Spis treści
Chodzi o akt wykonawczy ministra infrastruktury pod mało atrakcyjnym tytułem „rozporządzenie o postępowaniu rozstrzygającym”. To najważniejsza regulacja dla firm starających się o pozwolenia na budowę morskich farm wiatrowych po 2025 r. i udział w aukcjach, w których rozstrzygnięta zostanie gwarantowana cena energii. Do rozdyponowania jest kilkanaście pozwoleń na wznoszenie i wykorzystywanie sztucznych wysp, konstrukcji i urządzeń (PSZW) dla morskich farm wiatrowych.
W Ministerstwie Infrastruktury na rozpatrzenie czeka około stu wniosków, ale zwycięzców będzie tylko kilku. O tym kto wygra, zdecyduje liczba punktów. A za co będą przyznawane, to właśnie ma się znaleźć w tymże rozporządzeniu.
Punkty za pochodzenie
W nieoficjalnych rozmowach z portalem WysokieNapiecie.pl prywatni inwestorzy uważają, że kryteria rozporządzenia ustawione są pod państwowe firmy które dostaną „punkty za pochodzenie” niczym studenci ze środowisk robotniczo-chłopskich w czasach PRL. O jakie przepisy chodzi?
- firma, która chce postawić morskie wiatraki musi także mieć doświadczenie w budowie eksploatacji elektrowni konwencjonalnych. Część zachodnich inwestorów, którzy już specjalizują się w OZE od dawna niekoniecznie może się tym pochwalić. Ale brakuje uzasadnienia tego rozwiązania.
- firmy, które są w trakcie transformacji energetycznej uzyskują za to dodatkowe punkty, przy czym im bardziej są „węglowi”, tym więcej mają punktów. Resort Andrzeja Adamczyka uzasadnił to „potrzebą uniknięcia niesprawiedliwej transformacji, z której ze względu na systemowe ograniczenia wykluczeni zostaliby przedsiębiorcy znajdujący się obecnie na niższym stopniu zaawansowania transformacji klimatycznej”.
- firmy, które chcą uzyskać pozwolenia, będą musiały dostać gwarancje od polskich instytucji finansowych. Podobnie jak w punkcie 1, tutaj także zabrakło uzasadnienia dlaczego gwarancja polskiej instytucji finansowej ma „większą moc” od niemieckiej czy francuskiej. Warto pamiętać, za gwarancje banki każą sobie słono płacić, więc takie ograniczenie konkurencji może być kosztowne.
W trakcie konsultacji międzyresortowych minister klimatu nie był zachwycony i poprosił o opinię ministra ds. Unii Europejskiej, nieobecnego na kluczowym sierpniowym posiedzeniu komisji prawniczej. Resort Andrzeja Adamczyka początkowo utrzymywał, że dodatkowa opinia nie jest potrzebna, ostatecznie jednak komisja o nią wystąpiła.
Czytaj także: Kto zbuduje morskie wiatraki? Będą punkty za pochodzenie
Czy to nie dyskryminacja?
Minister wydał opinię i wysłał ją do kolegów z rządu. Nie była przychylna dla zasad punktacji zaproponowanych przez resort infrastruktury. Zapis o wymaganym doświadczeniu w budowie elektrowni konwencjonalnej zdaniem resortu Konrada Szymańskiego „budzi wątpliwości”. Chodzi zarówno o wynikający z unijnej dyrektywy o OZE zakaz dyskryminacji jak i o to, że „kryterium budzi wątpliwości co do jego niezbędności”.
Kolejny pomysł o „punktach za pochodzenie” czyli im bardziej jesteś zapóźniony w transformacji, tym więcej punktów dostajesz, spotkał się również z krytyką. „Powstaje zatem wątpliwość, czy ustalone kryterium nie narusza zakazu dyskryminacji zawartego w art. 15 ust. 1 dyrektywy 2018/2001 (dyrektywa OZE). Powstaje również wątpliwość, czy określone kryterium jest zgodne ze wskazaną w tym samym przepisie zasadą proporcjonalności, a w szczególności wątpliwość, czy przyznanie określonych korzyści przedsiębiorstwom, które dotychczas w małym stopniu partycypowały w transformacji klimatycznej musi wiązać się z pogorszeniem sytuacji przedsiębiorstw, które mają już duże doświadczenie i udział w transformacji klimatycznej – napisał resort ds. europejskich.
Kolejne punkty, m.in. o tym, że do punktacji liczy się wyłącznie doświadczenie zdobyte na obszarze Europejskiego Obszaru Gospodarczego (UE plus de facto Norwegia i Islandia) oraz konieczne są ratingi wyłącznie trzech największych agencji także „budzą wątpliwości”. Ich znaczenie dla całego procesu wydawania pozwoleń jest jednak mniejsze.
Najważniejszy jest końcowy fragment pisma. Minister ds. europejskich ostrzega w nim, że „przepisy projektu, które mogą zostać uznane za mające charakter niekonkurencyjny, mogą naruszać postanowienia” decyzji Komisji Europejskiej, zatwierdzającej cały polski wielomiliardowy program morskiej energetyki wiatrowej.
Przypomnijmy, że dzieli się on na dwie fazy. W pierwszej pięć spółek (konsorcjum PGE i duńskiego Ørsteda, Polenergii i Equinora, francusko-portugalski Ocean Winds, niemiecki RWE oraz konsorcjum PKN Orlen i kanadyjskiego Northland Powers – patrz mapka poniżej) dostały indywidualne kontrakty różnicowe i już przygotowują się do budowy farm. Rozporządzenie ministra infrastruktury dotyczy drugiej fazy, w której odbędą się aukcje. Ale urzędnicy ministra Szymańskiego obawiają się, że spór z Brukselą o to rozporządzenie zaszkodzi i tej pierwszej fazie.
Zgodnie z pkt 55 tej decyzji, wszystkie projekty offshore w drugiej fazie muszą być przydzielane w toku konkurencyjnego procesu przetargowego. Wszyscy wytwórcy energii elektrycznej z morskiej energetyki wiatrowej muszą mieć możliwość ubiegania się o kontrakt różnicowy („KTR”) na zasadach niedyskryminacyjnych. (…) Zachowanie niedyskryminacyjnego charakteru postępowania było podstawą uznania przez Komisję pomocy udzielonej w pierwszej fazie za zgodną z rynkiem wewnętrznym, mimo że w pierwszej fazie postępowania pomoc była udzielana z pominięciem wymogu udzielania pomocy w przetargu konkurencyjnym.
Wyjaśnienie opisanych wyżej wątpliwości jest konieczne, bowiem ewentualne potwierdzenie opisanych ryzyk może doprowadzić do zakwestionowania przez Komisję Europejską systemu pomocy w polskim sektorze morskiej energetyki wiatrowej.
Komisja wchodzi do gry
Czy takie ryzyko rzeczywiście istnieje? Według naszych informacji z kilku niezależnych źródeł Bruksela rzeczywiście wysłała w tej sprawie list do polskiego rządu. Wyraziła w nim także wątpliwości wokół kluczowych przepisów rozporządzenia, m.in. punktów za pochodzenie i ostrzegła, że może się to skończyć ponowną notyfikacją całego systemy wsparcia polskiego offshore. Oznaczałoby to kolejne opóźnienie inwestycji, która i tak ma bardzo napięty harmonogram.
Zapytaliśmy Komisję Europejską czy może potwierdzić lub zaprzeczyć fakt wysłania takiego pisma. Oficjalna odpowiedź była lakoniczna. Służby prasowe Komisji odpisały, że zatwierdziła polski program 20 maja, a po stronie państwa członkowskiego leży zapewnienie, że pomoc udzielana jest zgodnie z warunkami zatwierdzonymi w decyzji. Ale Bruksela nie zaprzeczyła, że pismo zostało wysłane.
Interpelację do Komisji Europejskiej w sprawie rozporządzenia zgłosił europoseł PO Jerzy Buzek. „Aby konkurować na aukcjach, inwestorzy muszą mieć pozwolenie na lokalizację farmy wiatrowej. W sierpniu 2021 r. polskie Ministerstwo Infrastruktury opublikowało ważny projekt rozporządzenia dotyczącego kryteriów oceny przyznawania tych pozwoleń. Istnieją poważne obawy, że niektóre z proponowanych rozwiązań nie są zgodne z prawem UE, w szczególności z drugą dyrektywą w sprawie odnawialnych źródeł energii.
1. Jak Komisja ocenia potencjalny wpływ tego projektu na przejrzystą, uczciwą i niedyskryminacyjną konkurencję między podmiotami inwestującymi w morską energię wiatrową w Polsce?
2. Jak jej zdaniem rozporządzenie wpłynęłoby na tempo i jakość rozwoju projektów dotyczących morskiej energii wiatrowej w Polsce oraz na ich wkład w realizację celów klimatycznych UE? – czytamy w opublikowanym 28 września zapytaniu.
Opinia zła, będzie następna
Polski rząd ma teraz wybór – albo ustąpić i zmodyfikować rozporządzenie albo liczyć się z ewentualnością kolejnej trudnej dyskusji z Brukselą. Według naszych informacji na razie dominuje chęć wejścia w spór. Cytowana wyżej opinia ministra Szymańskiego nie została oficjalnie ogłoszona w Rządowym Centrum Legislacji i nie wiadomo czy tam się znajdzie. Kancelaria Premiera pomimo kilkukrotnych pytań zadawanych przez kilka dni nie odpowiedziała nam kiedy opinia zostanie opublikowane.
Wg naszych informatorów trwają zakulisowe rozgrywki wokół rozporządzenia – resortowi infrastruktury zależy aby minister ds. europejskich wydał nową opinię, uznającą, że projekt rozporządzenia jest zgodny z unijnym prawem. W tym duchu ma być też wysłana odpowiedź do Brukseli.
O co toczy się gra? Jeśli dzięki odpowiednio skonstruowanej punktacji pozwolenia dostaną niemal wyłącznie państwowe firmy, to będą mogły na tym dodatkowo zarobić. Wiadomo, że nie udźwigną finansowo same ciężaru budowy morskich wiatrowych, ale mogą doprosić zachodnich partnerów i sprzedać im udziały powstających spółek celowych za dobrą cenę. Gdyby prywatna firma wygrała samodzielnie konkurs o pozwolenia, to jest więcej niż prawdopodobne, że państwowy partner nie byłby jej potrzebny.
Ale jeśli Komisja Europejska oficjalnie zakwestionuje całe rozporządzenie i zacznie się przewlekły spór prawny, to cały plan może skończyć się źle dla wszystkich.
Większość państw UE zdecydowało się po prostu organizować aukcje na konkretne obszary morza, dzięki którym do budżetów trafiają dodatkowe pieniądze. Polski rząd jednak wybrał inny model, mniej przejrzysty a bardziej uznaniowy. W rezultacie o losie pozwoleń mogą rozstrzygnąć układy, o których opinia publiczna nie będzie miała pojęcia.