Trwają największe od 40 lat inwestycje w nowe bloki energetyczne spalające węgiel. Najprawdopodobniej to spektakularny finał energetyki węglowej w Polsce.
Trzy największe państwowe grupy energetyczne – PGE, Tauron i Enea – w latach 2017-2019 uruchomią nowe bloki energetyczne opalane węglem o łącznej mocy 4200 MW. Tyle nowych bloków węglowych nie uruchamiano od epoki Gierka, która stworzyła podwaliny pod obecny kształt sektora energetycznego w Polsce.
Równie wielki zryw inwestycyjny, co w latach 70., tym razem wyznacza koniec dominacji węgla w krajowym miksie. Wszystkie zagraniczne koncerny energetyczne wycofały się już z planów budowy elektrowni węglowych w naszym kraju i całej Unii Europejskiej.
Więcej o tym pisaliśmy w artykule: GDF Suez gasi światło w Europie
Powody? Polityka energetyczno-klimatyczna UE, negocjacje nowego światowego porozumienia klimatycznego, zanieczyszczenie środowiska i kwestie zdrowia, ograniczanie importu surowców. Długo by wymieniać. Efekt jest taki, że ryzyko inwestycji w bloki węglowe jest zbyt duże, by się opłacało.
Polskie koncerny energetyczne wykorzystują te same modele ekonomiczne, co zachodnioeuropejscy konkurenci, ale – delikatnie mówiąc – rząd przekonał je do innej kalkulacji ryzyka. Dzięki temu inwestycje są prowadzone.
Czytaj więcej: Europę czeka zmierzch energetyki konwencjonalnej? Marzec, Pilch i Skowroński w odpowiedzi Grzegorzowi Górskiemu
Jednak i one w swoich planach inwestycyjnych uwzględniają już głównie technologie niskoemisyjne. Cień szansy na nowe inwestycje węglowe może dać jeszcze fiasko grudniowych negocjacji klimatycznych ONZ w Paryżu. Otworzyłoby to furtkę do renegocjacji unijnego pakietu energetyczno-klimatycznego (taką możliwość wywalczył polski rząd). Jednak prawdopodobieństwo „rehabilitacji węgla”, o której w poprzedniej kampanii wyborczej mówił ówczesny premier Donal Tusk, jest znikome.