Spis treści
Kontrolowane przez skarb państwa spółki energetyczne – PGE, Tauron, Enea i Energa – dostały ambitne zadanie: zbudować elektryczny samochód osobowy i zelektryfikować nim polskie drogi. Przykłady ze świata pokazują, że pomysł nie jest oderwany od rzeczywistości. Jak daleko sięgają plany rządu i czy są realne?
PGE, Energa, Tauron i Enea mają wspólnie opracować prototyp, a następnie zacząć masową produkcję osobowego samochodu elektrycznego. Polski Ford T nowej epoki ma powstawać w kraju i przy jak największym udziale polskich kooperantów.
Aby urzeczywistnić te rządowe plany energetyczni czempioni złożyli 9 września do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wniosek o zgodę na powstanie wspólnej spółki pod nazwą ElectroMobilityPoland. UOKiK poinformował o tym we wtorek, dochowując tradycyjnej procedury. Godzinę po publikacji depeszy PAP z tą informacją domena internetowa z nazwą spółki została wykupiona przez firmę handlującą adresami internetowymi. Sam komunikat UOKiK chwilę później zniknął ze strony internetowej urzędu. Zachował się natomiast w archiwum google.
Pomimo tego falstartu, plany rządu są bardzo poważne. Kontrolowane przez skarb państwa spółki mają zelektryfikować transport drogowy w Polsce, stając przy tym w szranki z takimi zagranicznymi potęgami jak BMW, Nissan, Renault, czy wschodząca gwiazda światowej motoryzacji – amerykański Tesla.
Plany ministerialnego tandemu
– Polska powinna zaistnieć w nowej rewolucji przemysłowej i rozpocząć produkcję na światową skalę autobusów i samochodów o napędzie elektrycznym – mówił w niedawnym wywiadzie dla Gazety Polskiej Codziennie wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki.
Silnym wsparciem merytorycznym w kreowaniu tych planów jest wiceminister energii dr Michał Kurtyka. W wydanej w marcu książce “New electricity and new cars. The future of the European energy doctrine” (jej recenzja ukazała się niedawno na łamach portalu WysokieNapiecie.pl pt. Polska energetyka między węglem a OZE) stwierdza on m.in., że „silna obecnie polska gospodarka potrzebuje pozytywnego zwrotu i nowego impulsu rozwojowego. Samochody elektryczne i nowa energetyka mogą być elementami, które zmienią reguły gry”.
Tandem ministerstw ma przy okazji pokazać, że rząd PiS kończy z Polską resortową. Realizacja planów będzie wymagała zresztą zaangażowania nie tylko ministerstw energii i rozwoju, ale jeszcze przynajmniej transportu i finansów. To ostatnie – jak wynika z sierpniowych informacji Obserwatora Legislacji Energetycznej portalu WysokieNapiecie.pl – może odegrać ważną rolę w przypadku wprowadzania zachęt podatkowych dla nabywców samochodów elektrycznych.
Test dla czempionów
Gdy w sierpniu po raz pierwszy dziennikarze WysokieNapiecie.pl rozmawiali z przedstawicielami państwowych koncernów energetycznych o rządowym pomyśle, mogli usłyszeć przede wszystkim głosy umiarkowanego sceptycyzmu, bo oto właściciel oczekuje od nich wejścia na zupełnie nieznany im rynek. A pomyłki w państwowych firmach zwykle kończyły się dla menadżerów wieloletnimi postępowaniami prokuratorskimi. Dlatego niewielu jest tam chętnych na eksperymentowanie z zupełnie nowymi technologiami.
Ministerstwo Energii chce jednak zachęcić koncerny do działania. Jak zapewniał na Forum Ekonomicznym w Krynicy wiceminister Kurtyka, takie spółki celowe będą funkcjonować jak inne start-upy na Zachodzie – będą mogły się uczyć na własnych błędach.
Z informacji WysokieNapiecie.pl wynika, że uczyć będą się na razie same, bo chociaż polskie firmy – jak producent autobusów Solaris i producent maszyn rolniczych Ursus – miały być zainteresowane projektem, to rząd nie planuje na razie dopraszać prywatnych partnerów. Budowa samochodu ma być przy okazji spoiwem państwowych czempionów energetycznych. A w razie sukcesu – będzie to sukces rządu.
I jajko, i kura
Państwowe zaangażowanie w elektromobilność ma także przełamać zaklęte koło w którym nie ma zbyt wielu stacji ładowania, bo nie ma samochodów elektrycznych, których z kolei nie kupują klienci m.in. w obawie przed zbyt małą siecią ładowarek. Nasz rozmówca z Ministerstwa Energii zdradza, że resort zastanawia się nad częściowym zwrotem w taryfach za dystrybucję energii wydatków poniesionych na sieć ładowarek. – Po rozwinięciu szkieletowej sieci stacji ładowania, reszta powinna już powstawać sama na warunkach rynkowych – tłumaczy.
Ministerstwo liczy także na zaangażowanie samorządów, zwłaszcza największych miast. Ma nadzieję, że rozwijające się systemy wypożyczalni samochodów miejskich będą oparte na pojazdach elektrycznych. Ministerstwo Rozwoju zwróciło także uwagę w opublikowanym niedawno programie eBus, że co roku wymienianych jest w naszym kraju ok. 1 tys. autobusów miejskich, z których coraz więcej – przy odpowiednich zachętach – mogłyby stanowić pojazdy elektryczne. Oczywiście najlepiej polskiej produkcji.
Polska Chinami Europy
Plany stworzenia w naszym kraju motoryzacyjnych potęg mogą wydawać się abstrakcyjne, ale kto mógł się jeszcze kilka lat temu spodziewać, że europejskim autobusem roku zostanie elektryczny Solaris powstający w podpoznańskim Bolechowie? Komu mówią cokolwiek marki Think Global i Buddy? Chociaż brzmią bardziej jak tytuły czasopism, to nazwy norweskich koncernów motoryzacyjnych, które swego czasu były w ścisłej czołówce sprzedaży samochodów na rodzimym rynku. Pierwszy z nich co prawda zbankrutował, ale drugi planuje nową generację aut elektrycznych – o fatalnym wyglądzie, ale tanich i praktycznych.
Jeszcze lepiej z rozwojem rodzimego rynku samochodów elektrycznych radzą sobie Chiny – największy rynek tych maszyn na świecie. Listę najlepiej sprzedających się tam samochodów zasilanych prądem otwierają tak egzotyczne marki jak BYD (produkująca gł. luksusowe auta elektryczne o dużym zasięgu), Kandi, BAC, BAIC, Chery, Zotye, JAC, sprzedające się co roku w pięciocyfrowych liczbach. Daleko za nimi jest Tesla. Chińczycy osiągnęli swój sukces w dużej mierze dzięki zamówieniom publicznym. Opłacili go jednak aferą korupcyjną.
Przykłady ze świata pokazują, że rynek samochodów elektrycznych jest jeszcze na tyle młody, że Polska ma szansę zająć część tego tortu dla siebie. Bardzo dobrze, że rząd widzi tu miejsce dla spółek energetycznych, które muszą szukać nowych przychodów. Można mieć jednak wątpliwości, czy cztery ogromne koncerny bez jakiegokolwiek doświadczenia na rynku motoryzacyjnym i bez większych osiągnięć w obszarze innowacji, będą w stanie same – bez pomocy bardziej doświadczonych partnerów – poprowadzić ten projekt na tyle szybko, by załapać się na ten pędzący… samochód elektryczny.