Spis treści
Zanim zaczniemy kreślić katastroficzne czy spiskowe scenariusze warto uporządkować to, co już wiadomo i spróbować oszacować wpływ zdarzeń na całą inwestycję.
Zaawansowanie budowy w Danii
Duńczycy mieli do zbudowania na lądzie 210 km rury. Plus odcinek na Morzu Północnym, który już ułożyli, oraz przekroczenie cieśniny Mały Bełt. Tutaj sprawa od dawna jest zakończona. Do przekroczenia Wielkiego Bełtu nie jest potrzebna nowa rura, Baltic Pipe skorzysta z istniejącej infrastruktury.
Na Zelandii układanie lądowego gazociągu miało się skończyć w zeszłym roku. Jednak kombinacja epidemii, złej pogody oraz problemów technicznych opóźniła prace, i budowa w momencie cofnięcia decyzji była kontynuowana w najlepsze.
Czytaj także: Prezes URE zatwierdził propozycje rozbudowy przepustowości gazowych interkonektorów z Niemcami i Czechami
Odcinki przez Jutlandię i Fionię, zgodnie z pierwotnym planem miały być skończone pod koniec tego roku. Prace w terminalu Nybro na Jutlandii, oraz budowa tłoczni Everdrup na Zelandii miały być zakończone w przyszłym roku. W każdym z tych przypadków harmonogram był dopięty z dokładnością do kilku miesięcy. Krótka przerwa w budowie raczej by go nie zakłóciła. Ale wszystko wskazuje na to, że przerwa nie będzie krótka.
7-8 miesięcy opóźnienia
Miljøstyrelsen czyli duńska agencja ochrony środowiska oraz Energinet będą musiały sporządzić nową ocenę oddziaływania na środowisko. Integralną częścią jej sporządzania są wysłuchania publiczne, które muszą potrwać 8 tygodni. I tutaj pada najważniejsza na razie wielkość – według szacunków agencji ochrony środowiska, potrzeba 7-8 miesięcy pracy, by dostać nowe pozwolenie środowiskowego. Które w dodatku znów może zostać zaskarżone.
Czy to oznacza, że cały projekt będzie o tyle opóźniony? Energinet na razie jest bardzo ostrożny i uważa, że jeszcze za wcześnie, by oceniać wpływ cofnięcia decyzji na harmonogram całego projektu. Operator podkreśla, że pracuje nad tym, aby pozwolenie mogło być ponownie wydane, tak aby prace budowlane mogły być wznowione jak najszybciej.
Gaz-System zgodnie z harmonogramem
Gaz-System z kolei zapewnia, że prace, za które odpowiada polski operator – zarówno na lądzie jak i morzu – przebiegają bez zakłóceń, zgodnie z harmonogramem i „na podstawie kompletu wymaganych prawem decyzji administracyjnych właściwych organów w Polsce, Danii i Szwecji”. Jak przypomina, w kwietniu rozpoczęło się wiercenie tunelu pod polskim brzegiem, a w maju ruszyły prace nad przewiertem nadbrzeżnego klifu na Zelandii. Polski operator kończy też drugą turę badań dna morskiego przed planowanym na lato początkiem układania rur na Bałtyku.
Czytaj także: Polska negocjuje kolejne unijne miliardy na modernizację energetyki
W obecnej sytuacji najważniejsze jest pytanie, czy mimo kilkumiesięcznego poślizgu gazociąg będzie gotowy 1 października 2022 r.? Jedynym użytkownikiem gazociągu – przynajmniej na razie – ma być PGNiG, tłoczące przez niego gaz, samodzielnie wydobywany na polach gazowych norweskiego szelfu, albo kupiony na miejscu. Inna sprawa, czy w razie braku terminowego uruchomienia magistrali PGNiG będzie domagać się jakichś odszkodowań.
Polska bez kontraktu jamalskiego
Pierwsze dostawy z Baltic Pipe miały zgrać się w czasie z zakończeniem dostaw z kontraktu jamalskiego. Rozważyć zatem należy, czy da się zastąpić wolumeny sprowadzane na mocy tego kontraktu przez gazociąg jamalski, z Białorusi i przez Ukrainę innymi? Przede wszystkim 1 października 2022 r. ma ruszyć GIPL – interkonektor z Litwą o przepustowości w kierunku Polski rzędu 2 mld m sześc. Do dyspozycji będzie też wykorzystywany dziś w niewielkim stopniu interkonektor z Niemcami w Lasowie. Wreszcie jest też duży rewers na gazociągu jamalskim w Mallnow i połączenie z Ukrainą, uwolnione od kontraktu jamalskiego. Teoretycznie zatem istnieje możliwość uzupełnienia brakujących wolumenów, choć cena takiego „awaryjnego” i krótkoterminowego zakupu na pewno będzie odpowiednio wysoka. Na pewno sytuacja będzie wymagała elastyczności, albo wręcz ekwilibrystyki w zarządzaniu systemem. Choć nie wykluczone jest wyjście najprostsze – zakup dodatkowych wolumenów od Gazpromu. Z pewnością Rosjanie będą chcieli wykorzystać sytuację i biznesowo i politycznie. Ale, jak niedawno mówił pewien ważny minister, kwoty, które Gazprom przegrał w arbitrażu, oddał bez większych ceregieli, co mogłoby dobrze wróżyć ewentualnej przyszłej współpracy z Rosjanami. W końcu to też element elastyczności.