Komisja Europejska nie ma łatwego zadania- musi przedstawić budżet, w którym będzie zionęła dziura(13 mld euro) po brytyjskim wkładzie w unijny budżet. W jaki sposób rozdzielić tę dziurę na poszczególne państwa – to będzie przedmiot bardzo długich i zajadłych negocjacji. A budżet na kolejną siedmiolatkę musi być przyjęty jednomyślnie.
Komisja Europejska zaproponowała więc włączenie 20 proc. środków ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2 do budżetu unijnego. Do tej pory były to wyłącznie wpływy państw. A ceny uprawnień do emisji CO2 znalazły się na szczytach niewidzianych od siedmiu lat. To zła wiadomość dla naszych elektrowni węglowych i zakładów przemysłowych, bo prąd produkowany z węgla jest coraz droższy, ale oczywiście dobra dla budżetu.
Czytaj także Drożeją prawa do emisji CO2. Czy to początek czarnego scenariusza dla węgla w UE?
Polska w tym roku planuje sprzedać za pośrednictwem giełdy EEX ponad 78 mln praw do emisji CO2. Przy cenie 14-15 euro za tonę to oznaczać to może wpływy rzędu 4,5 mld zł. Tyle mniej więcej wyniosły przychody budżetowe ze sprzedaży uprawnień w ciągu pięciu poprzednich lat – wynika z szacunków portalu WysokieNapiecie.pl.
Jeśli przejdą propozycje KE to Polska straci jedną piątą tych wpływów. Ale w praktyce może to być nawet więcej. Projekt zakłada, że państwa członkowskie będą kierować do nowego budżetu UE także część wartości bezpłatnych uprawnień przyznawanych energetyce, o które energetyka powalczy na aukcjach (będą rywalizowały poszczególne projekty).
Zobacz także Gorzki koniec negocjacji w sprawie CO2
Dotyczy to 10 państw, uprawnionych do skorzystania z opcji bezpłatnego przydziału uprawnień dla wytwórców energii elektrycznej, w tym Polski. Rzeczywista wartość praw do emisji skierowanych do budżetu ma wynieść nie więcej niż 30 proc. krajowej puli. Proponuje się jednocześnie wyłączenie z nowego źródła uprawnień dla lotnictwa, uprawnień z Funduszu Modernizacyjnego i Funduszu Innowacyjnego oraz z tzw. puli solidarnościowej dla państw mniej zamożnych
https://wysokienapiecie.pl/wp-content/uploads/2018/05/co2-wykr.jpg
Propozycja Komisji Europejskiej jest bardzo sprytną zagrywką. Teoretycznie bowiem dziurę po brytyjskiej składce najłatwiej byłoby zatkać zwiększając proporcjonalnie składkę bogatszym państwom. Ale w obecnej sytuacji politycznej nie ma na to szans. KE zaproponowała więc rozwiązanie, które uderzy najbardziej w państwa emitujące najwięcej CO2. Ale tak się składa, że to jednocześnie najubożsi członkowie wspólnoty. Wytknął to Brukseli Polski Komitet Energii Elektrycznej. W swoim stanowisku przypomina, że udział Polski w całościowych emisjach CO2 w UE wynosi ok. 9 proc. „Polska ma trzykrotnie większy udział w emisjach w Unii Europejskiej niż jej kontrybucja do budżetu UE, która wynosi ok. 3 proc.” – argumentuje PKEE.
Ale według naszych źródeł w Brukseli Komisja licytuje jak rasowy brydżysta – nie może spasować, coś musi pisnąć. Więc markuje, że będzie grać w trefle, choć w rzeczywistości czeka na ruch partnerów. – Oni doskonale wiedzą, że ta propozycja nie przejdzie ze względu na sprzeciw większości państw „nowej dziesiątki”. Ale z drugiej strony jest bardzo korzystna dla krajów unijnego południa- Portugalii, Włoch, Hiszpanii, Słowenii, Chorwacji, Francji, które wciąż są beneficjentami unijnej polityki spójności, a jednocześnie ich energetyka emituje relatywnie mniej CO2. Więc KE ustawiła sobie negocjacje w ten sposób: zaproponowaliśmy rozwiązanie, które pozwoli sfinansować wiele inwestycji z unijnych funduszy, a jeśli państwa nie mogą się w tej sprawie dogadać, to już nie nasza wina. Zaproponujcie coś innego- twierdzą nasi rozmówcy.
Istotne jest też to co polski rządu robi z wpływami z aukcji. Dyrektywa ETS zaleca wykorzystanie co najmniej połowy wpływów z aukcji uprawnień na modernizację energetyki i cele związane z klimatem. W ubiegłorocznym unijnym raporcie, podsumowującym działania państw w tym zakresie, zauważono, że część krajów nie wymienia w ustawach budżetowych wpływów z praw do emisji CO2. Nie mają też dokładnych danych, co oznaczają wydatki związane z energetyką i klimatem. Wśród tych krajów wymieniono właśnie Polskę. Według deklaracji, polski rząd przeznaczył w latach 2013-15 na cele związane z klimatem i energią ok. 52 proc. przychodów z aukcji EU ETS. Nie wspierano żadnych zagranicznych przedsięwzięć czy funduszy pomocowych.
W przypadku innych członków problemem było to, że deklarowane wydatki nie sumowały się odpowiednio z wpływami. Mimo tego raport wypadł optymistycznie. „Państwa członkowskie uzyskały z aukcji uprawnień do emisji w ramach EU ETS w latach 2013-2015, prawie 11,8 mld euro. Z tego około 82 proc. zostało wykorzystanych lub planuje się przeznaczyć na cele klimatyczne i energetyczne” – stwierdzono. Z pieniędzy pozyskanych aukcji praw do emisji CO2 krajowe rządy wspierają przede wszystkim odnawialne źródła energii (41 proc.), efektywność energetyczną (27 proc.) i niskoemisyjny transport (11 proc.)
Zobacz także: Cena energii poraża. Przemysł chce rekompensat
Kolejną gorzką pigułką w unijnym budżecie jest brak w polityce spójności postulowanego przez polski rząd funduszu na rzecz restrukturyzacji terenów pogórniczych. Minister energii Krzysztof Tchórzewski rozmawiał o nim w już w zeszłym roku podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach z wiceprzewodniczącym KE Maroszem Szewczowiczem. W tym roku na EKG był unijny komisarz ds energii i klimatu Miguel Arias Canete. Powtórzono ogólną deklarację o woli powołania takiego funduszu. Ale potem prace powinny przenieść się na szczebel techniczno-urzędniczy. Jak widać na razie się nie udało.
Beneficjentem Funduszu miał być przede wszystkim Śląsk. Rząd chciał złagodzić w ten sposób skutki zamykania kolejnych nierentownych kopalń węgla kamiennego, czego w ciągu najbliższych siedmiu lat raczej nie uda się uniknąć. Trzeba też pamiętać, że po 2018 r. kończą się możliwości pokrywania kosztów zamykania nowych kopalń przez budżet – będą to musiały robić same spółki węglowe.
Zobacz także: Na COP w Katowicach może zostać zaprezentowana nowa strategia klimatyczna UE