Spis treści
Własna produkcja prądu to dziś oczywistość. Panele fotowoltaiczne na dachach można znaleźć praktycznie w każdej gminie. Wiele zakładów przemysłowych produkuje prąd i ciepło na własne potrzeby. Przy budynkach stoją awaryjne agregaty prądotwórcze. We wszystkich dużych miastach działają elektrociepłownie. Wielu odbiorców marzy, aby odciąć się od sieci przesyłowej i stworzyć własną „wyspę energetyczną”.
Gdy sąsiad nie może…
Inwestorzy OZE coraz szerzej wchodzą do wsi, gdzie napotykają oczywisty problem – odbiorcy prądu są rozproszeni. Sprzedanie nawet jednej gigawatogodziny rocznie wymaga wykorzystania kilometrów kabli. Można wykorzystać istniejącą sieć, ale ta jest zwykle w kiepskim stanie, a zarządzająca nią spółka dystrybucyjna wykorzystuje swoją pozycję monopolisty. Sprzedaż sąsiadowi po drugiej stronie płotu jest przez prawo energetyczne traktowana tak samo jak wysłanie prądu na drugi koniec Polski.
Jaką rolę może pełnić gospodarka odpadami w transformacji energetycznej
– Widzimy rosnące zainteresowanie budową elektroenergetycznych linii bezpośrednich – mówi Krzysztof Kochanowski, prezes Polskiej Izby Magazynowania Energii i Elektromobilności, która w zeszłym tygodniu zorganizowała warsztat dotyczący budowy i eksploatacji właśnie takich linii. – Obecne prawo umacnia monopol spółek dystrybucyjnych. – Właściciel budynku z panelami słonecznymi nie może sprzedać prądu nawet osobom wynajmującym u niego lokal. Sprzedaż energii w obrębie jednego budynku nie jest możliwa – zauważa.
…klaster pomoże
Linie bezpośrednie są podstawą działania tzw. klastrów energetycznych czyli centrów aktywności gospodarczej zasilanych z własnych źródeł prądu, najczęściej odnawialnych, dystrybuowanych siecią niskiego lub średniego napięcia. W Polsce klastry zgodnie z Ustawą o OZE z 22 czerwca 2016 roku działają lokalnie – na terenie max. 5 gmin lub 1 powiatu.
– Jeśli krajowy sektor elektroenergetyczny nie będzie chciał wspierać energetyki obywatelskiej, klastrowej czy spółdzielczej (nazywajmy to jak chcemy), to transformacja sektora na poziomie odbiorcy końcowego – już prosumenta, odbędzie się samoistnie jako inicjatywa społeczna – uważa Mariusz Kłos z Instytutu Elektrotechniki Politechniki Warszawskiej–
Coraz więcej odbiorców będzie rezygnowało z usług systemowych w zakresie dostaw energii elektrycznej w ujęciu klasycznym budując własne instalacje wytwórcze i magazyny energii, a w niedalekiej przyszłości zaczną się łączyć i tworzyć lokalne samobilansujące mikrosystemy elektroenergetyczne.
Zobacz także: Bilansowanie i magazynowanie prądu w Polsce – co zmieniło się od czasów PRL?
Dojrzałość techniczna dostępnych rozwiązań energetycznych i teleinformatycznych w tym obszarze umożliwia pełną kontrolę generacji i dystrybucji energii elektrycznej w ujęciu lokalnym. Wydaje się, że znaczną przeszkodą w transformacji krajowego sektora energetycznego w tym podsektora elektroenergetycznego, mającej na celu jego rozwój poprzez wyprowadzenie z technologicznego zastoju, również w kierunku jego stopniowej decentralizacji, jest istniejące prawo energetyczne, które reguluje funkcjonowanie systemu scentralizowanego.
Krzysztof Kochanowski potwierdza – Szybki rozwój technologii „smart grid” sprawił, że sieci wyspowe bardzo szybko rozprzestrzeniają się w wielu miejscach świata. Największym rynkiem jest Afryka. Brak istniejących linii energetycznych sprawia, że tworzone są lokalne sieci, od razu przy wykorzystaniu najnowszych technologii.
Pułapka przerzucania kosztów
Zagrożeniem dla spółek dystrybucyjnych jest struktura kosztów i przychodów. Utrzymanie sieci zależy przede wszystkim od jej rozmiaru, a nie od ilości przesyłanej energii. Przychody z kolei związane są istotnie z wolumenem sprzedaży. Prosument nie chce płacić opłat dystrybucyjnych, więc będzie starał się maksymalizować własną produkcję, aby kupować z sieci jak najmniej.
Zobacz także: Słoneczna gorączka ogarnia rolników, diecezje, spółki. Grunty poszukiwane
Nowe technologie, takie jak dynamiczne zarządzanie popytem i magazyny energii pozwolą mu dopasowywać profil produkcji do zużycia. W efekcie będzie kupował z sieci bardzo niewiele prądu i niewiele łożył na jej utrzymanie. Przedstawiciele spółek dystrybucyjnych i Urzędu Regulacji Energetyki zastanawiają się, czy zasadne nie byłoby podniesienie opłat dla takich prosumentów. Podobnego zdania jest Krzysztof Müller z Alpiq Polska – Podnoszenie opłat dla odbiorców bez zmiany struktury taryf sprawi, że część z nich będzie ograniczać koszty, zmniejszając pobór energii z sieci (głównie poprzez autogenerację) a zatem pozostali będą musieli płacić według wyższych stawek. To zachęci kolejnych odbiorców do zmniejszania poborów i [dla spółek dystrybucyjnych] zacznie się tzw. spirala śmierci.
Korzystna współpraca jest możliwa
Czy sieć elektroenergetyczna zniknie niczym telegraf i budki telefoniczne? Niekoniecznie. Tam, gdzie pozwala się na współpracę pomiędzy spółkami dystrybucyjnymi a prosumentami, korzyści są obopólne. W niektórych regionach Kanady taryfa dystrybucyjna jest skonstruowana tak, że opłaty poza godzinami szczytu są znacznie niższe niż w ciągu dnia.
Wynika to z tego, że koszt utrzymania infrastruktury sieciowej przerzucony jest na odbiorcę energii a wielkość stawki uzależniona od wielkości poboru energii i mocy. – Stawki nie tylko różnią się w zależności od wielkości poboru energii przez klienta ale też od pory roku i pory dnia (stawki w szczycie). Opłat te są obowiązkowe. Wielu odbiorców, nawet gospodarstwa domowe, zainstalowało magazyny energii, dzięki którym gwarantują sobie niższe opłaty. Odbiorcy ładują magazyny w godzinach w których stawki są najniższe, a korzystają ze zmagazynowanej energii kiedy stawki są najwyższe.
Ten schemat rozliczeń z opłaty sieciowej oprócz realnych oszczędności na opłatach spowodował też zwiększenie elastyczności sieci, zaniechanie rozbudowy sieci, zwiększenie pewności zasilania i spadają koszty utrzymywania rezerwy mocy. Tylko w jednym regionie w Ontario system ten spowodował spadek poboru energii z sieci o 1400 MW – mówi Kochanowski. Zdaniem wiceprezesa PIME takie rozwiązanie warto zastosować również w Polsce. – Pierwszą jaskółką zmian jest możliwość zaliczenia instalacji OZE + magazyn energii do instalacji hybrydowych, co daje większe możliwości pozyskania wsparcia – twierdzi.
Pomoc dla sieci dystrybucyjnej będzie konieczna, jeśli ma ona nadal pełnić rolę gwaranta dostaw prądu. Właściciele odnawialnych źródeł energii powinni w większym stopniu dostosowywać produkcję do aktualnego zapotrzebowania (dotyczy to zwłaszcza elektrowni biomasowych i biogazowych).
Zobacz także: Jaką rolę może pełnić gospodarka odpadami w transformacji energetycznej
Zależne od pogody OZE mogą z kolei pomagać w stabilizacji sieci poprzez m.in. regulację częstotliwości i kompensację mocy biernej. Ważna jest rola magazynów energii – zgodnie z raportem przygotowanym przez Politechnikę Warszawską na zlecenie Fundacji WWF Polska ich cena może spaść w najbliższych latach nawet o połowę. Akumulatory zainstalowane u konsumentów nie tylko przyczynią się do stabilizacji sieci, ale też zagwarantują zasilanie awaryjne nawet przez kilkanaście godzin.
Sąsiedzi pod napięciem
Budowa sieci wyspowej pozwala już teraz na integrację dowolnej liczby odbiorców, ale nie jest prosta. Odłączenie się od sieci przesyłowej przenosi odpowiedzialność za bezpieczeństwo dostaw i wahania cen z ogólnokrajowego monopolisty na monopolistę lokalnego. Jeśli nowym dostawcą prądu będzie spółdzielnia, będzie to wymagało rozwiązania wielu dylematów finansowych i prawnych.
Przekazanie dystrybucji firmie wymusi z kolei stworzenie mechanizmów wynagradzania i rozliczania gwarantujących uzasadniony zysk bez możliwości nadużycia pozycji monopolistycznej. Samorządy lokalne mają najwięcej kompetencji do budowy sieci, są jednak najbardziej zależne od rządu w Warszawie.
Bez względu na formę i właściciela utworzenie mikrosieci będzie wymagało udziału producentów i odbiorców energii. Czy mamy dość zaufania do siebie nawzajem, aby być pewni, że sąsiad zadba o prąd w moim gniazdku? To już jest pytanie do socjologów, a nie do energetyków.
Zobacz także: Od roku mieszkają bez dostępu do sieci elektrycznej