Rząd szybko zabrał się do regulowania wydobycia gazu łupkowego. To dobrze, ale pod warunkiem, że równie szybko nie znikną inwestorzy.
– NOKE będzie jak taki mąż, który nic w domu nie pomaga, siedzi na kanapie z pilotem w ręku i nawet nie daje pieniędzy na dom – mówił podczas kwietniowej konferencji Infrastruktura i Środowisko w Poznaniu Piotr Spaczyński z kancelarii SSW Spaczyński, Szczepaniak i Wspólnicy. Prawnik zobrazował w ten sposób plany utworzenia Narodowego Operatora Kopalin Energetycznych, czyli państwowej spółki, która będzie, narzuconym przez przepisy, uczestnikiem konsorcjów poszukujących i wydobywających gaz łupkowy.
Udział NOKE w poszukiwaniach, nawet tych, prowadzonych przez prywatne firmy, zapewnić mają przepisy, które w lutym przedstawiło do konsultacji Ministerstwo Środowiska. Resort w odpowiedzi dostał blisko tysiąc stron uwag od setki zainteresowanych firm, ekspertów i samorządów. To jednak nie koniec, bo kolejne setki stron uwag otrzymało także Ministerstwo Finansów, które pokazało z kolei projekt ustawy regulującej opodatkowanie wydobycia węglowodorów.
Dzielenie skóry na niedźwiedziu
Każdy z zainteresowanych dzieli już skórę na niedźwiedziu. Na przykład samorząd województwa pomorskiego chce dostawać nie 15 proc., a przynajmniej 20 proc. z wnoszonych opłat koncesyjnych. Kto zatem ma dostać mniej? Tego marszałek nie wyjaśnia. Z kolei Państwowy Instytut Geologiczny proponuje ustawowe zagwarantowanie własnego monopolu na wycenę złóż. PIG mgliście tłumaczy to potrzebą zachowania jednolitości wycen. Resort finansów zaplanował, że łączne obciążenie inwestorów podatkami i opłatami (tzw. government take) wyniesie niecałe 40 proc. Sprzeciwia się jednak temu ministerstwo gospodarki przekonując, że zbyt wysokie obciążenia zniechęcą do inwestowania w Polsce.
Jest o co walczyć, bo zdaniem analityków Ernst & Young do 2021 roku wydatki na odwierty poszukiwawcze i wydobywcze mogą sięgnąć nawet 30 mld zł. Te inwestycje zależą jednak od wyników pierwszych odwiertów i tego, czy nowe ustawy stworzą klimat do inwestycji. A z tym ostatnim może nie być tak różowo, bo w projektowanych ustawach rząd świetnie zabezpiecza swoje interesy, ale najwyraźniej nie dba o interes inwestorów.
Zgodnie z deklaracją ministerstwa finansów rząd nie będzie od inwestorów „kasował” łącznie więcej, niż 40 proc. dochodów brutto. To dwukrotnie więcej, niż obecnie, ale znacznie mniej, niż np. w Norwegii, czy Wielkiej Brytanii. Taka deklaracja pozytywnie zaskoczyła inwestorów. Jednak po dokładnej analizie przepisów Orlen Upstream (obok PGNiG właściciel największej liczby koncesji na rozpoznawanie i poszukiwanie gazu łupkowego) wyliczył, że realny poziom government take może wynieść od 60 do nawet 130 proc.
Zdecydowanie wyższy poziom obciążeń fiskalnych to m.in. efekt nierównoprawnego udziału NOKE w przyszłych konsorcjach wydobywczych. Państwowa spółka, zgodnie z projektowaną ustawą, ma ponosić maksymalnie 5 proc. kosztów inwestycyjnych takich konsorcjów. Z kolei jego udziały w zyskach, co do zasady, mają być znacznie wyższe. O tym jak wielkie zadecyduje przetarg na otrzymanie koncesji. Jednak NOKE wspólnie z operatorem takiej koncesji powinno mieć przynajmniej połowę udziału w zyskach. Oba te ograniczenia są jednymi z najszerzej krytykowanymi przez branżę.
NOKE nie dostanie koncesji?
Niektóre zapisy przygotowywanej ustawy stawiają z kolei przed inwestorami takie wymagania, że najprawdopodobniej nie spełni ich sam… Narodowy Operator Kopalin Energetycznych. Ustawa wymagać będzie od uczestników konsorcjum potwierdzonego doświadczenia w wydobywaniu węglowodorów. Tego warunku nie tylko nie spełnią inwestorzy finansowi, którzy na świecie często angażują się w takie projekty wykładając jedynie pieniądze, ale także państwowe spółki energetyczne, które zostały przez ministra skarbu przymuszone do współpracy z PGNiG przy łupkach, jak również NOKE.
Groźny marazm
Jednak nie same przepisy, z których część na pewno wymaga poprawy, są największym zagrożeniem dla poszukiwań i wydobycia łupków w Polsce. Tym zagrożeniem jest przeciągająca się procedura ich uchwalania. Projektowane przepisy są na tyle istotne, a do tego niekorzystne dla pionierów poszukiwań, że inwestorzy mogą wstrzymać kolejne odwierty w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń.
Tymczasem przykład tzw. trójpaku energetycznego, czyli pakietu ustaw procedowanego nieprzerwanie od 2011 roku pokazuje, że rząd może mieć duże trudności w sprawnym przyjęciu nowych rozwiązań.
Inwestorzy powtarzają, że nawet najgorsze przepisy są lepsze, niż niepewność co do ich wprowadzenia. Ministerialni urzędnicy powinni wziąć sobie ich słowa do serca.