Spis treści
Od 1 stycznia 2021 roku do rachunków za energię elektryczną doliczana będzie opłata mocowa. Ponad 15,6 mln gospodarstw domowych i rolnych zapłaci za nią ryczałtem (jedną z czterech miesięcznych stawek, uzależnioną od wielkości rocznego zużycia energii). Najczęściej będzie to ok. 8 zł miesięcznie brutto więcej dla każdego z gospodarstw domowych. Według szacunków portalu WysokieNapiecie.pl rządowy Zarządca Rozliczeń tytułem nowej opłaty zbierze od odbiorców indywidualnych ok. 1,1 mld zł plus VAT.
Pozostałe 4,5 mld zł zapłacą w przyszłorocznych rachunkach za prąd wszyscy pozostali odbiorców (głównie przemysł i usługi). Opłata mocowa będzie doliczana do energii elektrycznej zużywanej przez nich jedynie w godzinach szczytowych (od 7 do 22 w dni robocze), jednak wyniesie aż 76,20 zł/MWh.
Zobacz także: Jak zmniejszyć rachunek za rynek mocy
W przypadku usług i handlu efektywna stawka opłaty mocowej w całym rachunku za energię będzie zbliżona do stawki ustawowej, bo zdecydowana większość zużycia energii elektrycznej u tych odbiorców przypada właśnie na godziny szczytowe.
Średnio rzecz biorąc u wszystkich odbiorców biznesowych (kupujących w sumie ok. 110 TWh energii elektrycznej rocznie) efektywna stawka będzie jednak o połowę niższa i wyniesie ok. 40 zł/MWh.
Przemysł zapłaci niższe stawki, ale najmocniej odczuje wzrost kosztów
Teoretycznie w lepszej sytuacji znajdzie się przemysł pracujący 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, bo znaczna część jego zużycia przypada na godziny pozaszczytowe, nieobciążone opłatą mocową. Przy całkowicie płaskim profilu zużycia, czyli zużyciu takiej samej ilości energii w każdej godzinie roku, efektywna stawka nowej opłaty wyniosłaby ok. 33 zł/MWh.
Zobacz więcej: Przemysł wkurzony na energetyków
To jednak marne pocieszenie dla przemysłu energochłonnego, bo każde 1 zł/MWh więcej za prąd oznacza dla niego zauważalne pogorszenie konkurencyjności cenowej wyrobów na świecie. Największy przemysł płaci dziś relatywnie najniższe stawki za zakup i dystrybucję prąd, więc opłatę mocową odczuje jednocześnie jako najwyższy wzrost swoich rachunków, sięgający w niektórych przypadkach nawet 20 proc.
Na ulgi musi się zgodzić Bruksela
Dlatego rząd zawarł w ustawie o rynku mocy ulgi sięgające nawet do 85 proc. stawki opłaty mocowej w przypadku największych odbiorców przemysłowych. Chodzi w sumie o kilkadziesiąt podmiotów, zużywających w sumie 20 TWh energii elektrycznej rocznie, z takich branż jak górnictwo, hutnictwo, chemia, produkcja cementu, papieru czy żywności.
Jednak zgodę na taką pomoc publiczną musi wyrazić Komisja Europejska. Polski rząd od dawna nie ma jednak najlepszych stosunków z Brukselą. Negocjacje przeciągały się na tyle, że w końcu rząd postanowił zaryzykować i wprowadzić rynek mocy, obciążając jego kosztami także przemysł, aby w międzyczasie dalej negocjować zgodę na wprowadzenie ulg dla wybranych odbiorców.
Zobacz także: Rynek mocy to coraz większa moc…. kosztów. Tak drogo jeszcze nie było
W międzyczasie odbyły się cztery aukcje na rynku mocy, których celem było wsparcie istniejących i budowę nowych mocy energetycznych czy nowych technologii, jak systemów DSR (redukcji zapotrzebowania na moc). Według informacji portalu WysokieNapiecie.pl ich wyniki bardzo rozczarowały urzędników Komisji. – W nieoficjalnych rozmowach dali nam do zrozumienia, że nie taki był cel rynku mocy. Miał posłużyć jako stymulator do inwestycji w nowe, niskoemisyjne źródła energii, tymczasem okazało się, że głównym beneficjentem są istniejące już bloki węglowe – relacjonowała nam osoba znająca kulisy negocjacji.
W sumie państwowe koncerny energetyczne zgarnęły niemal całą pulę z owych 5,6 mld zł rocznie, a same koszty systemu (de facto wysokość dopłat do elektrowni) okazały się dużo wyższe, niż to co rząd pokazał unijnym urzędnikom (zakładał ok. 4 mld zł rocznie).
Zobacz także: Koszty rynku mocy o miliard zł wyższe niż zakładał rząd
Rząd negocjuje nowy wariant ulg
Oficjalnej decyzji Brukseli o odrzuceniu polskiej propozycji wprawdzie wciąż nie ma, ale z informacji WysokieNapiecie.pl wynika, że Ministerstwo Klimatu i Środowiska negocjuje już inny wariant ulg – tym razem chodzi o obniżenie opłat mocowych dla przedsiębiorców, którzy zużywają prąd 24 godz. na dobę, „piątek, świątek i niedziela”. Czyli, w energetycznym żargonie, dla odbiorców o płaskim profilu zużycia.
To właśnie np. huty czy cementownie. Uzasadnieniem dla ulgi jest fakt, że tacy odbiorcy stabilizują system energetyczny, unikając niebezpiecznego huśtania zapotrzebowaniem. Nie generują więc kosztów utrzymania rezerwowych elektrowni.
„Ministerstwo Klimatu i Środowiska wystąpiło do Komisji Europejskiej z propozycją na reparametryzacji opłaty mocowej, która pozwalałaby odbiorcom o stosunkowo płaskim profilu zużycia, którzy w najniższym stopniu przyczyniają się do kosztów rynku mocy, na płacenie niższych stawek” – napisał resort w odpowiedzi na postulaty przemysłowców.
Bruksela poprosiła jednak o więcej szczegółów. Polskie Sieci Elektroenergetyczne opracowały więc odpowiednie analizy. Teraz piłeczka jest po stronie Komisji, która zastanawia się czy to wystarczy, czy też trzeba drążyć dalej.
Ale wszystko wskazuje na to, że przemysł ciężki wejdzie w 2021 r. obciążony dodatkowymi opłatami. A przemysłowcy liczą się z tym, że będą płacić przynajmniej przez pierwszy kwartał.
W zeszłym roku na fali podwyżek hurtowych cen prądu rząd zdecydował się przyznać przemysłowi rekompensaty za uprawnienia do emisji CO2, które już od wielu lat miały firmy w Niemczech, Francji czy we Włoszech. W sumie to 880 mln zł, które firmy miały dostać na konta w przyszły roku. Całą tę kwotę będą musiały teraz „oddać” w rachunkach za prąd.
Przemysłowcy chcą odroczenia opłat
Szeroko pojęty przemysł energochłonny – huty stali, miedzi, cynku i ołowiu oraz szkła, cementownie, wielkie zakłady chemiczne, przemysł wapienniczy i papierniczy to 5 proc. polskiego PKB. Zatrudnia ponad 400 tys. ludzi a wartość produkcji sięga 385 mld zł. Pięćdziesiąt jeden największych firm energochłonnych zużywa aż 26 TWh prądu czyli 15 proc. krajowego zapotrzebowania. Same huty stali zużywają ok. 6 TWh, cementownie kolejne 1,4 TWh.
To także potężne i wpływowe lobby – wystarczy wspomnieć jaki rezonans w mediach i wśród polityków wywołała tegoroczna decyzja o zamknięciu wielkiego pieca hutniczego w Krakowie.
Przemysłowcy szukają pomocy u „swoich” związkowców i samorządowców. Wojewódzkie Rady Dialogu Społecznego w Małopolsce, na Śląsku i Świętokrzyskiem przyjęły uchwały domagające się jakiegoś mechanizmu ochronnego lub odroczenia wprowadzenia opłaty mocowej do końca przyszłego roku. Odroczenie nie wchodzi jednak w grę.
„Postulowane przez odbiorców energochłonnych przesunięcie wdrażania rynku mocy do dnia 31 grudnia 2021 r. jest nieuzasadnione z wielu powodów. Najistotniejszym jest prognozowane przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne potencjalne zagrożenie braku wystarczających nadwyżek mocy w krajowym systemie elektroenergetycznym zagrażające ciągłości dostaw w najbliższym czasie” – odpisał resort klimatu w liście do WRDS z Małopolski.
Dalej czytamy, że „gospodarcze problemy odbiorców energochłonnych w pełni zasługują na poważną analizę i ich rozwiązanie” powinno ono jednak być „neutralne dla innych, zwłaszcza także strategicznych sektorów gospodarki”.
Innymi słowy, energetyka nie może czekać na wpływy z rynku mocy jeszcze rok, bo jest w kiepskiej kondycji finansowej.
Gdyby z kolei nie odraczać samych płatności dla elektrowni, tylko pobór opłat, wówczas państwowy Zarządca Rozliczeń SA musiałby zaciągnąć kredyt na owe 5,6 mld zł. Szybkie skonstruowanie konsorcjum banków (obok państwowych, musiałyby przystąpić do niego także prywatne) byłoby niezwykle trudne i kosztowałoby dodatkowo jakieś 150 mln zł rocznie w samych odsetkach.
Sami zrobią sobie prąd
W zeszłym roku na fali podwyżek hurtowych cen prądu rząd zdecydował się przyznać przemysłowi rekompensaty za uprawnienia do emisji CO2, które już od wielu lat miały firmy w Niemczech, Francji czy we Włoszech. W sumie to 880 mln zł, które firmy miały dostać na konta w przyszły roku. Całą tę kwotę będą musiały „oddać” w rachunkach za prąd.
Może się więc okazać, że przemysł – poza skutkami pandemii – w przyszłym roku będzie się musiał liczyć jeszcze ze spadkiem swojej konkurencyjności na globalnych rynkach.
Skutki wprowadzenia rynku będą więc długofalowe. Część firm będzie się starała przesunąć produkcję na noc, tak aby zmniejszyć opłatę mocową. Przemysłowcy planują też inwestycje we własne źródła prądu.
Kilka dni temu grupa chemiczno-metalurgiczna Boryszew ogłosiła, że kupiła od siostrzanej spółki farmę wiatrową o mocy 27 MW. Boryszew planuje też rozwój własnej „przyzakładowej” fotowoltaiki. Inne firmy, np. mleczarnie na dużą skalę inwestują we własne małe elektrociepłownie gazowe.
Sprzyjać takim inwestycjom będą też nowe wytyczne Brukseli w sprawie ulg dla przemysłu w ETS. Od 2021 r. prawo do udziału w puli 880 mln zł o których była mowa wyżej będą miały firmy, które co „dążą do tego” aby co najmniej 30 proc. zużywanego prądu pochodziło z OZE albo inwestują połowę otrzymanych pieniędzy z ulg w obniżenie emisji, np. we własne źródła prądu, „czystsze” niż elektrownie węglowe.
Krótkoterminowo rynek mocy da finansowy oddech wielkim państwowym elektrowniom. W perspektywie kolejnych 10 lat będą jednak tracić najważniejszego klienta – duży i mały przemysł.