdził bowiem, że pod kątem dalszej synchronizacji ukraińskiego systemu elektroenergetycznego z obszarem Europy kontynentalnej dobrym projektem na przyszłość jest także linia Równe – Chełm.
Co to za projekt? Jak ustalił portal WysokieNapiecie.pl, chodzi o połączenie Chełma linią 400 kV o długości ok. 175 km z miastem Warasz, w którym znajduje się Rówieńska Elektrownia Jądrowa o mocy ponad 2,5 GW. W polskiej części linia miałaby 23 km, a pozostałe 152 km znalazłoby po drugiej stronie granicy.
Pomysłodawcą przedsięwzięcia jest jest Orlen Synthos Green Energy (OSGE), który – jak widać – po nieudanej inicjatywie związanej z linią Rzeszów – Chmielnicki nie porzucił zainteresowania ukraińską energią jądrową.
Co więcej, pod koniec ubiegłego roku OSGE złożyło w Komisji Europejskiej wniosek o wpisanie inwestycji na listę Projektów Wzajemnego Zainteresowania (PMI), co mogłoby otworzyć drogę do pozyskania wsparcia ze środków unijnego instrumentu CEF (Connecting Europe Facility). Koszt inwestycji jest szacowany na ponad 297 mln euro. Linia ma umożliwić obustronny transfer energii na poziomie ok. 1000 MW.
Zgodnie z harmonogramem, w tym roku miałby m.in. zostać określony dokładny przebieg linii oraz struktura finansowania projektu. Na rok 2024 przewidziano pozyskanie decyzji środowiskowej i pozwolenia na budowę, a także podjęcie ostatecznej decyzji inwestycyjnej. Prace budowlane mają ruszyć na początku 2025 r., a inwestycja zostać oddana do użytku latem 2026 r.
OSGE zakłada, że taki termin będzie optymalny biorąc pod uwagę, że po 2025 r. w Polsce dobiega końca wsparcie z rynku mocy dla starych elektrowni węglowych. W efekcie, o ile nie Polska nie wynegocjuje z Brukselą nowych zasad płatności za moc, będzie postępować ich wyłączanie, skutkujące powiększaniem się luki w Krajowym Systemie Elektroenergetycznym.
Import bezemisyjnej energii jądrowej byłby w takiej sytuacji korzystny dla KSE oraz polskiej gospodarki. Niemniej dokładny harmonogram przedsięwzięcia będzie zależny od zakończenia działań wojennych na Ukrainie.
Listy poparcia dla inwestycji
OSGE do wniosku do KE dołączyła też listy poparcia od Mateusza Bergera, pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, ukraińskiego Ministerstwa Energii oraz tamtejszego operatora elektrowni jądrowych – spółki Energoatom. Ponadto wskazano, że trwa również ustalanie warunków współpracy z PSE i Ukrenergo.
W liście sygnowanym przez Mateusza Bergera czytamy, że w przypadku pozytywnych wyników ewaluacji projektu pod kątem kwestii związanych m.in. z rynkiem energii, bezpieczeństwem energetycznym czy celami klimatycznymi pełnomocnik udzieli niezbędnego wsparcia przy realizacji inwestycji – w tym w zakresie wpisania jej do 10-letniego planu rozwoju sieci PSE oraz innych wymaganych dokumentów
– Szczególną uwagę należy zwrócić na obecną sytuację, w której trwa konflikt wojenny wywołany agresją Rosji na Ukrainę. W zależności od rozwoju sytuacji, projekt może stworzyć alternatywny korytarz dostaw energii w sytuacji ciągłego niszczenia infrastruktury energetycznej na Ukrainie. Natomiast w wypadku polepszenia się sytuacji stworzyć korytarz eksportowy dla nadwyżek energii z Ukrainy do Unii Europejskiej, co może zapewnić Ukrainie niezbędne środki na powojenną odbudowę kraju – wskazał Mateusz Berger.
O nasze ustalenia zapytaliśmy OSGE. Spółka potwierdziła, że złożyła do KE wniosek o wpisanie na listę Projektów Wzajemnego Zainteresowania. Jednocześnie na obecnym etapie odmówiła komentowania szczegółów przedsięwzięcia.
Natomiast w przypadku PSE, jak wynika z informacji portalu WysokieNapiecie.pl, operator analizuje możliwości finansowania inwestycji sieciowych, w których ryzyko opłacalności dla odbiorców taryfowanych jest zbyt duże, przez kapitał prywatny.
PSE już teraz mają bardzo dużo inwestycji (ponad 32 mld zł w planie na lata 2023-2032), co przenoszą na taryfę i obciążają tym odbiorców energii. Dlatego jeśli ktoś będzie chciał wziąć na siebie ryzyko biznesowe takiej inwestycji jak np. Chełm – Równe, to PSE nie będą takich pomysłów blokować, jeśli nie będą one negatywnie wpływać na KSE.
Jak na razie nie poznaliśmy jeszcze jednak nawet zasad, na jakich będzie odbywał się handel energią na „wskrzeszanej” linii Rzeszów – Chmielnicki. Również w przypadku projektu Chełm – Równe te pytania będą wymagały odpowiedzi.
Wśród osób znających sprawę usłyszeliśmy jednak, że najprawdopodobniej inwestorzy będą zabiegać o wyłączenie całości lub części mocy na połączeniu spod otwartego dostępu, co ułatwiłoby pozyskanie finansowania dla takiego projektu. Inną możliwością finansowania takiej linii jest udostępnienie jej wszystkim podmiotom na rynku energii na równych zasadach, przy jednoczesnym czerpaniu przez inwestora zysków z różnicy w cenach między oboma rynkami (ang. congestion rent).
Realizację nowego połączenia z Ukrainą ułatwi, oddana we wrześniu 2021 r., linia 400 kV Lublin – Chełm. Jednak, jak wynika z informacji portalu WysokieNapiecie.pl, aby połączenie działało w pełnym zakresie, jaki rysuje się z planu OSGE, prawdopodobnie potrzebne będą jeszcze dodatkowe inwestycje w polskim systemie przesyłowym.
Energetyczne znaki zapytania
O przedsięwzięciu, którego pomysłodawcą jest OSGE, portal WysokieNapiecie.pl rozmawiał też z Arturem Lorkowskim, dyrektorem Sekretariatu Wspólnoty Energetycznej. To działająca od 2006 r. organizacja, ustanowiona pomiędzy Unią Europejską i państwami trzecimi dla rozszerzenia unijnego wewnętrznego rynku energii.
Udział w niej biorą Albania, Bośnia i Hercegowina, Kosowo, Macedonia Północna, Gruzja, Mołdawia, Czarnogóra, Serbia i Ukraina. Ponadto status obserwatorów mają Armenia, Norwegia i Turcja.
Jak zaznaczył Lorkowski, trzeba będzie przeanalizować, czy to połączenie rzeczywiście jest potrzebne i będzie wykorzystywane. Dziś połączenia Ukrainy z UE nie są wykorzystywane w pełni, również z powodu wojny. Dodatkowo wkrótce planowane jest uruchomienie połączenia Rzeszów – Chmielnicki.
– Dopóki nie będzie jasności co do tego, jak będzie rozwijać się sytuacja gospodarcza i energetyczna Ukrainy po wojnie, trudno będzie zapewne podjąć decyzje o budowie nowego połączenia. Nie przeszkadza to jednak w jego planowaniu i przygotowywaniu projektu pod kątem podjęcia decyzji inwestycyjnej, gdy ta sytuacja już się wyklaruje – wskazał Lorkowski.
Wspólnota Energetyczna wspiera Ukrainę w utrzymaniu rozwiniętego rynku, do jakiego nasi sąsiedzi doszli przed wojną. Lorkowski podkreślił, że osiągnięto wiele sukcesów w dostosowaniu otoczenia regulacyjnego i mechanizmów rynkowych do standardów unijnych.
– Ich utrzymanie, pomimo wojny i po jej zakończeniu, będzie kluczowe nie tylko dla współfinansowania odbudowy infrastruktury energetycznej przez UE, ale też przyciągnięcia zagranicznych inwestorów do tego kraju. Firmy, które będą chciały budować tam elektrownie albo finansować takie inwestycje, będą oczekiwać przejrzystego otoczenia regulacyjnego i działania mechanizmów rynkowych – wyjaśnił Lorkowski.
− Zarówno UE, jak i Ukraina zmierzają do dalszej integracji. Dlatego w grudniu przyjęliśmy pakiet legislacyjny zmierzający do wprowadzenia market couplingu na połączeniach z Ukrainą. Wymagać to będzie oczywiście dalszej liberalizacji zasad funkcjonowania ukraińskiego rynku energii, ale jest do osiągnięcia w ciągu kilku lat – ocenił dyrektor.
Jednocześnie zastrzegł, że aktualnie Wspólnota Energetyczna skupia się przede wszystkim na naprawie ukraińskiej infrastruktury energetycznej, niszczonej przez rosyjskie bombardowania. W toku znajduje się m.in. kilkanaście postępowań przetargowych na dostawy stacji transformatorowych.
– Ciężko dziś przewidzieć, w jakiej sytuacji będzie ukraińska energetyka po zakończeniu wojny. Nie wiemy, jak dużych nakładów na odbudowę infrastruktury będzie potrzebować i czy będzie w stanie generować nadwyżki energii na eksport, czy raczej będzie potrzebować importu energii z innych państw. Ukraina deklaruje, że chce odbudowywać zdekarbonizowany system energetyczny, w znacznej mierze oparty na atomie oraz źródłach energii odnawialnej – podsumował dyrektor Lorkowski.
To nie pierwsza próba budowy połączenia przez zewnętrznego inwestora
To nie pierwszy projekt, w którym prywatny inwestor chce zbudować elektroenergetyczne połączenie transgraniczne Polski z sąsiadem. Dekadę temu opisywaliśmy na łamach WysokieNapiecie.pl projekt spółki Enerconet, należącej do Energo, kontrolowanego przez inwestorów z obszaru energetyki odnawialnej – Piotra Wisniewskiego i Krystiana Stachowiaka. Wstępne zainteresowanie wejściem do projektu wyrażał wówczas także amerykański koncern 3M. PSE, choć miały być operatorem na połączeniu, nieprzychylnie patrzyły wówczas na taką budowę. Inwestycja ostatecznie została zablokowana.