Spis treści
Negocjacje klimatyczne są walką o przyszłość planety i rodzaju ludzkiego. To wersja dla optymistów. Pesymiści widzą jak pod wzniosłymi ideami kryją się partykularne interesy, o które bezpardonowo zabiegają przedstawiciele państw. Szczyt klimatyczny w Katowicach COP24 daje oczywiście argumenty jednym i drugim, co miała okazję obserwować delegacja portalu WysokieNapiecie.pl na COP 24.
Główna linia podziału na szczycie biegnie pomiędzy krajami rozwiniętymi i rozwijającymi się. Warto jednak pamiętać, że Unia Europejska jest trzecim największym emitentem gazów cieplarnianych na świecie, drugie miejsce zajmują Stany Zjednoczone, a pierwsze – Chiny. Piątkę największych trucicieli dopełniają Indie i Rosja. W przypadku ochrony klimatu stary podział na kraje rozwijające się i rozwinięte jest więc niemal zatarty.
Kto jest rozwinięty?
Początek katowickiej konferencji 2 grudnia miał swój „suspens”. Otwierająca sesja plenarna została opóźniona, ponieważ Turcja złożyła wniosek o przejście z grupy państw rozwiniętych do rozwijających się. Miałoby to swój praktyczny wymiar – Turcja nie musiałaby dorzucać się do funduszu klimatycznego dla państw biedniejszych. Jednocześnie grupa państw afrykańskich zażądała uwzględniania swoich „specjalnych potrzeb i specjalnych uwarunkowań w Porozumieniu paryskim”. Za tym poszły głosy z grup państw regionu Ameryki Łacińskiej, Azji Pacyfiku oraz państw arabskich, by także uwzględnić ich „specjalne potrzeby i uwarunkowania”. Tych punktów w agendzie szczytu nie było. W efekcie zamiast 2 grudnia rano, szczyt otworzył się z dwuipółgodzinnym opóźnieniem.
– To, że Kurtyce udało się otworzyć szczyt bez większych problemów jest naprawdę dużym sukcesem – mówi nam uczestnik negocjacji.
Turcji i krajom afrykańskim obiecano, że ich kwestie zostaną poddane konsultacjom. Takie rozwiązanie pozwoliło na uniknięcie dyskusji w sprawie wniosków pozostałych grup.
Podział na kraje rozwinięte i rozwijające się, ustanowiony w Konwencji klimatycznej w 1992 roku i potwierdzony potem w Protokole z Kioto, nadal utrudnia negocjacje klimatyczne. Wtedy do monitoringu, raportowania, weryfikacji i redukcji emisji gazów cieplarnianych zobowiązały się państwa uprzemysłowione. Trzy lata temu, w Paryżu, podczas COP21, pierwszy raz w historii zobowiązania wzięło na siebie wszystkie 196 krajów. Celem Porozumienia paryskiego jest zatrzymanie wzrostu średniej temperatury Ziemi dużo poniżej 2°C. Najlepiej, by było to 1,5°C. Finansowanie pozostaje nadal głównie obowiązkiem państw rozwiniętych.
Czytaj także: Fakty i mity w sprawie negocjacji klimatycznych
Przy przyjęciu zasad wdrożenia Porozumienia paryskiego, co ma się dokonać na COP24 w Katowicach, podział z 1992 roku ponownie wypływa. Kraje rozwijające się walczą o możliwość utrzymania ulg przy wypełnianiu nowych obowiązków i uzyskanie finansowania. Wydaje się, że mocno działa w tym kierunku potężna grupa krajów rozwijających się G77 i Chiny. „Kraje o średnich dochodach również są krajami rozwijającymi się” – tego trzymają się Chińczycy i to właśnie najbardziej rozsierdza największych graczy w negocjacjach. W przeszłości było powodem, dla którego USA nie ratyfikowały ostatecznie Protokołu z Kioto, a Kanada z Protokołu wystąpiła. Katowickim negocjacjom nie pomaga też chińsko-amerykański spór handlowy.
– Powrót do podziału na kraje rozwinięte/rozwijające się jest nie do przyjęcia. Z jednej strony zacieramy ten podział, który już dawno się przeterminował, z drugiej strony trzeba uznać, że nie wszystkie państwa są na tym samym poziomie rozwoju. To znaczy, że będą mogły od razu wszystko robić na takim poziomie, jak państwa rozwinięte. To jest trudne żeby ten system jakoś dostosować do różnorodnych poziomów rozwoju – wyjaśnia nasz rozmówca.
Głównym celem COP24 jest opracowanie „reguł katowickich” – zasad wdrożenia Porozumienia paryskiego. Bez przyjęcia tych zasad – tzw. rulebooka, inaczej programu Pracy Porozumienia paryskiego – PAWP – porozumienie nie zadziała w praktyce. Kurtyka ma więc niezwykle trudne zadanie, by do podziałów nie dopuścić i wypracować taki kompromis, w którym nikt nie będzie wygranym ani przegranym.
Węgla naszego powszedniego…
Jednym z głównych „bohaterów” katowickiego szczytu jest węgiel – obecny na wystawie w polskim pawilonie, wymieniany w przemówieniach, ostro piętnowany i broniony. Nie jest to zresztą zaskoczeniem. Odchodzenie od węgla i szerzej – paliw kopalnych jest tematem wystąpień, prezentacji, debat i konferencji na COP24, choć nie samych negocjacji. Były gubernator Kalifornii Arnold Schwarzenegger stwierdził nawet, że niczym cyborg z filmu „Terminator” chciałby cofnąć się w czasie i skończyć z paliwami kopalnymi, które są „całym złem”.
Czytaj także: Mamy węgiel i nie zawahamy się go użyć
Zupełnie inne poglądy prezentują na COP24 polscy politycy, z prezydentem Andrzejem Dudą na czele. Prezydent przypomniał, że na Śląsku górnictwo „przez dziesięciolecia było i jest ważnym czynnikiem rozwoju zapewniając paliwo gospodarce i stabilne miejsca pracy” i że „państwa muszą patrzeć na politykę gospodarczą i klimatyczną w sposób realny, tzn. w pewien sposób wypośrodkować je tak, aby nie tworzyć zagrożeń dla swoich gospodarek, a przez to i społeczeństw”.
Czytaj także: Kolejne rządy skreślają węgiel
Najszerszym echem odbiła się kolejna prezydencka wypowiedź – szacunek, że polskiego wystarczy na 200 lat. „Trudno, żebyśmy z naszego surowca, dzięki któremu mamy zapewnioną suwerenność energetyczną, całkowicie zrezygnowali” – powiedział na konferencji.
Ekolodzy nie pozostawili obojętnie polskich nawiązań do „czarnego złota” i przyznali Polsce antynagrodę – Skamielinę Dnia (Fossil of the day).
W obronie zysków z ropy
Kolejnego dnia antynagroda powędrowała (nie pierwszy raz w historii) do Arabii Saudyjskiej, która swoje bogactwo opiera na ropie i gazie. Państwo to ma długą tradycję sprzeciwiania się redukcjom emisji gazów cieplarnianych, ponieważ taka polityka zmniejszyłaby jego gigantyczne zyski z eksportu surowców. Przy tym Arabia Saudyjska jest zaliczana do krajów rozwijających się i domaga się rekompensat za zmniejszenie eksportu ropy. Innymi słowy, podatnicy w krajach UE mieliby się składać na nowe limuzyny dla szejków. Arabia Saudyjska, wraz z Kuwejtem, Rosją i USA upierają się, by tylko „odnotować” raport dotyczący konsekwencji ocieplenia klimatu o 1,5 st. C., by w ten sposób umniejszyć jego znaczenie.
Czytaj także: Klimat w gorącej potrzebie
Wypowiedzi polskich polityków zostaną szybko zapomniane, natomiast szkoda, że nie wykorzystaliśmy szczytu klimatycznego do promocji polskich technologii i firm. Pawilony Niemiec, Austrii, Wielkiej Brytanii czy Japonii pełne są prezentacji nowoczesnych przedsiębiorstw. A warto pamiętać, że spośród 30 tys. uczestników COP 24 jest wielu takich, którzy mogą w przyszłości decydować o zakupach w swoich krajach. Mamy dziesiątki przedsiębiorstw wyspecjalizowanych chociażby w zwiększaniu efektywności energetycznej budynków, mamy cały przemysł pracujący dla farm wiatrowych na morzu, mamy firmy integrujące materiały budowlane z fotowoltaiką. Niestety, nic z tego nie było widać na COP 24.
Czytaj także: Katowice to więcej, niż nam się wydaje