Spis treści
Buduję dom. Z racji swoich dawnych zawodowych doświadczeń i aktualnych zajęć (TGE, Columbus Energy, NFOŚIGW, firmy zagraniczne), a także z dość mało optymistycznych prognoz dotyczących moich dochodów na emeryturze, chciałbym, żeby był to dom niewielki, piękny i ekologiczny, ale jednocześnie jak najmniej sięgający co miesiąc do kieszeni swojego właściciela.
Rozglądam się zatem za najnowszymi rozwiązaniami dostarczania ciepła i chłodu przy jak najmniejszym zużyciu energii elektrycznej. Wybieram starannie technologię ścian, wykonawcę, stolarkę, kłócę się o jak najcieplejszą płytę fundamentową. Dzięki moim kontaktom mam dobry przegląd rynku i wiem, co oferuje. A oferta się zmienia. Ku mojemu zdumieniu znikają z niej, bądź stają się zupełnie niszowymi, najbardziej energooszczędne rozwiązania.
Od doświadczonych instalatorów pomp ciepła słyszę: „Panie, po co to Panu? Zainstalujesz sobie Pan fotowoltaikę, dwa splity i masz Pan ciepło i zimno”. A duże zużycie energii? Zapomnij Pan, masz Pan energię z dachu za darmo. Wystarczy i na ogrzanie zimą i chłodzenie latem. Nawet tego styropianu nie musisz Pan tyle kleić”. W tym momencie i mi się przestaje kleić, chociaż oczywiście PV mam w planie. Zaczynam rozumieć, że gdzieś musiał zostać popełniony jakiś błąd. I że drogo za niego przyjdzie nam zapłacić, jeśli go nie skorygujemy.
Fotowoltaika zwiększy zużycie węgla
Energia elektryczna w Polsce będzie drożeć, nawet jeśli aktualne załamanie gospodarcze obniży popyt. Od jesieni klienci pokrywać będą koszty tzw. rynku mocy, a uregulowania UE i zwykły rozsądek każą wkrótce odejść od subsydiowania taryfy G dla gospodarstw domowych. W tej sytuacji produkcja energii na własne potrzeby dzięki instalacji własnych OZE (panele, turbiny wiatrowe), dodatkowo wspierana przez programy typu Mój Prąd, staje się pewną polisą bezpieczeństwa i gwarancją niezależności od stałego wzrostu cen.
Czytaj także: Dopłaty do paneli fotowoltaicznych w premii termomodernizacyjnej
Jednak, jak wiadomo, diabeł tkwi w szczegółach. A szczegółowe uregulowania dotyczące tzw. prosumentów w Polsce wydają się nie uwzględniać faktu, że produkują oni głównie latem, podczas gdy konsumują zimą. Sieć działa jako magazyn energii dla prosumenta. Może on pobierać z niej energię za darmo do wartości 80 proc. (70 proc. dla większych instalacji) energii poprzednio do niej oddanej. Dodatkowo, od energii pobieranej z sieci nie są pobierane od niego zmienne opłaty sieciowe. Opłaty te ponosi za niego spółka obrotu, która go obsługuje. Koszty takiej operacji powinny się spółce obrotu zwrócić, ale od „powinno” do „zwraca” droga daleka. Na dodatek takie rozwiązanie zamyka rynek prosumencki dla niezależnych spółek obrotu, skazując prosumentów tylko na lokalnych monopolistów.
Coś tu się nie klei…
W powyższych założeniach ustawowych tkwi błąd, który, w porę nie usunięty, będzie źródłem olbrzymich problemów. Malejące koszty instalacji PV i niskie koszty “akumulacji” sezonowej w sieci powodują, że koszty energii elektrycznej dla odbiorcy końcowego są niskie. Niestety, niskie na tyle, że inwestycje w poprawę efektywności energetycznej tracą ekonomiczny sens. W konsekwencji energochłonność domów i mieszkań będzie rosła. Na dodatek w dramatyczny sposób będzie rosło szczytowe zapotrzebowanie na moc w okresach niskich temperatur. Obniżanie standardu efektywności energetycznej powoduje, że ilość energii pobierana z sieci przez prosumentów rośnie zamiast maleć, naraża system elektroenergetyczny na głęboką nierównowagę, zarówno krótkookresową (dzień-noc), jak i długookresową (lato-zima).
Czytaj także: Elektrownie słoneczne wpadły w sieć negatywnych decyzji
Dopóki traktowaliśmy panele na dachach jako ciekawostkę, a fanatyków z panelami na dachu było mało, te zjawiska można było lekceważyć. Teraz słoneczne dachy są coraz bardziej powszechne i ich popularność będzie rosnąć. Jednak równolegle zmieniać się powinna świadomość prosumentów co do ich miejsca na rynku energii i możliwości korzystania przez z szans na nim istniejących. Muszą oni także widzieć, gdzie jest granica “jazdy na gapę” na koszt innych odbiorców energii.
Czy istnieje rozsądny kompromis pomiędzy niezbędną i strategiczną z punktu widzenia potrzeb gospodarki, rozbudową prosumenckich źródeł OZE a stabilnością „dużego” systemu energetycznego? Z perspektywy indywidualnego inwestora, a jednocześnie człowieka „z branży” myślę, że tak. I kto wie, może nadzwyczajny czas, w jakim żyjemy, kiedy trzeba działać szybko, by malejące zasoby prywatnego biznesu skierować na tory rzeczywistej naprawy gospodarki, mógłby być spożytkowany na szybką analizę potrzebnych kroków i ich natychmiastowe utrwalenie poprzez regulacje prawne i programy rządowe. Jak takie kroki mogłyby wyglądać z perspektywy poszczególnych uczestników gry rynkowej?
Impuls dla efektywności, decentralizacji i nowych technologii
Jako inwestor indywidualny powinienem zdawać sobie sprawę z tego, że nie można na dłuższą metę traktować sieci jako magazynu energii. Prosument może szukać spółki obrotu, która da mu możliwość rozliczania się z nią z energii w stosunku 1:1 czyli korzystać z upustu 100 proc. czy nawet wyższego (tak długo, jak energia latem za dnia będzie droższa niż zimą). Jednak z samej sieci nie może korzystać za darmo, musi ponosić opłaty proporcjonalne do stopnia jej wykorzystania. A projektując swój dom i systemy ogrzewania dopuścić mentalnie, że magazynowanie energii w sieci może się niedługo skończyć i dlatego bezwzględnie dążyć do minimalizacji zużycia i interakcji z siecią.
Czytaj także: Domy trafią pod lupę urzędników. Piec trzeba będzie zarejestrować?
Jako zarządca sieci i regulator powinienem zrozumieć energetykę rozproszoną. Dla prosumentów zbiorowych czy wspólnot energetycznych produkujących wprawdzie “na potrzeby własne”, ale zaspokajających te potrzeby poprzez sieć niskich napięć, powinny zostać stworzone specjalne taryfy oddające realia – sieć jest wykorzystywana, ale tylko w małym stopniu. Podobnie taryfy takie mogłyby promować powstawanie lokalnych rynków energii, elastyczności czy mocy. Lokalne bilansowanie zmniejszy koszty przesyłowe i da polskiej energetyce niezbędny impuls do decentralizacji.
„Mój Prąd” do poprawki
Jako władza polityczna powinienem wyważać racje pomiędzy interesami energetyki rozproszonej i sieci. Program „Mój Prąd” może zostać uzupełniony przez bardziej zaawansowane systemy wsparcia zarządzania produkowaną przeze mnie i sąsiada na dachach energią. Mam tu na myśli dofinansowanie do systemów magazynowania energii, zarządzania energią w domu (smart home), źródeł OZE będących alternatywą dla PV (małe turbiny wiatrowe), ale także pomp ciepła, wentylacji z odzyskiem ciepła czy najnowocześniejszych systemów ocieplania budynku. Takie posunięcia, miałyby na celu maksymalizację produkcji na potrzeby własne i dostosowanie profilu produkcji do profilu konsumpcji. Nie można też wspierać wyłącznie modernizacji starych budynków! Często taniej jest, mając już uzbrojony teren, wybudować nowy!
Czytaj także: Premia za panele fotowoltaiczne przy termomodernizacji wzrośnie do 21 proc.
Jako biznes miałbym wówczas interesującą przyszłość. Zamiast instalować tylko maksymalną liczbę paneli na dachu, mógłbym swoim klientom zaoferować „interfejs” z rynkiem lokalnym, magazyny energii, układy hybrydowe słońce – wiatr itd. Małe turbiny wiatrowe instalowane przez tych samych prosumentów, którzy mają dziś PV, mogą dać im możliwość bilansowania energii w znacznie krótszych okresach czasu niż rok. Docelowo mógłbym przygotować klientów do sytuacji, w której roczny system bilansowania zostanie zarzucony na rzecz lokalnych rynków energii na których takie “bilansowanie” odbywałoby się na płaszczyźnie finansowej, nie zaś fizycznej.
Oszczędzajmy energię!
To, o czym napisałem powyżej odnosić się może i do budownictwa indywidualnego i do domów wielorodzinnych, chociaż te drugie raczej muszą, po prostu, odpowiadać coraz bardziej wyśrubowanym normom konsumpcji energii użytkowej. Trudno liczyć na to, by klienci firm deweloperskich jako kryterium wyboru mieszkania szybko dali preferencje jego efektywność energetyczną. Jest natomiast bardzo ważne, aby tworzone dziś regulacje dla tzw. prosumentów zbiorowych sprzyjały efektywności zamiast obniżać jej wagę.
Zastanawiamy się nad przyszłością energetyki, nad tym, czy budować elektrownie jądrowe czy morskie farmy wiatrowe oraz jaka będzie przyszłość dla węgla za lat 20. Tymczasem głównie powinniśmy określić, co zrobić, żeby sumaryczna moc, potrzebna naszej gospodarce i gospodarstwom była jak najniższa i żeby pomagając sobie, nie szkodzić innym. Ja wydam 20 proc. więcej na mój dom, żeby taki był. Ale trzeba zadbać, by w przyszłości było to 20 proc. mniej.
Czytaj także: Jak odliczyć panele fotowoltaiczne od podatku