W pierwszej kolejności dokończono polsko-duński podział Bałtyku, czyli dokonano rozgraniczenia wyłącznych stref ekonomicznych na południe od Bornholmu Obszar, nieco na wyrost nazywany czasem spornym, leżał odłogiem od kilku dekad. Od przystąpienia Polski do UE brak podziału przestał nawet przeszkadzać rybakom. Potencjalny kłopot pojawił się dopiero wraz z postępem projektu Baltic Pipe, bo preferowana trasa gazociągu przebiega przez „wody niczyje”, by chociażby ominąć potencjalne problemy w strefie niemieckiej.
Po niecałym roku negocjacje zakończyły się podpisaniem przez szefów dyplomacji Polski i Danii umowy międzynarodowej o podziale obszarów morskich.
Zobacz także: Polsko-duński spór o kawałek morza
Umowa będzie musiała jeszcze zostać przez obie strony ratyfikowana, w Polsce przez prezydenta upoważnionego odpowiednią ustawą. Póki jej projekt nie trafi do Sejmu, teoretycznie nie wiemy jak podzielono sporne 3,6 tys. km kw., ale z tego co wiadomo, polski rząd dość mocno ustąpił, a Duńczykom przypadła znacząca większość „szarej strefy”.
Z punktu widzenia projektu Baltic Pipe kształt porozumienia jest drugorzędny. Najważniejsze, że jest „papier” dzięki któremu nikt nie jest w stanie zakwestionować budowy albo chociaż zawracać głowę jakimiś uwagami czy skargami z tego powodu. Kłopot z głowy.
Natomiast ustępstwa przy delimitacji stref ekonomicznych można uznać za zrównoważone w kolejnej umowie międzynarodowej, chronologicznie zawartej na samym końcu. Dotyczy ona statusu infrastruktury i stwierdza, że właścicielem rury, aż po duńską plażę, więc i na wodach terytorialnych jest Gaz-System. Można więc stwierdzić, że Duńczycy oddali nam kawałek swojego terytorium. Inną sprawą tam uregulowaną jest budowa tłoczni Everdrup na Zelandii. Właścicielem będzie Energinet, ale w dwóch trzecich zapłaci za nią Gaz-System. To nietypowa sytuacja, kiedy zagraniczny podmiot finansuje budowę krajowej strategicznej infrastruktury.
Konsekwencją tej umowy będzie też maksymalne uproszczenie reżimu taryfowego. Do duńskiej plaży obowiązywać będzie taryfa Energinetu, a dalej – Gaz-Systemu. Nie będzie żadnych stref przejściowych, wymagających oddzielnych negocjacji. Do tego, także na mocy tego porozumienia Prezes URE będzie mógł zatwierdzać taryfy w infrastrukturze, leżącej poza polskimi obszarami, a w tym konkretnym przypadku nawet na terytorium obcego państwa.
Minister Piotr Naimski cieszył się podpisaniu tej umowy, że Baltic Pipe przestało być projektem, a stało się inwestycją, za którą stoją już pieniądze i odpowiedzialność inwestorów – Gaz-Systemu i Energinetu.
Zobacz także: Rura bałtycka musi iść też lądem. Gdzie dokładnie?
Mógł tak mówić, bo kilka dni wcześniej Gaz-System i Energinet wymieniły się pozytywnymi decyzjami inwestycyjnymi, przez co weszła w życie podpisana przez operatorów umowa o budowie gazociągu. Reguluje ona wzajemne zobowiązania, m.in. w zakresie uzyskania pozwoleń niezbędnych do realizacji projektu. Pierwsze wnioski o wydanie decyzji środowiskowych oraz pozwoleń na budowę gazociągu mają trafić do właściwych urzędów w Polsce, Danii i Szwecji w pierwszym kwartale 2019 r.
Już wcześniej Energinet podpisał z norweskim operatorem Gassco porozumienie, dotyczące budowy połączenia obydwu systemów. To połączenie umożliwi przepływ gazu z systemu norweskiego, poprzez duński do polskiego. Duńczycy twierdzą też, że nie widzą na razie specjalnych problemów w samej fazie budowy. Gdy zorganizowali tzw. dzień dostawcy, pojawiło się na nim około stu firm, zainteresowanych udziałem w budowie.
Zobacz także: Polska połączy się kablem energetycznym z Danią?
Prezes Gaz-Systemu Tomasz Stępień oceniał, że to najbardziej złożony projekt w historii spółki i chyba najbardziej złożony w historii polskiego gazownictwa. Zwłaszcza, że harmonogram jest napięty, bo polski rząd oczekuje, że gaz przez Baltic Pipe popłynie 1 października 2022 r. A ponieważ jednocześnie ma nie przedłużyć wygasającego kontraktu z Gazpromem, wygląda to na przysłowiową „jazdę po bandzie”.