Ponad jedna piąta gazu ziemnego zużytego w ubiegłym roku w Polsce pochodziła z krajowych złóż. Licząc po cenach giełdowych, w kraju zostały dzięki temu prawie 4 mld zł, jakie musielibyśmy wydać na import tego surowca. Własne wydobycie to też miejsca pracy i większe bezpieczeństwo energetyczne.
W poszukiwaniu pułapek
Jednak eksploatowane w Polsce złoża powoli się wyczerpują. Jeżeli chcemy utrzymać wydobycie, musimy cały czas szukać nowych zasobów. Badania prowadzone są m.in. na Podkarpaciu (gdzie dzięki nowym technologiom PGNiG zaledwie cztery miesiące temu odkryło nowe zasoby w złożu eksploatowanym od 60 lat), w Wielkopolsce, na Górnym Śląsku (gaz towarzyszy tam złożom węgla), pod dnem Bałtyku (gdzie błękitnego paliwa szuka Lotos) oraz w Zachodniopomorskiem, gdzie badania sejsmiczne w okolicach Gryfic wystartowały w czerwcu.
Zobacz też: Krajowe złoża gazu większe niż oczekiwano
– Północ województwa zachodniopomorskiego i południe lubuskiego ponad 250 mln lat temu były dwoma brzegami morza wcinającego się w Polskę od zachodu aż po Mazowsze. Szczątki żyjących tam wówczas raf koralowych, wielkich paproci i zwierząt – m.in. rekinów pływających mniej więcej tam, gdzie dziś leży Gorzów Wielkopolski oraz ogromnych płazów depczących po terenach dzisiejszej Zielonej Góry na długo przed dinozaurami – dały początek złożom gazu, których dziś szukamy – tłumaczy dr Adam Wójcicki z Państwowego Instytutu Geologicznego.
Powstawaniu gazu i jego uwięzieniu tak, aby zachował się przez miliony lat w skałach, musiały towarzyszyć jeszcze odpowiednie warunki – głębokość, na jakiej się znalazły w wyniku ruchów tektonicznych i przykrywania ich kolejnymi warstwami ziemi i skał, a także przykrycie ich nieprzepuszczalnymi warstwami, które uwięziły ulatniający się gaz w tzw. pułapkach. To właśnie takie pułapki trzeba dziś znaleźć. – W Polsce szuka się ich zwykle na głębokości 2-3 km – dodaje dr Wójcicki.
Zobacz także: Skąd się bierze gaz ziemny?
Jak sprawdzić, co kryje ziemia?
– Poszukiwania prowadzimy za pomocą pojazdów wyposażonych w wibrosejsy, a więc urządzenia do wywoływania drgań w podłożu, docierających na głębokość przynajmniej kilku kilometrów. Tam, gdzie nie możemy dojechać, posługujemy się dynamitem. Brzmi ekscytująco, ale w rzeczywistości chodzi o ładunki o niewielkiej sile zakopane pod ziemią, więc – podobnie jak drgania wibrosejsów – są ledwo wyczuwalne na powierzchni i całkowicie bezpieczne dla ludzi, zwierząt i infrastruktury – tłumaczy Maciej Stawinoga z Geofizyki Toruń, spółki należącej do Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa.
Wysyłana w głąb ziemi fala akustyczna powraca na powierzchnię, a geofizycy odnotowują ją dzięki sieci geofonów. To rodzaj mikrofonów, które drgania gruntu zamieniają na prąd elektryczny i przesyłają do komputera. – Jednorazowo siecią ok. 500 km kabli i geofonów rozstawionych co 50 metrów pokrywamy obszar 25-30 km kw. Na zlecenie PGNiG badamy tutaj kilkukrotnie większy obszar, więc sieć geofonów systematycznie przestawiamy wraz z postępem prac – wyjaśnia Piotr Matuszczak, kierownik grupy sejsmicznej w Geofizyce Toruń, odpowiedzialny za badania pod Gryficami. Czuła aparatura odróżnia podłoże, od którego fala się odbija. Na tej podstawie powstaje obraz 3D tego, co znajduje się kilka kilometrów pod nogami.
Dane trafiają następnie do komputerów o ogromnej łącznej mocy obliczeniowej – 160 teraflopów. Dla porównania aktualną listę pięciuset najszybszych superkomputerów świata zamykają maszyny o mocy ok. 550 teraflopów.
– Przetwarzaniem i interpretacją danych zajmują się również programy tworzone przez polskich informatyków. W Geofizyce zatrudniamy programistów do rozwoju naszego oprogramowania, co wyraźnie przekłada się na zwiększenie konkurencyjności naszej firmy– tłumaczy Maciej Stawinoga.
Trafione odwierty
Tak stworzone mapy dają obraz tego, czego możemy się spodziewać na poszczególnych głębokościach, ale nie gwarantują jeszcze sukcesu. W pułapkach, w których może znajdować się gaz, trafić też można na zwykłą solankę. Dlatego oprócz najnowocześniejszej technologii niezwykle ważne są wiedza i doświadczenie geologów. Podpowiadają, w którym miejscu najlepiej zacząć wiercenia. W ubiegłym roku procent trafionych otworów poszukiwawczych i rozpoznawczych PGNiG przekraczał 63%. To wyjątkowo wysoki wynik. Przeciętnie na świecie ok. 35-40% odwiertów kończy się sukcesem. To o tyle istotne, że każdy z odwiertów kosztuje od kilkunastu do kilkudziesięciu milionów złotych.
Badania pod Gryficami potrwają jeszcze wiele miesięcy. Stworzona dzięki nim mapa 3D budowy geologicznej powinna pozwolić ustalić miejsca, gdzie zostaną wykonane odwierty poszukiwawcze. Dzięki nim być może uda się odkryć kolejne złoże gazu ziemnego, które wydłuży horyzont eksploatacji krajowych zasobów. Prezes PGNiG, z wykształcenia geolog, zwraca jednak uwagę, że na wielkie odkrycia gazu konwencjonalnego w Polsce nie ma już co liczyć. Jednak wiele małych złóż i pogłębione badania eksploatowanych już zasobów mogą dać nam jeszcze kilka dekad własnego wydobycia, dostarczając surowiec dla przemysłu i pomagając w transformacji energetycznej oraz walce ze smogiem.
<iframe width=”720″ height=”405″ src=”https://www.youtube.com/embed/JwZM4Ma-220″ frameborder=”0″ allow=”autoplay; encrypted-media” allowfullscreen></iframe>
Zobacz także: Rekordowy czas dla polskiego rynku gazu