Spis treści
Praga podwaja atomowe ambicje, ale nie pieniądze
Premier Czech Petr Fiala osobiście ogłosił, że koreańska oferta w przetargu była lepsza od tej francuskiego EDF w „praktycznie każdym aspekcie”. Rząd zdecydował się na dwa bloki, zamiast jednego, którego dotyczył przetargu gdyż ocenił, że budowa dwóch będzie bardziej opłacalna od postawienia jednego. Państwowy koncern ČEZ będzie negocjował z Koreańczykami opcję budowy dwóch kolejnych bloków w elektrowni Temelin.
Fiala podał również cenę z oferty: 200 mld koron, czyli 34 mld złotych za każdy z dwóch bloków, zastrzegając, że jest podana w dzisiejszym pieniądzu, a w przyszłości może się jeszcze zmienić. Cztery lata temu, szykując się do kontraktu Czesi oceniali koszt reaktora na 160 mld koron. Czyli w tym czasie szacowany koszt wzrósł o 20%.
Czeski premier obiecywał też, że prąd z elektrowni będzie kosztował ok. 90 euro, co mieści się w dzisiejszych cenach rynkowych. Ale szczegółowych kalkulacji skąd się ta cena wzięła, nie podano.
Tak czy inaczej ma to być największa inwestycja w historii Czech i Czechosłowacji.
„Darmowy” kredyt od rządu
Minister finansów Zbynek Stanjura wyraził z kolei zadowolenie z warunków finansowych, jakie zaoferowali Koreańczycy. Stanjura nie zdradził bliższych szczegółów, ale oznaczać by to mogło, że Koreańczycy biorą na siebie ryzyko wzrostu kosztów w trakcie budowy.
Zaznaczył jednocześnie, że bez publicznego wsparcia nowych bloków nie da się zbudować. A ta pomoc publiczna ma wyglądać tak, że państwo pożyczy ČEZ-owi pieniądze na budowę na 12 lat za darmo, tzn. z zerowym oprocentowaniem. Odsetki będą naliczane dopiero wtedy, kiedy nowy blok ruszy i będzie generował przychody.
Same przygotowania do budowy mają kosztować ok. 80 mld koron (13,5 mld PLN) w ciągu 5 lat. To 40% kosztów dwóch bloków i ze słów ministra finansów wynika, że te koszty poniosą Czesi. Nie jest to kwota, która wymagałaby tworzenia nadzwyczajnych instrumentów finansowych – stwierdził Stanjura.
Co ciekawe, decyzja o budowie dwóch bloków będzie wymagała kolejnych negocjacji pomocy publicznej z Komisją Europejską. Czesi przyznali bowiem, że mają zgodę na pomoc, ale tylko dla jednego bloku. Dlatego dla drugiego będą musieli ponownie przejść procedurę uzyskania zgody KE.
Giełda łaskawa dla ČEZ
Zuzana Kubatova ze portalu seznamspravy.cz pisze że czeski potentat energetyczny ČEZ nie byłby w stanie zaciągnąć długu na kolejny blok w wysokości setek miliardów koron. Szef ČEZ, Daniel Beneš, wielokrotnie to wykluczył.
„Na walnym zgromadzeniu ČEZ w tym tygodniu szefowie firmy stwierdzili, że maksymalny akceptowalny poziom zadłużenia grupy może wynosić trzykrotność zysku EBITDA”. Granica zadłużenia według przewidywanego zysku wynosi 300 miliardów.
„ČEZ już ma dług w wysokości 100 miliardów, więc jego pozostały potencjał pożyczkowy to około 200 miliardów. Jednocześnie ČEZ ma ambitny plan inwestycji w nowe elektrownie gazowe, ciepłownie i odnawialne źródła energii w wysokości do 500 miliardów – wszystko to bez energii jądrowej” – wyjaśnia portalowi seznamspravy.cz analityk i mniejszościowy akcjonariusz ČEZ, Michal Šnobr.
„Przygotowana pożyczka na pierwszy reaktor jest w pełni gwarantowana przez państwo, dlatego ČEZ negocjuje z agencjami ratingowymi, aby nie musiała być uwzględniana w jego bilansie finansowym. Jednak podobny proces raczej nie przejdzie przy kolejnych blokach” – pisze Kubatova.
Z ostatnich lat wiadomo, że wzmianka o zaangażowaniu się jakiejś firmy w jakiś nowy projekt jądrowy wywołuje u inwestorów panikę i skutkuje wyprzedażą akcji. W przypadku ČEZ było jednak odwrotnie. Po ogłoszeniu decyzji rządu akcje firmy na praskiej giełdzie zdrożały z 893 do 911 koron, czyli o 2%. Być może dlatego, że cała historia ciągnęła się od lat, i w zasadzie wszystko było wiadomo, co i kiedy się stanie, łącznie z ogłoszeniem wyniku przetargu. Inwestorzy wiedzieli zatem czego się spodziewać i uwierzyli na razie w zapewnienia Beneša.
Reaktor ten sam, ale trochę mniejszy
Ciekawostką jest też to, że w przetargu nie startowały sprawdzone i działające konstrukcje reaktorów, ale ich mniejsi bracia których jednak… jeszcze nie ma.
Francuzi zaoferowali zatem okrojony z 1650 do 1200 MW reaktor EPR. Koreańczycy – reaktor APR zmniejszony w stosunku do podstawowego modelu 1400 MW do 1000 MW. Czeski dozór jądrowy będzie miał zatem do czynienia z czymś zupełnie nowym. Jednak urząd ten ma do czynienia z energetyką jądrową od dekad.
Według czeskiego portalu mfdnes.cz powodem jest niewystarczająca ilość wody w Dukovanach potrzebnej do chłodzenia tak wielkich jednostek.
Amerykanie nadal grożą sądem
Na wybór KHNP zareagował inny producent jądrowych technologii, czyli Westinghouse, wyrzucony z przetargu kilka miesięcy temu, gdyż nie jego oferta nie spełniała wszystkich kryteriów.
WEC twierdzi, że KHNP nie ma prawa eksportować swoich produktów bez zgody amerykańskiej firmy. W pierwszej reakcji Westinghouse powtórzyło swoje stanowisko: Koreańczycy nie mają zgody i firma zastrzega sobie prawo do powzięcia odpowiednich kroków przed odpowiednimi krajowymi i międzynarodowymi organami wymiaru sprawiedliwości.
Koreańczycy odpowiadają, że amerykańskie roszczenia zostały odrzucone przez amerykański sąd federalny, który uznał się za niewłaściwy, a sprawa trafiła do arbitrażu w Seulu.
Czesi lepsi od Polaków, ale tylko trochę
Najważniejszym wyzwaniem dla budowy elektrowni jądrowej na początkowym etapie jest „zorganizowanie” kasy. Wymaga to przygotowania modelu finansowego, który instytucje finansowe czyli pożyczkodawcy, uznają za wiarygodny.
Czytaj także: Nowe elektrownie jądrowe będą budować emeryci
Rząd w Pradze bardzo długo przygotowywał model finansowy dla bloku w Dukovanach. Miał on być oparty o kontrakt na sprzedaż prądu z elektrowni po stałej cenie. Prąd ten miała kupować nowa państwowa spółka, która następnie odsprzedawałaby do dalej już po cenach rynkowych. Ta mogłaby nie pokrywać wszystkich kosztów budowy – lukę finansową pokrywałoby państwo w tzw. kontrakcie różnicowym.
Pożyczki na budowę elektrowni atomowej miałoby udzielić czeskie państwo. Na plus czeskiego rządu należy zapisać, że prace nad modelem toczyły się w miarę transparentnie.
Komisja Europejska uznała jednak, że czeskie propozycje są zbyt dużą ingerencją państwa w rynek. W decyzji zatwierdzającej pomoc publiczną dla Dukovan nakazała sprzedaż 70 proc. produkcji na giełdzie energii po cenach rynkowych. Bruksela nie ukrywała przy tym swych intencji: chodziło o wystawienie elektrowni atomowej na „sygnały rynkowe”, tak aby pracowała elastycznie. Np. godziny gdy ceny prądu są bardzo niskie można wykorzystać na remonty i uzupełnienie paliwa. Takie system zdaniem Brukseli zmniejszy „zakłócenie rynku” i pozwoli uniknąć wypierania przez prąd z atomu źródeł odnawialnych.
Urzędnicy w Brukseli nie są głupi i oczywiście doskonale zdają sobie sprawę, że elektrownie atomowe powinny pracować w podstawie i elastyczna praca w ich wykonaniu nie ma sensu.
Nie chodzi nawet o to, że się do tego nie nadają technicznie – po prostu jest to skrajnie nieopłacalne dla elektrowni, która kosztuje kilka miliardów euro i powinna chodzić przez 8 tys. godzin w podstawie systemu. Jeśli pracuje mniej, to rząd musi więcej do niej dopłacić z pieniędzy podatników.
Czeskie Ministerstwo Gospodarki pytane przez portal WysokieNapiecie.pl jak zamierza rozwiązać problem powstały po decyzji KE udzieliło bardzo ostrożnej, czy wręcz wymijającej odpowiedzi:
„Decyzja KE odzwierciedla obiektywną sytuację jak również ograniczone możliwości zwiększania i zmniejszania produkcji elektrowni atomowej lub czasowego przerywania jej pracy. Decyzja motywuje właściciela elektrowni do zmniejszania produkcji, gdy na rynku jest nadwyżka energii, a ceny są niskie lub ujemne. Aczkolwiek techniczne możliwości elektrowni atomowych muszą być brane pod uwagę” – odpisał nam Tomas Ehler, czeski wiceminister gospodarki, odpowiedzialny za energetykę.
Niestety czeski urzędnik nie odniósł się do kluczowej części naszego pytania, czyli jak decyzja KE wpłynie na planowaną rentowność elektrowni atomowej.
Czesi a sprawa polska
Komentarze w opiniotwórczych czeskich mediach także wskazują na problemy z finansowaniem całego projektu.
„Mówienie o tym, że reaktor będzie kosztował 200 mld koron to malowanie na różowo. Taka cena może jest realna jeśli nie uwzględni się kosztów finansowania. Ale te mogą, ze względu na długość budowy, stanowić większość ostatecznego rachunku. Jeśli państwo weźmie na siebie te koszty, udzielając nieoprocentowanej pożyczki, to one nie znikną, tylko zostaną przeniesione na podatników” – pisze komentator czeskiego dziennika „Hospodarske Noviny”, Ludek Vainert.
Ostrzega też, że czeskie państwo płaci coraz większe odsetki za pożyczane pieniądze. – Przy obecnym oprocentowaniu typowego długoterminowego obligacji wynoszącym około 3,9 procenta, odsetki zwiększą kwotę w ciągu 15 lat (odsetki mają być płacone dopiero po rozpoczęciu produkcji energii elektrycznej) o ponad trzy czwarte.
Byłoby uczciwe, aby tych kosztów nie zamiatać pod dywan ministerstwa finansów. Przecież Czesi chcą energii jądrowej, według wszystkich koncepcji energetycznych bez niej się nie obejdzie, a oferta koreańska według rządu jest znakomita. Czy realizm finansowy mógłby coś zmienić? – pyta retorycznie czeski publicysta.
Kolejny komentarz pochodzi z portalu seznamspravy.cz. Cytowana już Zuzana Kubatova zwraca uwagę, że wraz ze wzrostem liczby odnawialnych źródeł energii, przestrzeń dla energii jądrowej szybko się kurczy.
„W ciągu części roku odnawialne źródła energii już teraz produkują nadwyżki energetyczne, dla których nie ma na rynku zbytu. Będzie przybywać nadwyżek, ponieważ państwa europejskie planują dalszą rozbudowę paneli słonecznych i turbin wiatrowych. W dni, gdy będzie świecić i wiać konieczne będzie odłączanie części elektrowni od sieci” – wskazuje Kubatova.
Czytaj także: Francuzi chcą mieć dużo atomu i mało OZE. Ale skąd wziąć pieniądze?
Choć energetycy zapewniają, że nowoczesne reaktory mogą elastycznie zmieniać swoją moc bardziej niż ich starsze odpowiedniki, technologia jądrowa nie jest odpowiednia do takich wahań. Jeśli elektrownie jądrowe będą przez część roku produkować energię elektryczną, którą będzie można sprzedawać na rynku po bardzo niskich lub nawet ujemnych cenach, straty poniesie państwowy sprzedawca, który przeniesie je na podatników lub konsumentów energii elektrycznej.
„Może się okazać, że technicznie i ekonomicznie bardziej opłacalną opcją do wyrównywania wahań w dostawach zielonej energii będą elektrownie gazowe niż duże bloki jądrowe. Wszystko to będzie wymagało dokładnej analizy w zależności od rozwoju rynku” – pisze Kubatova.
Polski model finansowanie elektrowni atomowej owiany jest mgłą tajemnicy. Rząd twierdzi, że konsultuje go z Komisją Europejską i ujawni dopiero jak będzie wynegocjowany. Widać konsultacje z podatnikami, którzy mają za elektrownię zapłacić, nie są potrzebne…