Spis treści
Przemyśl jest najstarszym eksploatowanym złożem w Polsce. Gaz wydobywany tam jest od lat 60. Udokumentowane zasoby wydobywalne na początku wynosiły ok. 72 mld m sześc., z czego wydobyto już prawie 65 mld. Tylko w 2017 r. – 0,47 mld. Zostało więc ok. 8 mld, ale – jak podkreślił prezes Woźniak, prezentując zamiary spółki – PGNiG postanowiło sięgnąć poniżej siedmiu wyeksploatowanych już warstw i już pierwsze 4 wiercenia do poziomu oznaczonego VIII pokazały jego wysoką wydajność. W każdym z odwiertów zanotowano wysokie jak na polskie warunki „wydatki gazowe” – ponad 100 m sześc. gazu absolutnego na minutę – co daje bardzo dobrą perspektywy.
Woźniak zaznaczył, że podstawy do optymizmu dają także wyniki badań sejsmicznych 3D i bardzo dokładne trójwymiarowe zdjęcia geofizyczne, bardzo drogie, ale zrobione na niespotykaną dotychczas w Polsce skalę. Również dlatego, że pozytywny obraz złoża Przemyśl skłonił PGNiG do zrobienia zdjęć sąsiednich obszarów nazywanych Rybotycze-Fredropol oraz Kramarzówka. Zdjęcie tego pierwszego obszaru jest niemal gotowe, przy drugim pozostaje jeszcze mnóstwo pracy, ale prezes nie krył zachwytu otrzymanymi wynikami. Jak tłumaczył, tak wielkiej struktury zawierającej miejsca, wyglądające na klasyczne pułapki węglowodorowe jeszcze w Polsce nie oglądaliśmy. Co prawda, może się okazać, że zamiast gazu albo ropy będzie w nich solanka, ale analogiczne obszary – „daleki zasięg nasunięcia karpackiego” – są z powodzeniem eksploatowane na Ukrainie i w Rumunii.
Nowe – stare zasoby
Potencjalne skarby nie kryją się zbyt głęboko – ok. 2 km pod powierzchnią, więc sięgnięcie po nie ma nie stanowić dla PGNiG problemu. Spółka zaplanowała już działania do 2021 r., kiedy to ma już pracować co najmniej kilkanaście nowych i pogłębionych starych otworów. Ale potem – jak zaznaczył Woźniak – spróbujemy sięgnąć głębiej, pod warstwę soli, której w Polsce jeszcze nikt nie przewiercił. I gdzie też mogą kryć się węglowodory.
W celu zwiększenia wypływu gazu zastosowano i będzie się stosować bardzo prostą, ale efektowną metodę. Rury stanowiące ściany odwiertu nie są w niej lite, tylko – na odpowiednim odcinku – skośnie poprzecinane.
W ten sposób powierzchnia kontaktu z nasyconą gazem skałą jest znacznie większa niż w zwykłym odwiercie, gdzie ten kontakt następuje jedynie na jego dnie. Wypływ gazu jest znacznie większy. Wypróbowaliśmy to na czerwonym spągowcu w Wielkopolsce z sukcesem a w czterech pierwszych otworach metoda ta również działa znakomicie. Prosty i niesłychanie tani zabieg – tłumaczył Piotr Woźniak.
Własne wydobycie tańsze od importu
20 mld m sześć. gazu w porównaniu z rocznym zużyciem Polski – 16 mld – nie wygląda na wiele. To też niezbyt wiele w porównaniu z rocznym wydobyciem krajowym, które przekracza 4 mld. Ale, jak podkreślał prezes PGNiG – na polskie warunki to dużo, nie mamy już wielu złóż do odkrycia i złoża rozsądnej wielkości trafiają się coraz rzadziej. Ale rewitalizacja starych nowymi metodami czasami wystarcza.
Od strony ekonomicznej natomiast taki proceder jest podwójnie uzasadniony. W okolicy jest bardzo dużo infrastruktury gazowej, zbudowanej przed dekady wydobycia. Nie trzeba wobec tego nic wielkiego budować. Natomiast cena krajowego gazu, wliczając do niej nakłady i koszty operacyjne jest – zdaniem prezesa – „nieporównywalna z jakimkolwiek gazem importowanym”. „Jest znakomicie taniej. To zawsze jest znacznie poniżej jakichkolwiek cen importowych, czy mówimy tu o gazie rurociągowym czy LNG” – podkreślał Woźniak. I jak dodał, pozostaje trzymać kciuki, żeby się nie okazało, iż dowiercił się do solanki.