Ministerstwo energetyki to nie cudowne lekarstwo. Skupienie w rękach jednego ministra odpowiedzialności za cały sektor paliwowo-energetyczny mogłoby przyspieszyć decyzje, ale jednocześnie prowadziłoby do powrotu do centralnego sterowania sektorem – red. Derski komentował w rozmowie z BiznesAlert.pl pomysły na zmiany w nowym rządzie Ewy Kopacz.
Wieloletnie procesy decyzyjne (vide: trójpak energetyczny, ustawa o OZE, ustawa o korytarzach przesyłowych, wsparcie kogeneracji itd.) są zmorą polskiej energetyki, bo tworzą niepewność prawną, która jest dla biznesu bardzo kosztowna.
W tej chwili za sprawy sektora paliwowo-energetycznego odpowiada przynajmniej sześć resortów: gospodarki (nadzór nad spółkami górniczymi i PSE oraz Gaz Systemem, ustawy „energetyczne”), skarbu (nadzór nad spółkami energetycznymi – tzw. wielką czwórką), środowiska (przepisy dot. emisji gazów cieplarnianych, eksploatacji węglowodorów), finansów (akcyza, opodatkowanie wydobycia węglowodorów), rozwoju (ustawa o korytarzach przesyłowych, dotacje unijne), spraw zagranicznych (połączenia transgraniczne). Do tego dochodzi kancelaria premiera (nominacja Prezesa URE i UOKiK) oraz wspomniani już regulatorzy.
W ostatnich latach często dochodziło do klinczów na poziomie rządu. Ale to nie oznacza, że najlepszym rozwiązaniem jest oddanie całego sektora jednemu ministerstwu. To rozwiązanie jawi mi się jako reminiscencja epoki centralnego sterowania.
Zresztą i dzisiaj mamy próby powrotu do rozwiązań rodem z PRL. Pomysły łączenia nierentownych kopalń z rentowną energetyką tylko po to, aby utrzymywać etaty „socjalne” dla górników są najlepszym przykładem. Na szczęście na to, co z ulgą przyjęłoby Ministerstwo Gospodarki, nie zgadza się Ministerstwo Skarbu Państwa.
Jeśli spojrzymy na pomysły transferowania opłat za przesył energii do nieefektywnych ekonomicznie elektrowni, to ponownie możemy dojść do wniosku, że na szczęście dla odbiorców energii decyzja o tym nie leży w jednych rękach.
Nadzór takiego superministerstwa nad całym rynkiem budzi też obawy o zgodność z unijnym prawem. Zgodnie z trzecim pakietem liberalizacyjnym kontrola (nadzór) nad operatorami systemów przesyłowych – elektroenergetycznym i gazowym – powinna być rozdzielona. Między innymi z tego powodu nie tak dawno nadzór nad Gaz Systemem trafił do resortu gospodarki (wcześniej sprawowało go resort skarbu, który jednak nadzoruje jednocześnie PGNiG).
Lepszym rozwiązaniem byłoby wypracowanie dobrych sposobów na rozwiązywanie konfliktów między resortami. Do tej pory kancelaria premiera mówiła ministerstwom „przyjdźcie z projektem na rząd jak się między sobą dogadacie”. Do rozstrzygania na posiedzeniach Rady Ministrów pozostawiano najwyżej kilka kwestii. Pozostałe miały być ucierane w międzyresortowych zespołach i były… latami. Tutaj tkwi sedno problemu. Udrożnienie komunikacji między resortami i sprawne rozwiązywanie konfliktów pozwoliłoby znacznie przyśpieszyć procesy decyzyjne.