Spis treści
Kiedy kończył się PRL i nastała III RP, trzynastotysięczne, leżące godzinę jazdy od Szczecina Pyrzyce nie wyróżniały się niczym szczególnym od sąsiednich miejscowości. Może poza smogiem. – Nie mieliśmy sieci ciepłowniczej, istniało 68 lokalnych kotłowni w budynkach i trudna do policzenia liczba kotłów w gospodarstwach domowych – opowiada Anetta Głuchowska – Masłyk, prokurent Geotermii Pyrzyce. Zdarzały się scenki żywcem wyjęte z „Misia” Stanisława Barei – gdy jakiemuś palaczowi zdarzyło się „pójść w tango”, to mieszkańcy mieli zimne kaloryfery. – Jak się wjeżdżało od strony Stargardu, widać było smog, który unosił się nad miastem- wspomina Anetta Głuchowska-Masłyk. – Czasem trudno było oddychać.
Ze smogiem na początku lat 90 musiał zmierzyć się burmistrz Pyrzyc, nieżyjący już Jan Lemparty. Koncepcji było kilka, m.in. budowa miejskiej ciepłowni węglowej. Na szczęście w tym samym czasie Pyrzyce zaczęły współpracę z duńskim miastem Thisted. Podobnej wielkości miejscowość na Jutlandii zaopatrywała się w ciepło dzięki źródłom geotermalnym. Pojawiła się wymiana myśli. Pyrzycom pomogli też naukowcy z Politechniki Szczecińskiej – prof. Zygmunt Mejer i prof. Roman Sobański.
Mamy (prawie) wrzątek i nie zawahamy się go użyć
O tym, że są tu źródła geotermalne było wiadomo od lat, cały teren został gruntownie przebadany geologicznie jeszcze w czasach PRL. W roku 1992 zaczęto wiercić pierwszy otwór. Ale miasto stale borykało się z typowym wówczas problemem – brakiem pieniędzy. W 1994 r. powstała spółka, w której udziały objął Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oraz gmina Pyrzyce. Spółka także nie miała lekko – pieniądze włożone przez udziałowców się skończyły, potrzebna była jeszcze pożyczka z NFOŚiGW oraz wsparcie z Ekofunduszu i kilku innych instytucji. Po konwersji wszystkich pożyczek NFOŚiGW został głównym udziałowcem Geotermii Pyrzyce. W sumie do 2017 w ciepłownię i sieć włożono 68 mln zł. Dla porównania – budżet miasta Pyrzyce w 2018 r. wyniósł 73 mln zł.
Budowa stopniowo posuwała się do przodu, choć zdarzały się przygody, które dziś wspomina się z uśmiechem. Z powodu nieszczelności na okolicznych polach pojawiały się mikrogejzery, z których tryskała woda, niczym w Parku Narodowym Yellowstone, na szczęście znacznie chłodniejsza. Ukończono ją w 1997 r. Przez problemy z pieniędzmi Pyrzyce mogła utracić geotermalną palmę pierwszeństwa w Polsce – chyba wyprzedziła je budowana równolegle ciepłownia w Bańskiej Niżnej, z której później rozwinęła się Geotermia Podhalańska. Ale na stronach internetowych i w Pyrzycach, i na Podhalu chwalą się, że to właśnie ich instalacja była pierwsza.
Wydobywana z głębokości ponad 1,5 km woda ma temperaturę 65 stopni i olbrzymie zasolenie 12 g na litr, można ją porównać do Morza Martwego. To zmusza inżynierów do kombinowania jak chronić rury wydobywające ją na powierzchnię. Za jeden z projektów wykorzystujących do tego kwas solny pyrzycka Geotermia dostała nawet nagrodę w unijnym konkursie Life+.
Zasolona woda trafia w całości z powrotem do wnętrza Ziemi.
Ciepłownia jest, choć trochę za duża
W Pyrzycach trzeba było nie tylko wiercić otwory i postawić ciepłownię, ale także wybudować miejską sieć ciepłowniczą. A kiedy już powstała, Anetta Głuchowska- Masłyk przekonywała właścicieli nieruchomości żeby zrezygnowali z planów pozostawienia własnych źródeł i podłączali się do sieci. – W tej chwili 65 proc. odbiorców jest podłączonych. Udało nam się nawet namówić lokalnego dewelopera, który planował już postawienie kotła gazowego do ogrzewania budowanego przez siebie bloku- opowiada prokurentka Geotermii Pyrzyce. Ciepłownia usilnie pracowała też nad zwiększeniem efektywności energetycznej. Spółdzielnie mieszkaniowe i wspólnoty, szkoły, przedszkola uczyły się jak oszczędzać energię. Wymieniono okna, grzejniki, docieplono budynki.
Termodernizacja zrobiła swoje – okazało się, że ciepłownia jest za duża. Tutejsza woda geotermalna ma temperaturę ok. 65 stopni, dlatego uzupełnieniem geotermii miały być aż cztery kotły gazowe po 10 MWt każdy. – Dziś wykorzystuje się tylko jeden, w porywach dwa, gdy jest duży mróz – wyjaśnia prokurentka Geotermii. Ciepłownia ma łączną moc blisko 50 MWt, a zapotrzebowanie miasta po wszystkich zmianach spadło do 17 MWt. To nauczka dla wszystkich miast żeby zanim zaczną budować nowe źródła ciepła, najpierw dobrze oszacowały, ile jeszcze można oszczędzić dzięki efektywności energetycznej.
Gaz jest zresztą jednym z głównych problemów pyrzyckiej spółki. – Koszt tego paliwa w 2018 r. to 2,5 mln zł rocznie. W ubiegłym roku była olbrzymia podwyżka, na przyszły rok ceny trochę spadły, ale nie na tyle, żeby zrekompensować tamten wzrost – opowiada Bogusław Zieliński, prezes Geotermii Pyrzyce. Żeby zmniejszyć koszty, ciepłownia zgłosiła ograniczenie mocy poniżej 20 MWt, dzięki temu wypadła z systemu ETS i nie musi kupować drożejących uprawnień do emisji CO2, które są olbrzymią bolączką ciepłowni węglowych.
Czytaj także: Grupa energetyczna na skraju przepaści
A na działce panele
Naturalną ścieżką rozwoju ciepłowni jest przekształcenie ich w elektrociepłownie i zarabianie również na produkcji prądu, do czego zachęca uchwalona niedawno ustawa o kogeneracji. Ale w Pyrzycach niestety nie wygląda to dobrze. – Analizowaliśmy , nie opłaca się nam – podsumowuje prezes Zieliński. Z wody geotermalnej o tak niskiej temperaturze prądu produkować się nie da, trzeba by zainwestować w turbinę gazową. A na gaz w Pyrzycach kręcą nosem. Zamiast tego Geotermia chce postawić sporą farmę fotowoltaiczną. Panele o mocy do 1 MW mogą powstać na dwóch hektarach należącej do spółki działki, o ile oczywiście projekt zwycięży w konkursie na kolejne pieniądze z NFOŚiGW. Dzięki fotowoltaice Geotermia zmniejszy rachunek za prąd (dziś 600 tys. zł rocznie) a nadwyżkę sprzeda do sieci. Czy ciepło w Pyrzycach jest drogie? W Geotermii przyznają, że tanio nie jest, choć prezes Zieliński podkreśla, że przez kilka ostatnich lat Geotermia nie podnosiła cen, dopiero podwyżka cen gazu w 2018 r. ją do tego zmusiła.
Cena zatwierdzona w taryfie URE to 41 zł za GJ. Dla porównania cena ciepła w Warszawie to 27 zł za GJ (zwykle im większa sieć i więcej odbiorców, tym cena jednostkowa jest niższa). – Pyrzyczanie mówią np. , że nie stać ich na samodzielną instalację podzielników ciepła i rezygnację z junkersów ogrzewających wodę – opowiada Zieliński. Stąd ogromne znaczenie wsparcia inwestycji , czy to ze środków unijnych czy krajowych. Prezes Zieliński apeluje też o obniżenie stawki VAT na ciepło ze źródeł odnawialnych – zamiast standardowych 23 proc. może to być obniżona stawka 8 proc. Z obniżonej stawki korzystają dziś już indywidualne pompy ciepła. Bilans 25 – letnich zmagań Pyrzyc z gorącą wodą jest jednoznacznie pozytywny. Miasto pozbyło się smogu, emisje tlenków siarki i pyłów spadły niemal do zera, jest ogrzewane tzw. efektywnym systemem ciepłowniczym, co umożliwia pozyskiwanie kolejnych unijnych dotacji. I przeszło już transformację, z którą wiele miast i miasteczek w naszym kraju wciąż musi się zmierzyć.
W Stargardzie wodę kopią prywatnie
Za przykładem Pyrzyc już kilkanaście lat temu poszedł pobliski Stargard, miasto dużo większe, bo blisko 70-tysięczne. Geotermalną ciepłownię próbowała tam wybudować grupa polsko-duńskich inwestorów, którzy pracowali jako wykonawcy w Pyrzycach. Nie dali rady, ogłosili bankructwo kiedy ciepłownia była już gotowa. Na szczęście znalazł się chętny do przejęcia. Był nim Wiesław Podraza, właściciel producenta armatury SanPlast. Kupił ciepłownię, dziś nazywającą się G-Term Energy. Dzięki temu Stargard ma dwa źródła ciepła – prywatną geotermię o mocy 12 MWt, (drugą największą w kraju, po podhalańskiej), która sprzedaje swoje ciepło do właściciela sieci czyli stargardzkiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej oraz należącą do tegoż PEC ciepłownię węglową liczącą 116 MWt. Ale w Stargardzie z tych dwóch źródeł tylko geotermia ma przyszłość. – Teraz dostarczamy 30 proc. ciepła dla miasta – opowiada portalowi WysokieNapiecie.pl Arkadiusz Biedulski, prezes G-Term Energy. – Dzięki dotacji NFOŚiGW chcemy wywiercić cztery nowe otwory, dzięki czemu moc ciepłowni wzrośnie do ponad 20 MWt i będziemy mogli dostarczać 60 proc.
Ciepłownia węglowa będzie wtedy źródłem szczytowym, wykorzystywanym bardzo rzadko. Wówczas stargardzki system ciepłowniczy również stanie się efektywny w świetle unijnego prawa, a PEC będzie mógł ubiegać się o pomoc publiczną, np. unijne dotacje na rozwój sieci. Ciepłownia węglowa spala 23 tys. ton węgla rocznie i emituje 47 tys. ton CO2 (cała nasza gospodarka odpowiada za 327 mln ton CO2). Jeśli produkcja w ciepłowni węglowej niemal zniknie, mieszkańcy Stargardu zaoszczędzą ok. 10 mln zł rocznie wydatków na węgiel i prawa do emisji CO2. Jeszcze niedawno ciepło z geotermii w Stargardzie było droższe niż z węgla, ale w tym roku wszystko się zmieniło za sprawą szybujących cen praw do emisji CO2. – Nasza cena jest teraz niższa – wyjaśnia Biedulski.To też sprzyja inwestycjom.
Niestety, mimo, że w Stargardzie woda jest o 20 stopni cieplejsza niż w Pyrzycach, to temperatura jest wciąż za niska by wykorzystać ją do produkcji prądu. W stargardzkiej G-Term Energy planują za to instalację dwóch potężnych pomp ciepła o mocy po 10 MWt każda, żeby uzupełnić geotermię. Czy geotermia jest więc atrakcyjna dla prywatnych inwestorów? Sprawa nie jest taka prosta. Wynik finansowy G-Term Energy oscyluje wokół zera. Biedulski podkreśla, że inwestor musi się pogodzić z tym, że jego pieniądze zwrócą się dopiero w perspektywie 10 lat. A bez pomocy publicznej – czy to w formie unijnych dotacji czy wsparcia NFOŚiGW- o jakikolwiek zwrot może być trudno.
Czytaj także: Ciepłownie aż się proszą o wsparcie rządu
Dlaczego taka akcja?
Polska ma olbrzymi, odziedziczony w spadku po „realnym socjalizmie” potencjał – ok. 400 lokalnych systemów ciepłowniczych. Dostarczają ciepło do milionów gospodarstw domowych w całym kraju. Stare, wysłużone kotły węglowe z PRL dożywają swoich dni, a palenie węglem przy obecnych cenach surowca i uprawnień do emisji CO2 oraz coraz ostrzejszych wymaganiach ekologicznych traci sens. Ciepłownie muszą się zmienić – stać się bardziej ekologiczne, spełnić unijne wymogi, zmienić paliwo na mniej emisyjne niż węgiel. Wiele z nich może stać się elektrociepłowniami, produkującymi zarówno ciepło, jak i prąd. Ale na to wszystko potrzeba pieniędzy, których brakuje zwłaszcza ciepłowniom w małych miastach. Włodarze tych miast i ciepłownicy jakoś próbują sobie radzić.
Wspólnie z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej postanowiliśmy opisać kilka takich miejscowości. Chcielibyśmy oddać głos ludziom, którzy w mniejszych miastach i miasteczkach borykają się z problemami energetycznej transformacji. Stąd pomysł akcji „Blaski i cienie powiatowego ciepłownictwa”, której partnerem jest Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.