Spis treści
Potwierdziły się ubiegłoroczne prognozy portalu WysokieNapiecie.pl ─ zużycie energii elektrycznej w Polsce w 2016 roku znacznie przewyższyło krajową produkcję. W sumie import prądu ─ głownie ze Szwecji ─ pokrył zapotrzebowanie ok. miliona rodzin.
Polskie elektrownie wyprodukowały w 2016 roku ok. 162 TWh energii elektrycznej, a więc mniej więcej tyle, ile rok wcześniej. Jednak zużycie energii kolejny rok z rzędu wzrosło, osiągając blisko 164 TWh. To oznacza, że ponad 1% zapotrzebowania krajowych odbiorców zaspokoił import. To mniej więcej tyle, ile wyniosło zużycie wszystkich gospodarstw domowych na Dolnym Śląsku.
{norelated}W 2016 roku polscy sprzedawcy energii kupili za granicą niemal 5 TWh energii elektrycznej (o 42% więcej, niż rok wcześniej), z czego połowa pochodziła ze Szwecji a po ok. 20% z Litwy oraz Ukrainy. Pozostałe niespełna 6% kupiliśmy łącznie w trzech krajach ─ Niemczech, Czechach i na Słowacji ─ z którymi możliwości handlowe są istotnie ograniczone ze względów technicznych (o czym niżej).
W tym samym czasie sprzedaliśmy za granicę niewiele ponad 2 TWh, z czego ponad 1/3 do Niemiec, 1/4 do Czech, 1/5 na Litwę, a po zaledwie kilka procent do Szwecji i na Słowację.
Mniejszy problem z Niemcami = mniej pracy dla polskich elektrowni
Ujemne saldo w wymianie handlowej z sąsiadami wyniosło 2,8 TWh. Jednak polskie elektrownie na zamówienie Polskich Sieci Elektroenergetycznych wysłały za granicę dodatkowo blisko 0,8 TWh. To energia kupiona przez PSE w ramach współpracy między operatorami sieci przesyłowych z Polski i Niemiec (koszty zakupu są dzielone).
Taki dodatkowy eksport był potrzebny, aby odciążyć dwa polsko-niemieckie połączenia elektroenergetyczne i sieci wiodące z zachodu na południe Polski. Przepływa nimi z Niemiec do Polski nie tylko energia, którą kupili nas odbiorcy, ale znacznie więcej. W 2016 roku trafiło do nas zza zachodniej granicy aż 9,2 TWh prądu, z czego jedynie 0,2 TWh do naszych odbiorów, a aż 9 TWh tranzytem ─ do Czech i Słowacji, a następnie z powrotem do południowych Niemiec oraz Austrii, Słowenii, czy Włoch. Niemcy mają bowiem zbyt słabo rozwinięte sieci przesyłowe, by dostarczać całą zakontraktowaną energię z północy na południe kraju i do Austrii. Energia płynie więc przez sieci sąsiadów jako tzw. przepływy kołowe.
Jednak gdy energii mającej przepłynąć tranzytem było więcej, niż mogły udźwignąć polskie sieci, sytuacja groziła ich przeciążeniem i blackoutem (zobacz: Sytuacja na granicy Polski i Niemiec grozi europejskim blackoutem). Dlatego w 2016 roku Niemcy musieli wielokrotnie redukować produkcję w swoich elektrowniach na północy kraju, a Polacy ją zwiększali u siebie, wysyłając dodatkowe megawatogodziny przez Czechy i Słowację m.in. do Bawarii (to mechanizm zwany z angielskiego cross border redispatching lub w skrócie CBR).
W rekordowym pod tym względem 2015 roku polskie elektrownie na potrzeby tego mechanizmu CBR wyprodukowały dla odbiorców na południu Europy aż 1,5 TWh. Dzięki temu krajowa produkcja nieznacznie przewyższyła wówczas zużycie, chociaż w samym handlu z sąsiadami bilans także mieliśmy niekorzystny. Zobacz: W 2015 wysłaliśmy więcej energii za granicę
Jak WysokieNapiecie.pl przewidywało już w maju (zobacz: Polska ponownie będzie importerem prądu), częściowe rozwiązanie problemów na granicy Polski i Niemiec (zobacz: Będzie bezpieczniej na granicy z Niemcami) istotnie ograniczyło zapotrzebowanie na energię z polskich elektrowni już w 2016 roku, a jeszcze bardziej wpłynie na nasze obroty energią w tym roku. Według danych PSE grudzień 2016 roku był bowiem pierwszym miesiącem od niemal trzech lat, kiedy na potrzeby mechanizmu CBR operator niemal w ogóle nie potrzebował kupować od nich energii.
(Na razie) taniej na sąsiednich rynkach
Niekorzystny bilans w handlu to jednak przede wszystkim efekt relatywnie drogiej energii na polskim rynku hurtowym. Prąd płynący do nas ze Skandynawii pochodzi głównie z elektrowni atomowych i wodnych, które dostarczają prąd poniżej 30 euro/MWh (choć w Szwecji elektrownie atomowe zaczynają już przynosić przy tych cenach straty, ale nie są w stanie elastycznie zmniejszać swojej produkcji). Z kolei ceny na niemieckim rynku coraz częściej wyznacza ogromna moc farm wiatrowych i słonecznych dotowanych przez odbiorców dopiero w rachunkach, przez co na rynku hurtowym są w stanie dostarczać energię bardzo tanio ─ w ubiegłym roku średniomiesięczna cena także spadła tam poniżej 30 euro. Tymczasem w Polsce było to niemal 37 euro, czyli ok. 162 zł/MWh. W 2016 roku taniej w hurcie była już sprzedawana nawet energia na Litwie ─ do tej pory jednym z najdroższych rynków na Starym Kontynencie. To zasługa uruchomionego w grudniu 2015 roku połączenia Litwy ze Szwecją.
Sytuację niewiele zmienił fakt, że w ubiegłym miesiącu ─ za sprawą pracy elektrociepłowni, wysokich temperatur oraz dużej produkcji energii z wiatru ─ Polska znalazła się wśród najtańszych rynków w Europie. Z ceną 35 euro daleko w tyle zostawiliśmy nie tylko Francję (62 euro), Niemcy (44 euro), Czechy i Słowację (45 euro), ale nawet Danię (37 euro) i Szwecję (38 euro).
W tym roku ─ mimo dalszych spadków cen na polskiej Towarowej Giełdzie Energii ─ rozdźwięk miedzy hurtowymi rynkami prądu nadal może się pogłębiać. Jednak w perspektywie kilku lat sytuację mogą zmienić nowe elektrownie węglowe w Polsce i wyłączanie starych elektrowni na Zachodzie ─ zwłaszcza węglowych w Niemczech i atomowych w Szwecji. Pomoże także wzrost mocy farm słonecznych, które powinny znacznie ograniczyć letnie wyskoki cen energii. W 2016 roku najdroższym miesiącem (z ceną ponad 50 euro/MWh) okazał się bowiem wyjątkowo słoneczny, a przy tym bardzo gorący, czerwiec.
Zobacz: Rekord zapotrzebowania pobity. Mieliśmy najdroższą energię w Europie