Spis treści
Pod koniec lat 80. bankructwo realnego socjalizmu jako ideologii i systemu gospodarczego było ewidentne niemal dla wszystkich. Zamiast obiecywanej wizji gospodarki, która zaspokaja wszystkie potrzeby obywateli i umożliwia pełny rozwój człowieczeństwa, ludzie dostali kolejki, biurokrację, kartki na mięso oraz czarny rynek, bez którego system nie mógłby istnieć.
Energetyka, podobnie jak inne gałęzie przemysłu ciężkiego, była zarazem beneficjentem i ofiarą tamtego systemu. Beneficjentem, bo władze PRL zapewniały olbrzymie środki na budowę nowych elektrowni węglowych. Ofiarą, bo cierpiała na wadliwą koncepcję inwestycji (zbyt mało pieniędzy szło na sieci), a do tego chora była struktura cen.
Problemy ochrony środowiska i klimatu
Energetyka przyczyniała się też do olbrzymiej degradacji środowiska. O instalacjach odsiarczania i odazotowania spalin polscy inżynierowie mogli poczytać głównie w zachodnich czasopismach. Jednak świadomość niszczącego wpływu przemysłu ciężkiego na środowisko była już w latach 80. powszechna.
Problem ekologii stał się na tyle istotny społecznie, że podczas obrad Okrągłego Stołu w 1989 roku zajął się nim jeden z 11 podzespołów negocjacyjnych. „Strona rządowo-koalicyjna uważa, że sytuacja ekologiczna Polski wymaga podjęcia w najbliższym czasie radykalnych zmian struktury gospodarczej kraju, w tym zmiany kierunku rozwoju energetyki. Podstawowym warunkiem niedopuszczenia w przyszłości do klęski ekologicznej jest natychmiastowe ograniczenie spalania węgla, zarówno jako źródła energii pierwotnej jak i końcowej” – czytamy w stenogramie z obrad, przytaczanym na łamach, wydanej niedawno książki „Wiek energetyków. Opowieść o ludziach, którzy zmieniali Polskę”, autorstwa dziennikarzy portalu WysokieNapiecie.pl.
Przy Okrągłym Stole jako realne zagrożenie wskazano już także globalne ocieplenie. „Warianty rozwoju energetyki powinny uwzględniać nie tylko doraźne ograniczenia emisji w gazach odlotowych SO2, NOx i pyłów, ale również ograniczenia emisji CO2, który niesie zagrożenie biosfery w skali globalnej. Należy przewidywać podpisanie w sprawach NOx i CO2 międzynarodowych konwencji, do których Polska powinna przystąpić” – zapisano w protokole. Tak rzeczywiście się stało, ONZ dwa lata później przyjęła Ramową Konwencję Narodów Zjednoczonych w Sprawie Zmian Klimatu, którą Polska ratyfikowała w 1996 r.
Dotowanie prądu i węgla z budżetu
PZPR dbała, aby ceny węgla, gazu i energii elektrycznej dla przemysłu i gospodarstw domowych utrzymywały się na niskim poziomie. W 1989 roku za przeciętną pensję można było kupić niemal 10 MWh energii elektrycznej, dziś niespełna 5 MWh. Dzięki dotowaniu ich produkcji z budżetu, pojęcie „efektywności energetycznej” w PRL właściwie nie istniało. Już nawet po przełomie, gdy w 1990 roku posłowie zobowiązali rząd do utworzenia agencji poszanowania energii, Rada Ministrów uznała, że… byłoby to działanie przedwczesne.
Jednak po wyborach czerwcowych trzeba było przestawić zmierzającej w kierunku przepaści pordzewiałą lokomotywę gospodarki socjalistycznej na nowe, rynkowe, tory. Wygrał wariant bolesnej, ale szybkiej zmiany. Przedsiębiorstwa państwowe, w tym dotychczasowe zakłady energetyczne, skomercjalizowano. Dotowane z budżetu przez dekady elektrownie, gazownie i kopalnie miały działać na własny rachunek. Ceny wciąż były zatwierdzane przez rząd, ale podniesiono je znacznie, żeby wreszcie dostosować do kosztów.
Spirala zadłużenia
Wówczas zaczęła się spirala zatorów płatniczych. Niezdolne do konkurowania na rynku i poprawy efektywności fabryki zaczęły wpadać w kłopoty finansowe. Za prąd nie płaciły właściwie wszystkie największe zakłady w kraju – FSO, Jelcz, Stomil, Ursus, Polfa, Huta Warszawa, Stocznia im. Komuny Paryskiej w Gdyni. Aby otrzymać należności energetycy zaczęli w końcu odcinać najbardziej opornych od zasilania. Prąd przestał płynąć nawet do kilku zadłużonych szkół.
W końcu jednak najwięksi dłużnicy upadli, a pozostali na rynku zaczęli energetyce płacić stawki bliższe realnym kosztom produkcji, dystrybucji i sprzedaży energii elektrycznej. Gorzej poradziło sobie górnictwo, gdzie transformacja przebiegała dużo wolniej. Od początku lat 90. zaczęło generować straty i powiększać zadłużenie, które kilka kolejnych rządów musiało umarzać, aby utrzymać spółki górnicze przy życiu.
Ile powinien kosztować prąd?
Jednocześnie w idącej po władzę „Solidarności” dojrzewała koncepcja reformy sektora. W Sejmie kontraktowym powstał specjalny zespół, który miał się zająć przygotowaniem odpowiednich dokumentów. Pierwsze skrzypce grali w nim trzej zawodowi energetycy: prof. Jan Popczyk z Politechniki Śląskiej, szef energetycznej „Solidarności” Marek Gudima oraz nieżyjący już poseł ze Śląska, Stefan Sobieszczański. Owocem prac zespołu był tzw. Czwarty Komunikat, który wszem i wobec głosił, że prąd powinien przestać być traktowany jako dobro społeczne, a powinien być towarem. Zakładał też powołanie PSE jako oddzielnego podmiotu, któremu miano przekazać sieci wysokiego napięcia.
Polska i inne kraje regionu nie były w tych reformach rynkowych osamotnione. Także Zachód dopiero przymierzał się do urynkowienia energetyki, upaństwowionej i scentralizowanej niemal we wszystkich państwa Europy po II wojnie światowej. Do początku lat 90. to państwo ustalało po jakich cenach elektrownie będą sprzedawać energię zakładom energetycznym (od 1993 oku przekształconym w spółki dystrybucyjne), a następnie po ile kupią ją od odbiorcy. Po utworzeniu Polskich Sieci Elektroenergetycznych pomiędzy elektrowniami i dystrybutorami pojawiła się jeszcze te spółka, jako namiastka rynku hurtowego.
Gdy w 1997 roku zaczęły wygasać pierwsze kontrakty długoterminowe elektrowni na sprzedaż energii do PSE, dystrybutorzy zaczęli szukać tańszych dostaw energii dla swoich klientów. „Wsiedliśmy w samochód i zaczęliśmy jeździć po elektrowniach” – wspomina na kartach „Wieku energetyków” Leszek Nowak, zajmujący się wówczas handlem energią w Gdańskiej Kompanii Energetycznej (dzisiaj części koncernu Energa). „Dogadaliśmy się z elektrownią co do ilości energii, ale największym problemem było ustalenie ceny. Elektrownia chciała, aby cena energii zależała od cen węgla. My chcieliśmy, aby cena była rynkowa, ale nikt nie wiedział jaka. Mnóstwo czytaliśmy, przerabialiśmy masę teorii rynkowych, o cenie marginalnej, o elastyczności popytu, ale ewidentnie brakowało ceny odniesienia. Doszliśmy do wniosku, że musimy powołać swoją giełdę. Zanim jednak zrealizowaliśmy te plany, pojawił się rządowy konkurs na wybór operatora giełdy” – wspomina. Ostatecznie polska Giełda Energii została formalnie utworzona w 1999 roku, a notowania ruszyły w następnym roku. Była to jedna z pierwszych giełd energii elektrycznej na świecie.
Zobacz czym jest książka „Wiek energetyków. Opowieść o ludziach, którzy zmieniali Polskę”
Przeczytaj recenzję „Wieku energetyków” autorstwa Rafała Wosia na łamach „Dziennika Gazety Prawnej”
Posłuchaj rozmowę o „Wieku energetyków” na antenie radia TOK FM
Zobacz artykuły prasowe powstałe na kanwie „Wieku energetyków”