Anglicy grają przeciw odnawialnym źródło energii, Niemcy za. Polska stoi w lekkim rozkroku….
Podczas gdy w Polsce politycy toczą jałowe spory kto podpisał pakiet klimatyczny i czy stało się to w 2007 czy w 2008 r. w Brukseli i kilku zachodnich stolicach toczy się żywa debata na temat polityki klimatyczno-energetycznej po 2020 roku. Wtedy bowiem wygaśnie obecny pakiet 3×20, który, przypomnijmy, zakłada, że do 2020 r. emisje CO2 spadną o 20 proc. udział energetyki odnawialnej wzrośnie w całej UE do 20 proc. a kraje UE będą zużywać o 20 proc. energii mniej.
Komisja Europejska chce w 2030 r. zmniejszenia emisji CO2 o 40 proc. i zwiększenia udziału odnawialnych źródeł energii (OZE) do 30 proc.
O co toczyć będzie się gra? Wielu polityków coraz częściej napomyka, że energetyka odnawialna kosztuje zbyt wiele, a poza tym nie spełniła pokładanych w niej nadziei. Wymaga wsparcia z kieszeni konsumentów (w samych Niemczech będzie to w tym roku 20 mld euro), a wcale nie napędza europejskiej gospodarki tak, jak zakładano. Okazało się bowiem, że np. tanie panele słoneczne importowane są z Chin. Żeby ratować europejskich wytwórców Komisja Europejska nałożyła w czerwcu karne cła na chińskie panele, Chiny zaś odpowiedziały podwyżką ceł na francuskie wina. Tymczasem u wrót europejskiego rynku stoją już kolejne chińskie firmy – jedni z największych na świecie producentów turbin wiatrowych.
Po pierwsze gra będzie się toczyła o to, żeby Unia Europejska zamiast dwóch celów wyznaczyła sobie jeden – konkretnie zmniejszenie emisji CO2. Kto może poprzeć takie stanowisko? Na razie na pewno Brytyjczycy. – Dla Wielkiej Brytanii obniżenie emisji jest ważniejsze od rozwoju odnawialnych źródeł energii (OZE). Uważamy, że powinno się wspierać wszystkie niskoemisyjne technologie, a nie tylko OZE – mówił niedawno w wywiadzie dla PAP Hergen Haye z brytyjskiego ministerstwa energetyki. – Brytyjski rząd uważa, że można wspierać nie tylko OZE, ale także wszystkie technologie niskoemisyjne, a energia jądrowa jest jedną z nich – podkreślił Haye. Brytyjczycy negocjują publiczne wsparcie dla budowanej przez francuski EDF elektrowni atomowej w Hinkley Point). Tymczasem jeszcze w tym roku Komisja Europejska opublikuje wytyczne do zasad pomocy publicznej w energetyce, które określą jak państwom wolno wspierać energetykę konwencjonalną i atomową.
Patrz: Jądro rynkowej ciemności
Gdyby brytyjski punkt widzenia przeszedł, to wówczas czeka nas ostra dyskusja nad tym jakie technologie można uznać za „niskoemisyjne” i zasługujące na wsparcie.
Ale Komisja Europejska będzie bronić dwóch celów. – Dla nas ścięcie odnawialnych źródeł energii oznacza zakwestionowanie sensu dotychczasowej polityki i ułatwienie zadania sceptykom polityki klimatycznej, bo łatwiej będzie im atakować jeden cel niż dwa – mówi nam urzędnik z Komisji Europejskiej.
Gdyby cel dla OZE został zlikwidowany, to wówczas Komisja Europejska straciłaby potężnego sojusznika – lobby energetyki odnawialnej, które daje dziś pracę ok. 300 tys. ludzi w całej UE.
Jakie są szanse na to, że brytyjski punkt widzenia może zostać przyjęty? Na pewno mogą sprzyjać mu Francuzi, gdzie bardzo silna jest energetyka jądrowa, a dużo słabsza – odnawialna. Wprawdzie obecny prezydent Francois Hollande zapowiadał zmniejszenie zależności od energetyki atomowej, która daje dziś 79 proc. prądu, ale na razie niewiele we Francji się zmieniło.
Z drugiej strony stać będą na pewno Niemcy, którzy zamykają elektrownie atomowe i chcą w perspektywie do 2050 r. produkować większość energii z odnawialnych źródeł. Poza tym są potężnym eksporterem technologii OZE – najlepszym przykładem są wiatraki Siemensa obecne w całej niemal Europie. Popyt na nie zależy od wsparcia udzielanego energetyce odnawialnej przez poszczególne państwa, do czego na razie nakłania unijny cel 20 proc. „zielonej” energii do 2020 roku.
O co gra Polska? Ze stanowiska przyjętego przez rząd wynika, że stoimy w lekkim rozkroku. Z jednej bowiem strony jesteśmy niechętni nowym celom zmniejszenia emisji, co wspierają Brytyjczycy. Z drugiej strony możemy w nim przeczytać, że „Rząd RP widzi potrzebę wycofywania wsparcia dla tych technologii OZE, które osiągną poziom rozwoju umożliwiający ich funkcjonowanie na zasadach rynkowych”. Problem w tym, że nie wiadomo, jakie to będą technologie. Lądowe wiatraki? Elektrownie opalane biomasą? Panele słoneczne?
Komisja Europejska zakłada, że OZE po 2020 r. powinny stanąć na własnych nogach i obywać się bez wsparcia. Jeśli tak się stanie, to niepotrzebne będą żadne cele w dziedzinie odnawialnej energii.
A jeśli nie? Firmy, które inwestują w odnawialną energię chcą wiedzieć na czym stoją – czy mogą liczyć na wsparcie i na jakie. Elektrownię wodną czy biomasową stawia się na 40 lat, wiatrową na 25.
Dobrze by było, gdyby polski rząd zdecydował wreszcie jakie technologie OZE mają w naszym kraju największy potencjał rozwoju i mogą w największym stopniu przysłużyć się całej gospodarce.
Wówczas będzie można lepiej bronić naszych interesów na forum UE.