Spis treści
Licząca ponad 600 tys. mieszkańców stolica Norwegii już dziś udostępnia swoim mieszkańcom możliwość jednoczesnego ładowania ponad 1,3 tys. samochodów elektrycznych. Wkrótce miejsc będzie 2 tysiące i ładowanie wciąż pozostanie darmowe, ale właściciele „elektryków” od 4 marca będą musieli płacić za samo zajmowanie miejsca przy “słupku” – poinformowały władze miasta.
Po ulicach Oslo jeździ już ponad 38 tys. samochodów na baterie i hybryd ładowanych z sieci. To 12 proc. wszystkich pojazdów w aglomeracji. Wiele z nich musi korzystać z miejskich ładowarek, bo ich właściciele mieszkają w budynkach wielorodzinnych. Tymczasem zdarza się, że pobliskie słupki służą sąsiadom jako dobry punkt parkowania, bez względu na to czy auto wciąż się ładuje, czy nie.
Nieduże opłaty (10 koron, czyli ok, 4,20 zł/godz. w dzień i połowa tej stawki w nocy) mają zwiększyć rotację przy ładowarkach i umożliwić większej liczbie mieszkańców bezproblemowe znalezienie wolnego miejsca. Bezpłatne dla “elektryków” i aut wodorowych wciąż pozostaną wszystkie inne miejsca parkingowe na ulicach.
Jak jest w Polsce?
W Polsce operatorzy ładowarek starają się ograniczać ten problem zakazem parkowania przy ładowarce, “z wyłączeniem samochodów elektrycznych (i hybryd plug-in) na czas ładowania baterii”. W praktyce w wielu modelach trudno z zewnątrz zweryfikować, czy auto jest już naładowane, czy nie. Z pewnością z czasem i polskim kierowcom przyjdzie więc płacić za postój przy miejskich ładowarkach, nawet gdy samo ładowanie wciąż będzie darmowe.
Czytaj także: Nowa mapa ładowarek samochodów elektrycznych w Polsce
Do tego jednak jeszcze daleka droga. W całej Polsce mamy 10 razy mniej zarejestrowanych samochodów elektrycznych niż w samym Oslo, a polskie miasta udostępniają swoim mieszkańcom pojedyncze “słupki” do ładowania elektryków. Na razie z resztą głównie szybkie i półdzybkie, czyli służące do ładowania auta przez godzinę, dużą mocą, a nie kilka godzin z mocą zwykłego gniazdka, czego dziś najbardziej brakuje mieszkańcom centrów miast i dzielnic z zabudową wielorodzinną.
30 lat zachęt do zakupu aut elektrycznych
Jednak pierwsze zachęty dla samochodów elektrycznych zaczęły obowiązywać w Polsce rok temu. Natomiast Norwegowie zaczęli je wprowadzać… niemal 30 lat temu i dziś systematycznie już z nich rezygnują. Norwegia stała się w tym czasie najbardziej dojrzałym rynkiem aut elektrycznych na świecie. Niemal co drugi sprzedawany tam w 2019 roku nowy samochód jest napędzany prądem, a do 2025 roku e-auta mają stanowić już 100 proc. sprzedaży.
Czytaj także: Elektrykiem na koniec Europy – relacja
Pierwsza zachęta do zakupu aut elektrycznych – zerowy podatek od zakupu i importu – została wprowadzona w Norwegii w 1990 roku. Kolejna – brak podatku drogowego – w 1996 roku. Rok później rząd zniósł dla kierowców “elektryków” opłaty za drogi (bardzo wysokie w pobliżu aglomeracji – zniechęcające do wjeżdżania do nich samochodami) i promy (bardzo powszechne w tym kraju). Przywilej darmowego parkowania pojawił się w 1999, prawo poruszania się buspasami w 2005, a ulga w 25 proc. podatku VAT na leasing aut elektrycznych w 2015 roku. Od tego roku posiadacze prawa jazdy kategorii B mogą prowadzić elektryczne dostawczaki bez konieczności uzyskiwania prawa jazdy kategorii C1. W międzyczasie pojawiło się jeszcze kilka innych przywilejów.
Czytaj także: Czy elektryczne auta dostawcze mają sens?
Chociaż Norwegia wciąż wprowadza nowe zachęty, to jednocześnie zaczyna rezygnować z części starszych przywilejów. Od 2016 roku miasta mogą uzależniać wjazd samochodów elektrycznych do centrów części miast (odpowiednika polskich stref niskoemisyjnego transportu) od liczby przewożonych pasażerów. Na części dróg kierowcy aut elektrycznych od 2017 roku muszą już płacić obniżoną stawkę. Płatne, ze zredukowaną o połowę stawką za samochody elektryczne, są już także niektóre promy. Miasta od 2017 roku nie muszą już także udostępniać “elektrykom” miejsc parkingowych za darmo. Od tego roku mogą, tak jak Oslo, pobierać opłaty także za same miejsca przy publicznych ładowarkach.
Czytaj także: Kierowcy aut elektrycznych mogą jeździć po buspasach… jeśli mają żelazne nerwy