Spis treści
Gwarancji pochodzenia przede wszystkim nie należy mylić ze świadectwami pochodzenia energii – prawami majątkowymi, zwanymi potocznie certyfikatami – zielonymi, fioletowymi, białymi itd. Certyfikaty wynikają z krajowych systemów wsparcia poszczególnych metod wytwarzania, opisanych w ustawie. Główna różnica między certyfikatami, a gwarancjami jest taka, że sprzedawcy prądu mają obowiązek kupić odpowiednią liczbę tych pierwszych.
Gwarancje są natomiast całkowicie dobrowolne i mają służyć przede wszystkim promocji określonej metody wytwarzania. Wprowadzenie ich przewiduje dyrektywa o promocji OZE (2009/28/WE). Nakazuje ona, jako element polityki środowiskowej, tworzenie rejestrów gwarancji, ujawniających źródła i paliwa, z których powstaje energia elektryczna. Samej energii w sieci oznakować się nie da, więc do jej znakowania używa się gwarancji, poświadczających wytworzenie w odpowiedni sposób.
Czytaj także: Panele fotowoltaiczne częściej z 8% VAT. Będzie też dodatkowe zwolnienie z PIT
Gwarancje pochodzenia z kogeneracji
Przymusu kupowania gwarancji jednak nie ma. Za ich zdobywaniem stoją raczej względy wizerunkowe, które zaczynają jednak odgrywać coraz większą rolę w różnych biznesach. Kto dziś nie chce się pochwalić, że w całości albo w jakiejś części używa energii produkowanej efektywnie bądź w sposób przyjazny środowisku? Presja na ten element z czasem będzie tylko rosła.
Pierwszym wyborem oczywiście są OZE. Od listopada 2014 r. na TGE działa Rejestr Gwarancji Pochodzenia (RGP), w których chętni mogą dostać potwierdzenie używania „zielonej” energii. Przyjemność ta nie kosztuje zbyt wiele, cena nigdy nie przekroczyła złotówki za MWh, ale rosnąca tendencja do „zazieleniania” różnych biznesów może podpowiadać, że handel ten powinien rosnąć.
Kogeneracja też jest promowanym przez Komisję Europejską sposobem na efektywne wytwarzanie energii, stąd też dyrektywa przewiduje możliwość dodatkowej promocji.
Czytaj także: Autoprodukcja energii elektrycznej w zakładzie przemysłowym – systemy wsparcia
Gwarancje pochodzenia i certyfikaty
Przy okazji można tu wskazać następne różnice między gwarancjami a certyfikatami. Gwarancje nie są instrumentem rynków typu giełdowego, handluje się nimi wyłącznie w Rejestrze Gwarancji Pochodzenia. Co więcej, zgodnie z Prawem energetycznym certyfikaty są „nieśmiertelne”, a gwarancja „żyje” co najwyżej rok.
Technicznie wygląda to tak, że Urząd Regulacji Energetyki poświadcza gwarancją, że producent wytworzył określoną ilość energii w określony sposób. Taki indywidualny dokument trafia do RGP, gdzie spółka obrotu może go kupić, tak by jej końcowy klient – wedle swojego życzenia nie kupował „byle czego”. Co więcej, sprzedawca może dostać z TGE odpowiedni dokument, potwierdzający odbiorcy, że rzeczywiście kupił to co chciał. W odwrotnym kierunku idą pieniądze, bo spółka obrotu raczej doliczy koszt gwarancji do rachunku klienta. Na końcu trafiają one do wytwórcy jako dodatkowe wsparcie. Co ważne, cały system umożliwia wspieranie konkretnych instalacji. Odbiorca końcowy może sobie przecież zażyczyć, aby jego sprzedawca zdobył gwarancje pochodzące ze wskazanego źródła, np. z określonej farmy wiatrowej, a w przypadku kogeneracji – np. z lokalnej elektrociepłowni.
TGE planuje dalszy rozwój Rejestru Gwarancji Pochodzenia. Możliwe, że w przyszłości pojawią kolejne „kolory” tych gwarancji. „Gwarancjami pochodzenia z kogeneracji interesują się już od dawna firmy energetyczne. Mamy nadzieję, że gwarancje pochodzenia z kogeneracji wystawione przez Urząd Regulacji Energetyki znajdą również chętnych po stronie popytowej” – mówi Dyrektor Biura Rejestrów TGE Marek Szałas.
Czytaj także: REMIT – w trosce o przejrzystość rynku gazu
Logicznym kolejnym krokiem będzie uwspólnotowienie obrotu gwarancjami. W części państw UE funkcjonuje już hub, umożliwiający wymianę gwarancji pomiędzy systemami krajowymi.
„Uwspólnotowienie polskich gwarancji pochodzenia jest bardzo ciekawym kierunkiem rozwoju tej formy wsparcia producentów energii elektrycznej” – dodaje dyrektor Szałas.