21 grudnia 2018 r. na stronach internetowych Głównego Urzędu Nadzoru Budowlanego ukazała się decyzja zmieniająca pozwolenie na budowę elektrowni Ostrołęka. Chodzi m.in. o przesunięcie maszynowni, budynku turbiny, pylonów itd. Postępowanie w tej sprawie zajęło urzędnikom miejskim trzy dni, choć zwykle w takich sprawach trwa to od miesiąca do dwóch.
W styczniu sprawą zainteresowały się dwie organizacje ekologiczne – Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot i Towarzystwo na Rzecz Ziemi. Zdziwione, że nie dano im szansy (podobnie jak wszystkim ewentualnie zainteresowanym) na zajęcie stanowiska, poprosiły Urząd Miejski w Ostrołęce o wyjaśnienia. Rychło okazało się, że decyzja była…pomyłką. „Omyłka została skorygowana, wniosek o wydanie decyzji zmieniającej pozwolenie na budowę jest w trakcie rozpatrywania” – napisali urzędnicy ekologom.
Czytaj także:Elektrownia Ostrołęka będzie palić pieniędzmi zamiast węglem
Sama zmiana pozwolenia na budowę nie jest niczym nadzwyczajnym, według ekspertów z którymi rozmawialiśmy chodzi po prostu o dostosowanie pierwotnej wersji pozwolenia do wymogów konkretnego wykonawcy, który wygrał przetarg czyli General Electric. W gruncie rzeczy to drobiazg. Ale sęk w tym, że taka zmiana otwiera znowu pole ekologom do walki o zmianę decyzji środowiskowej. Jeśli uda im się uzyskać od sądu zawieszenie pozwolenia na budowę w oczekiwaniu na ocenę wpływu jaki miałaby ta zmiana na środowisko, to wówczas los inwestycji stanie pod wielkim znakiem zapytania. Dlaczego? Żeby to wyjaśnić musimy się cofnąć o ponad rok.
Lex Ostrołęka wygasa pod koniec roku
Elektrownia miała stanąć na terenie gminy Rzekuń, ale lokalni politycy PiS uznali, że lepiej będzie włączyć ten teren do gminy Ostrołęka, zresztą przy protestach mieszkańców Rzekunia. Wówczas dochody podatkowe płacone przez elektrownię zasiliłyby to właśnie miasto. W grę wchodzi niebagatelna suma kilkudziesięciu mln zł rocznie. Ale już po „aneksji” terenu przyszłej elektrowni zorientowano się, że jest problem z planem zagospodarowania przestrzennego. Plan przyjęty wcześniej w Rzekuniu już nie obowiązywał na tym terenie, a plan Ostrołęki nie przewidywał przecież elektrowni. Żeby wybrnąć z tego pata Sejm parlament szybko przyjął forsowaną przez lokalnych posłów PiS ustawę, która przedłużała obowiązywanie planów zagospodarowania przestrzennego na terenach włączonych do innych gmin. De facto była to specjalna „lex Ostrołęka”. Ale zgodnie z tą ustawą ów plan wygaśnie 31 grudnia 2019 r. Uchwalenie nowego zajęłoby wiele miesięcy, a w tym czasie budowa musiałaby zostać wstrzymana. Oczywiście ustawę zawsze można zmienić, a okres obowiązywania starego planu przedłużyć, np. jeszcze o rok. Ale to nie jedyny problem jaki mają budowniczowie.
Żeby elektrownia mogła funkcjonować musi powstać nowa bocznica kolejowa, dzięki której zostanie dowieziony węgiel. Do tego dochodzą dwa mosty – kolejowy i drogowy. Przetarg na tę inwestycję ogłoszono w zeszłym roku, w połowie grudnia otwarto oferty i okazało się, że znacznie przekraczają budżet. Spółka Elektrownia Ostrołęka chciała wydać 125 mln zł, najtańsza opiewała na 219 mln. To też nic szczególnego, inwestorzy często zaniżają budżety, żeby móc unieważnić przetarg, ale potrzebne będą zgody korporacyjne właścicieli spółki– Enei i Energi – na zawarcie umowy z wybranym wykonawcą. To też zabierze trochę czasu. Budowa bocznicy ma trwać trzy lata i to jest bardzo optymistyczne założenie, bo nie ma na razie żadnych pozwoleń.
Ostrołęka uzyskała w aukcji kontrakt mocowy na 15 lat z ceną 202 zł za kilowat. Spółka zarobi z rynku mocy 173 mln zł rocznie. To trochę poprawi jej rentowność, ale nie oznacza, że Energa i Enea cokolwiek na tej inwestycji zarobią. Kontrakt mocowy skończy się w 2035 r. Wydano wprawdzie polecenie rozpoczęcia robót, ale Enea ogłosiła, że do 28 stycznia oczekuje pozyskania trzeciego inwestora, którym prawdopodobnie będzie PGE. Mamy już 5 lutego, a inwestora nie ma. Zgodnie z umową mocową Ostrołęka powinna od stycznia 2023 r. móc dostarczać prąd, albo zapłaci kary ewentualnie dokupi potrzebną moc od innych elektrowni.
Nie ma też zamkniętego finansowania. Z nieoficjalnych informacji wynika, że negocjowano umowę z konsorcjum państwowych banków – BGK, PKO BP i Pekao SA, ale do jej zawarcia nie doszło, a przynajmniej żadna ze spółek o tym nie poinformowała.
Czas ucieka, jeśli procedury przeciągną się jeszcze trochę, to może ta niepotrzebna nikomu poza lokalnymi biznesmenami i działaczami PiS inwestycja wreszcie zniknie z horyzontu.
Czytaj także: Nowa Ostrołęka – elektrownia, która się słupkom nie kłania