We wtorek, 1 maja, niemieckie elektrownie wiatrowe, słoneczne, wodne, na biomasę i biogaz przez dwie godziny dostarczały do krajowej sieci elektroenergetycznej więcej mocy (łącznie 54 GW), niż wynosiło zapotrzebowanie całego kraju (53 GW) – wynika z danych Niemieckiej Agencji ds. Sieci przeanalizowanych przez portal WysokieNapiecie.pl.
Teoretycznie praca elektrowni węglowych, gazowych i atomowych w ogóle nie była więc Niemcom przez chwilę potrzebna, ale ze względów technicznych i bezpieczeństwa nie można ich było całkowicie wyłączyć. Nadmiar mocy (ponad 15 GW) popłynął więc do sąsiadów. Ponieważ jednak w większości państw regionu 1 maja także był dniem wolnym od pracy, a zapotrzebowanie odbiorców niskie, niemieckie elektrownie konwencjonalne musiały dopłacać, aby ktoś odebrał od nich nadmiar energii (ceny na rynku spot zbliżyły się do równowartości minus 300 zł/MWh).
Na sytuacji nie skorzystali jednak odbiorcy w Polsce. Ponieważ energia z Niemiec przepływała przez nasz kraj tranzytem na południe Europy, Polskie Sieci Elektroenergetyczne udostępniały niewielkie możliwości importu. Cena na polskiej giełdzie utrzymała się więc na wysokim, jak na dzień wolny, poziomie ponad 150 zł/MWh.
Zobacz także: Niemcy budują akumulator energii dla całego Berlina
Wtorkowy rekord Niemiec to kolejny symbol transformacji energetycznej, jaka dokonuje się u naszego zachodniego sąsiada. O ile jeszcze piętnaście lat temu udział odnawialnych źródeł energii w Niemczech niewiele przekraczał 8%, o tyle w 2016 roku było to już prawie 34%, w 2017 roku ponad 38%, a do końca kwietnia tego roku 42% – wynika z danych Instytutu Fraunhofera.
Jednocześnie Niemcy zmniejszają produkcję w elektrowniach atomowych – od 2007 do 2017 roku o niemal połowę (ze 140 do 76 TWh), węgla kamiennego (ze 142 do 94 TWh) i węgla brunatnego (ze 155 do 148 TWh). Rośnie natomiast produkcja energii elektrycznej z gazu ziemnego (z 78 do 86 TWh).
Przeczytaj więcej: Langsam, langsam aber sicher czyli jak Niemcy zakopują węgiel
Łącznie produkcja energii elektrycznej w Niemczech wzrosła w latach 2007-2017 z 640 do 654 TWh, a krajowe zapotrzebowanie spadło z 622 do 600 TWh. Niemcy, z nadwyżką 54 TWh, stały się więc jednym z największych eksporterów energii elektrycznej na świecie i drugim, po Francji, w Europie.
W tegorocznych rachunkach za prąd przeciętnej niemieckiej rodziny prawie jedna czwarta (23,1%) stanowi tzw. „Opłata OZE”, wspierająca rozwój odnawialnych źródeł energii. Pomimo tego Niemcy nadal silnie wspierają „Energiewende”, czyli plan ograniczania zużycia energii, odchodzenia jednocześnie od energetyki węglowej i atomowej oraz zastępowanie ich odnawialnymi źródłami energii.
Zobacz więcej: Niemcy płacą za OZE więcej, niż za samą energię
Pomimo szybkich zmian na rynku energii elektrycznej Niemcy gorzej radzą sobie z „zazielenianiem” ogrzewania (według Eurostatu w 2016 roku 13% ciepła produkowali z odnawialnych źródeł energii – to o prawie 2 p.p. mniej niż Polska) oraz transportu (biopaliwa i „zielona” energia elektryczna w transporcie stanowią mniej niż 7%). Gorzej niż zakładał rząd, idzie im także poprawa efektywności energetycznej. W rezultacie do końca zeszłego roku nasi sąsiedzi zredukowali emisję CO2 o 27,7% w stosunku do 1990 roku i jest już niemal pewne, że nie uda im się osiągnąć niezwykle ambitnego celu redukcji emisji dwutlenku węgla aż o 40% w do końca 2020 roku. W prowadzonych przez kanclerz Merkel rozmowach koalicyjnych przyśpieszenie transformacji, zwłaszcza w transporcie, było jednym z ważniejszych tematów.