Spis treści
Rozgrywka o cenę dla morskich wiatraków wchodzi w decydującą fazę. Trwają konsultacje rozporządzenia Ministerstwa Klimatu i Środowiska, które określi maksymalną cenę jaką za wyprodukowany prąd dostaną inwestorzy budujący 5,9 GW czyli nieco więcej niż największa polska elektrownia w Bełchatowie.
Przypomnijmy, że w grze jest ich piątka kandydatów- Polenergia z norweskim Equinorem, PGE z duńskim Orstedem, PKN Orlen z kanadyjskim Northland, a także mniejsze projekty RWE i Engie-EDPR.
Dwa tygodnie temu resort klimatu opublikował projekt rozporządzenia z maksymalną ceną dla sprzedawców, którą wyznaczył na 301 zł za MWh. To niewiele większa kwota niż ta, na którą opiewają kontrakty na sprzedaż energii na przyszły rok. Jak przewidywał portal WysokieNapiecie.pl wszystkie firmy uważają, że cena jest za niska. Ale o ile?
Żeby wyznaczyć cenę, urzędnicy muszą określić kluczowe parametry rozporządzenia. Są tam.in. koszt kapitału, produktywność farm wiatrowych i kurs euro (większość kosztów inwestorzy poniosą w tej właśnie walucie).
Czytaj także: Rząd kontra inwestorzy – koński targ o cenę dla morskich wiatraków
Gdzie jest błąd w kalkulacji?
Wszystkie zainteresowane firmy podnoszą te same zarzuty – zbyt wysoka prognoza inflacji, nieuwzględnienie tzw. kosztów bilansowania ( co najmniej 2 zł za MWh, choć PGE pisze nawet o 12 zł za MWh. PGE uważa też, że także nakłady inwestycyjne 2,48 -2,64 mln euro na MW są zaniżone.
Wszyscy wskazują także, że przyjęta w rozporządzeniu produktywność wiatraków jest nierealna. W uzasadnieniu czytamy, że farmy wiatrowe będą pracować średnio 4 tys. godzin rocznie, co daje sprawność na poziomie 45,7 proc. Firmy zwracają uwagę, że nie uwzględnia to tzw. efektu cienia- jeśli blisko siebie powstanie kilka ogromnych farm, to „zabierają” sobie nawzajem wiatr. W efekcie sprawność wynosi już nie 45 proc. ale jest kilka punktów proc. niższa.
Tutaj kończą się jednak podobieństwa. PKN Orlen i jego partner Northland postawili bowiem na szczerość i podali cenę maksymalną, która wynika z ich obliczeń. Wg Baltic Power (spółki Orlenu) powinna ona wynosić nie 301 zł i 50 gr, ale ok. 50 zł więcej. Baltic Power zwraca też uwagę, że „w uzasadnieniu do rozporządzenia wskazano przyjęcie kursu średni EUR/PLN z okresu 5 lat na poziomie
4,31 EUR (tj. kurs o 4% niższy od bieżących kwotowań na poziomie 4,5). Przyjęcie zaniżonego względem realiów kursu średniego z okresu szybkiego wzrostu PKB kraju stanowi niedokładność prognostyczną, szczególnie w okresie, gdy NBP prowadzi interwencje na rynku walutowym wymierzone w osłabienie złotego. Warto zwrócić uwagę, że faktyczna kontraktacja komponentów morskich farm wiatrowych przypaść może na lata 2023-2024 i nie ma pewności, że negatywne efekty gospodarcze będące następstwem Covid-19 pozwolą na umocnienie się PLN względem EUR do tego czasu”. Spółka Orlenu proponuje kurs 4,5 zł.
„Swoją” cenę określił też Northland Power, czyli partner Orlenu. Szef europejskich operacji spółki Nigel Slater zaproponował aby było to 363 zł za MWh.
„Faza pierwsza to inwestycja w która powinna pozwolić zredukować koszty energii w przyszłości. W morskiej energetyce wiatrowej w Polsce będzie następował proces uczenia się w warunkach specyficznych ryzyk związanych z rynkiem polskim. Do ryzyk tych należą niewystarczająco rozwinięty i de facto nieistniejący jeszcze łańcuch dostaw, nieprzystosowanie lokalnych portów do obsługi procesu inwestycyjnego morskich farm wiatrowych oraz aktualnie jeszcze niegotowa sieć przesyłowa na przyłączenie morskich farm wiatrowych. Polski rynek jest niedojrzały i jeszcze nie posiada doświadczeń nie należy zatem oczekiwać że poziom cen w Polsce w fazie pierwszej będzie zbliżony do poziomu zbliżonych w zachodniej Europie” – czytamy w piśmie kanadyjskiej firmy.
Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej uważa, że cena maksymalna powinna wynosić od 363 do 372 zł za MWh.
Palcem po MAP-ie
Ustawa o offshore mówi, że minister klimatu i środowiska wyznacza cenę po zasięgnięciu opinii ministra aktywów państwowych. Jak można się było spodziewać, minister aktywów państwowych wsparł „swoje” spółki, podając te same powody, które wymienili inwestorzy. Ale jednocześnie napisał, że wszystkie przesłanki mogące wpłynąć na wzrost ceny nie wystąpią jednocześnie. Stąd zaproponowana przez MAP cena maksymalna 325 zł i 62 gr.
Trudno zrozumieć argumentację resortu. Niższa niż zakładana w projekcie produktywność farm wiatrowych oraz uwzględnienie kosztów bilansowania mają charakter techniczny i mogą wystąpić jednocześnie, podobnie jak wyższe koszty inwestycyjne i inne podane w piśmie MAP powody podwyższenia ceny maksymalnej.
Rzeczywiście powiązane są tylko inflacja i kurs euro, ale w wyliczeniach MAP brak jest jakiegokolwiek uzasadnienia skąd się wzięło akurat 325 zł. Nasuwa się najprostsze wytłumaczenie – skoro pierwsza propozycja zakładała 301 zł, a część inwestorów żąda 350, to krakowskim targiem kierownictwo MAP zaproponowało 325 zł.
Zawsze można zabrać wsparcie
Oczywiście cena maksymalna będzie miała teoretycznie wpływ na rachunki konsumentów i urzędnicy powinni się starać, żebyśmy zapłacili jak najmniej. Ale i tak najpierw Komisja Europejska szczegółowo prześwietli wszystkie ceny zaproponowane przez inwestorów, a potem Urząd Regulacji Energetyki będzie mógł je skorygować na podstawie rzeczywistych kosztów poniesionych przez inwestorów ( tzw. klauzula claw-back). Cena maksymalna określona w rozporządzeniu może więc być podana z lekką górką, bo zdecydują realne rachunki, znany będzie także kurs euro i inne parametry. I to jest najważniejszy argument, który powinien ośmielić urzędników do podwyższenia ceny maksymalnej.
Co dalej? PKN Orlen i Northland Power odsłoniły karty podając sugerowaną cenę maksymalną. Jeśli rozporządzenie określi ją znacząco niżej, a spółki przystąpią do projektu, to cytowane pisma będą postrzegane jako próba „ogrania” urzędników przy pomocy naciąganych argumentów. Obie spółki grają więc wysoko, ale trzeba pamiętać, że projekt Orlenu jest najdalej od brzegu i jako taki może się okazać najdroższy.
Kto pierwszy mrugnie
PGE oraz Polenergia trzymają karty przy orderach i swojej ceny nie zasugerowały, zostawiły więc sobie furtkę do ewentualnego startu nawet gdyby nie były do końca zadowolone z maksymalnej ceny. Ale czy 325 zł to wystarczy?
Mamy do czynienia z klasyczną asymetrią informacji. Spółki znają swoje prognozy i wiedzą, że poniżej pewnego pułapu nie ma co się pchać. Urzędnicy i politycy działają po omacku – teoretycznie nie mają prawa poznać umów łączących PKN Orlen i PGE z inwestorami.
Ale jeśli się pomylą i zamiast 5,9 okaże się, że w pierwszej fazie może powstać tylko 1000 lub nawet 2000 MW morskich wiatraków to będzie to spektakularna porażka najważniejszego w polskiej energetyce projektu inwestycyjnego od czasów PRL.