Niespodziewany spadek popytu w ostatnich miesiącach 2019 r. sprawił, że wynik za rok wyniósł 42,4 procent. W 2018 r. ten odsetek wynosił 31,2 procent, podczas gdy jeszcze w 2013 r. było to jedynie 5,5 procent.
W tym roku sprzedaż samochodów elektrycznych znów ruszyła do przodu, w pierwszym kwartale stanowiły one 51 procent wszystkich sprzedanych aut.
Samochody hybrydowe typu plug-in (PHEV) są w Norwegii znacznie mniej popularne niż chociażby u szwedzkiego sąsiada – ich sprzedaż wyniosła w 2019 r. 13,6 procent wszystkich sprzedanych aut.
Z rządowego Narodowego Planu Transportu na lata 2018–2029 wynika, że w Norwegii już w 2025 r. całkowicie zaprzestanie się sprzedaży samochodów emisyjnych, a więc z konwencjonalnymi silnikami benzynowymi i dieslowskimi, a także hybryd i hybryd typu plug-in. W tym samym roku wszystkie nowe sprzedawane autobusy miejskie muszą mieć napęd elektryczny lub na biogaz. W 2030 r. 75 procent wszystkich sprzedawanych nowych autobusów dalekobieżnych i 50 procent ciężarówek ma być bezemisyjna.
Nie planuje się natomiast na dzień dzisiejszy wprowadzenia zakazu użytkowania pojazdów z emisją spalin. Wygląda na to, że mają być one po prostu z czasem w sposób naturalny wyfazowane.
Narodowy Plan Transportu nie jest jeszcze decyzją parlamentu, lecz jest raczej rodzajem „Białej Księgi” wyznaczającej kierunki rozwoju.
Zobacz także: Czy miejskim autem elektrycznym da się dojechać na Nordkapp?
Do zakupu auta elektrycznego norweskiego automobilistę skłania szereg ułatwień i przywilejów: przy pierwszej rejestracji nowego samochodu nie trzeba płacić jednorazowej opłaty (wyliczanej m.in. w oparciu o wagę auta, pojemność silnika oraz emisję CO2 i NOx); znacznie tańsze, a często bezpłatne, jest parkowanie (w zależności od decyzji władz lokalnych); auta elektryczne mogą jeździć po buspasach; znacznie tańsze są także opłaty rogatkowe za wjazd do centrum takich miast jak Oslo, Bergen, Trondheim czy Kristianstad (od 1 marca 2020 r. o 20 procent niższa w porównaniu z autami na benzynę i diesel) i tzw. „opłaty szlabanowe” za korzystanie z dróg, mniej kosztuje przewóz samochodów promami. I wreszcie, co bardzo istotne, nowe auta elektryczne nie są objęte podatkiem VAT. W efekcie popularna Tesla model S jest nawet dwukrotnie tańsza od porównywalnych modeli z segmentu premium takich marek jak Audi czy BMW.
Najbardziej popularne modele samochodów elektrycznych to, według wolumenu sprzedaży, Nissan Leaf, VW e-Golf, BMW i3, Tesla model S, Kia Soul, Tesla model 3, Renault Zoe, VW e-UP i Hyundai Ioniq.
W marcu 2020 r., kiedy sprzedaż samochodów elektrycznych wyniosła 56 procent sprzedaży wszystkich aut, na podium były Audi e-tron, Tesla model 3 i VW e-Golf.
W 2019 r. do dyspozycji norweskich właścicieli aut elektrycznych było 9829 publicznych stacji normalnego (3,6–22 kW) ładowania i 1487 stacje szybkiego (ponad 40 kW) ładowania (wtyczki CHAdeMO i CCS), a także 770 stacji ładowania Tesla Supercharger .
Zobacz także: RANKING największych sieci stacji ładowania samochodów elektrycznych w Polsce
Przy szybkim ładowaniu ceny u większości operatorów wynoszą 1,25 norweskich koron (0,30 zł)/min plus 2,90 kr(0,70 zł)/kWh, w przypadku ładowarek Tesli 1,70 kr (0,45 zł)/kWh, podczas gdy firma Fortum oferuje 3,10 kr (0,80 zł)/kWh.
Przy normalnym ładowaniu standardem jest 0,10 kr (0,025 zł)/min plus 2,50 kr (0,60 zł)/kWh.
Dla porównania, ceny w Polsce wynoszą w tym roku średnio 1,6–2,2 zł/kWh dla ładowania szybkiego i 1–1,6 zł/kWh dla ładowania półszybkiego.
Według portalu Nettavisen rozbudowa sieci stacji ładowania nie nadąża za szybkim wzrostem liczby samochodów elektrycznych. Daje się to odczuć zarówno w rzadko zaludnionych północnych regionach Troms i Finnmark, gdzie sprzedaż aut elektrycznych jest niska, jak i w dużych miastach, takich jak Oslo, Bergen czy Trondheim, gdzie przed stacjami ładowania ustawiają się czasem kolejki.
Warunki dla takiej elektrycznej rewolucji są w Norwegii wyjątkowo sprzyjające – 937 elektrowni wodnych wytwarza 96 procent prądu wyprodukowanego w tym kraju, a prawie cała reszta to energia z wiatru (głównie onshore).
W Norwegii istnieje prawie całkowita polityczna zgodność co do całkowitej elektryfikacji całego transportu (najpóźniej do 2045 r.), a w nieco tylko dalszej perspektywie zrezygnowania z paliw kopalnych i przestawienia na prąd dużej części lub nawet całości gospodarki. Kraj ten stałby się wtedy całkowicie neutralny klimatycznie.
Zobacz także: Samochody elektryczne (nie) nadają się do dalekich podróży?
Państwowa firma Statnett, odpowiedzialna za eksploatację sieci elektroenergetycznej w Norwegii, informuje, że takie pełne przestawienie gospodarki na energię elektryczną (oznacza to całkowitą rezygnację z paliw kopalnych) to konieczność wyprodukowania dodatkowych 30-50 TWh energii elektrycznej rocznie (obecnie w Norwegii zużywa się ok. 130 TWh). Oczekuje się, że dodatkowy prąd zapewni przede wszystkim rozbudowa energetyki wiatrowej, głównie onshore. Nie jest to niemożliwe, biorąc pod uwagę, że już w przyszłym roku norweskie farmy wiatrowe wytworzą 16 TWh, a rozwój energetyki wiatrowej jest bardzo szybki.